Ksiądz? A po co?

Marcin Jakimowicz


publikacja 13.03.2015 11:53

Niektórym wspólnotom wydaje się, że świetnie poradzą sobie bez księdza. To prawda. Wydaje im się.


– Ważne, by kapłani przeżywali to samo, co wspólnota – zauważa bernardyn o. Cyprian Moryc jófef wolny /foto gość – Ważne, by kapłani przeżywali to samo, co wspólnota – zauważa bernardyn o. Cyprian Moryc

Czy wspólnota jest w stanie przetrwać bez kapłana? To pytanie nurtuje mnie od lat. Widziałem grupy, które rozsadziły podziały, wzajemne przepychanki i oskarżenia, a ponieważ nie było z nimi kapłana, zabrakło kogoś, kto mógłby być w tych sporach rozjemcą. Widziałem też księży, którzy nie słuchając tego, co Duch Święty mówi przez konkretną wspólnotę, wydawali autonomiczne werdykty, które, jak się rychło okazało, przynosiły złe owoce. 


Duchowy firewall


– Ważne, by kapłani przeżywali to samo, co grupa – zauważa bernardyn o. Cyprian Moryc, opiekun lubelskiej Wspólnoty Najświętszego Imienia Jezus. – Już ks. Blachnicki pisał: „Jeśli ktoś wchodzi w Ruch Światło–Życie, niech wejdzie w jego duchowość całym sobą”. Podobnie z Odnową w Duchu Świętym. Ksiądz nie może być jedynie z przydziału. Chrzest w Duchu Świętym naprawdę mu nie zaszkodzi. Nawet jeśli ma święcenia i różne ważne tytuły. Widzę jednak dwie strony medalu. To nie jest tylko problem kapłanów, którzy nie chcą się angażować. Stara maksyma mówi: „Nauczyciel przychodzi, gdy uczeń jest gotowy”. Powstaje pytanie, czy tak naprawdę wspólnoty chcą tych księży? Często we wspólnotach osób dorosłych widzę niepokojące zjawisko: ważne, by było dużo dewocji, modlitwy, byle sporo się działo.

Jest strach przed dyscypliną, formacją. A nuż ten ksiądz będzie się dobierał do tych naszych praktyk? Będzie realizował swój program, oczekiwał owoców? 
Znam ten sposób myślenia. Przerobiliśmy go we wspólnocie na własnej skórze. „Nie mamy wprawdzie kapłana, ale po co nam ksiądz?” – kombinowaliśmy po cichu przed laty. – Przyjdzie i ustali swoje reguły. Taka stagnacja trwała do czasu, gdy okazało się, że brak kapłana zaczął nam mocno doskwierać. Przychodziło mnóstwo ludzi z zewnątrz. Przynosili „na plecach” wiele problemów, zranień, zawirowań, niepokojów, duchów. Brakowało rozeznania, ostatecznej instancji, duchowego „firewallu”, który zapewnia wspólnocie obecność osoby konsekrowanej (zapewniam, to nie tania metafora!). Jak to wszystko rozeznać? – zachodziliśmy w głowę. Dziewczyna zaczyna wymiotować w czasie modlitwy. Rotawirus? Grypa żołądkowa czy już jakaś oznaka zniewolenia? Byliśmy często bezradni. Co więcej, we wspólnocie pojawiły się spory, pęknięcia. Dziś, gdy słyszę buńczuczne wyznanie jakiejś grupy: „Damy sobie radę bez księdza”, jestem pierwszą osobą, która zaoponuje.
– Kapłan musi interweniować z mocą tam, gdzie widzi brak jedności, niezdrową rywalizację pomiędzy animatorami, niezgodne z prowadzeniem Ducha Świętego postawy – wyjaśnia ks. Wojciech Nowacki, były przewodniczący Krajowego Zespołu Koordynatorów Odnowy w Duchu Świętym. – To jest jego funkcja profetyczna, funkcja rozeznawania, którą powinien podejmować. Jak uczy Sobór Watykański II, do niego należy także posługa rozeznawania autentyczności charyzmatów, więc jako pasterz Kościoła powinien umiejętnie korzystać z tego daru.


Naczynia połączone


– Pojechałem kiedyś do Lanckorony na rekolekcje „Ekumenizm Ducha” – opowiada ks. Jarosław Ogrodniczak z Katowic. – Spotkałem tam kilka osób, których wspólnoty odeszły przed laty z Kościoła katolickiego. Co mnie zdumiało? Oni mieli ogromny szacunek do księży, mówili o kapłaństwie z tęsknotą, czuć było w ich słowach ból. Jedna z tych osób powiedziała mi wprost: gdybym wiedziała o Kościele takie rzeczy, które słyszę teraz od księdza, nie odeszłabym przed laty. Pamiętajmy, że autorytet w Kościele przychodzi zawsze przez włożenie rąk, z „nadania”. Widać to już w listach apostolskich. Autorytet kapłana pochodzi z namaszczenia. Tradycja pokazuje, że w Kościele to właśnie od autorytetu, struktury, kolegialności płynie błogosławieństwo. To nie demokracja, ale działanie w duchu jedności, posłuszeństwa. Pełnia Kościoła jest tam, gdzie jest sprawowana Eucharystia, a tego nie da się „załatwić” bez kapłana. Ksiądz ma wpływ na wspólnotę przez sakramenty, przez spowiedź, kierownictwo duchowe. Jeżeli we wspólnocie nie naciska się na sakramenty, to na co się naciska? Przecież to gwarantowana w Kościele łaska obiektywna, działająca bez względu na pogodę, grzeszność czy świętość księdza! 
Czy kapłan we wspólnocie jest ostateczną instancją w rozeznawaniu? Czy jego rozeznanie jest większe niż pozostałych członków grupy? – Nie wszyscy księża mają taki dar, jak o. Joachim Badeni, który widząc dwie hostie, był w stanie powiedzieć, która jest konsekrowana, a która nie – uśmiecha się ks. Ogrodniczak. – Księża muszą się tego rozeznawania uczyć, współpracując ze wspólnotą. Sam uczyłem się tego przez lata w Istebnej czy Koniakowie. Ksiądz nie jest nieomylny. Jeśli cała wspólnota rozeznaje coś w jedności, w pokoju, a kapłan stwierdza: „Nie. Robimy odwrotnie”, to musi się zastanowić, czy to na pewno właściwa decyzja. Ja nigdy nie stawiałem wspólnoty przed decyzją: albo „wy”, albo „ja”. Kardynał Ratzinger pisał kiedyś, że Kościół jest jak rodzina. Rodziny się nie wybiera. Co to znaczy? Moi bracia i siostry są tacy, jacy są, ale stanowimy rodzinę. Ksiądz jest, jaki jest, ale jest w rodzinie. On pomaga nam – my jemu. Tak to działa.


Poczucie bezpieczeństwa


– Problemem jest to, że wypowiadając słowa „ksiądz” i „wspólnota”, stawiamy je od razu w opozycji – wyjaśnia o. Mariusz Orczykowski, franciszkanin związany z krakowską wspólnotą „Głos na pustyni”. – Tak naprawdę księża są dla wspólnoty, a ona może skorzystać z ich obecności. Oni nie stoją wobec siebie w opozycji! Autorytet księdza nie wypływa z jego indywidualnych cech, predyspozycji, ale z urzędu kapłańskiego, „podłączenia” do tego, co rozeznaje cały Kościół. Dzięki temu obecność kapłana daje wspólnocie stabilność. Mamy pytania i możemy udać się z nimi do księdza, który podpowie nam, jak pewne sprawy rozstrzygnąć. Może to uczynić w porozumieniu z biskupem, innymi kapłanami. To daje wspólnocie poczucie bezpieczeństwa – wyjaśnia. – Mam autorytet nie jako Mariusz Orczykowski, ale dlatego, że mam coś, co mnie przerasta – namaszczenie Kościoła. Masowe przebudzenie osób świeckich, ten obserwowany ostatnio w wielu wspólnotach oddolny ruch, jest wciąż obszarem nowości, rozeznawania. To przebudzenie duchowe jest bardzo dobrą rzeczą, ale dla Kościoła pewną nowością. On znakomicie potrafi się poruszać na płaszczyźnie strukturalnej, liturgicznej, sakramentalnej: tu rozeznanie jest już dokonane, a Kościół potwierdził je jako tradycję. We wszelkich powiewach Ducha jest zawsze element zaskoczenia, nowości, który wymaga rozeznania. Bo nie wszystko, co wpływa na wspólnotę i dynamizuje ją, jest od Ducha Bożego! Tu niezwykle pomocna jest obecność kapłana. Zauważyłem, przyglądając się wielu relacjom ekumenicznym, że Kościół protestancki jest w tej rzeczywistości „słabszy”. Autorytet jednego czy drugiego lidera albo pastora jest związany z jego osobą i łatwo można go podważyć. To stary, biblijny problem. Widzimy urząd proroka i apostola. Prorok zawsze jest podległy urzędowi apostolskiemu, który jest zachowywany przez sukcesję i wiąże się z odpowiedzialnością Kościoła. Jako kapłan wchodzę w ten rodzaj autorytetu, który jest mi dany nie ze względu na moje zasługi, ale na odpowiedzialność, która została mi udzielona. 
– Ważne jest, by kapłan słuchał tego, w jaki sposób Duch przemawia przez konkretną wspólnotę – dopowiada o. Mariusz. – Czasami wspólnota jest tak skupiona na księdzu, że boi się sama podjąć decyzję, pójść w kierunku, który podpowiada jej Duch Święty. Nie może być tak, że wspólnota podchodzi do kapłana i mówi: „Powiedz nam teraz, co Duch Święty do nas mówi”. Nie! Świeccy mają sami nasłuchiwać, a obecność kapłana nie zwalnia ich z tego rozeznawania. Widzę, jak bardzo ten nowy powiew Ducha przychodzącego przez przebudzenie osób świeckich wpływa na nas, kapłanów. Uczę się, by nie wiązać ludzi ze sobą, ale ze Słowem, z autorytetem Boga. Muszę często usuwać się, pozostawać w cieniu, po to, by to świeccy wchodzili w miejsce przewodzenia. To oni mają być liderami, ludźmi odpowiedzialnymi za Kościół. To jest ich czas! Ja, jako kapłan, mam im służyć, być we wspólnocie zaczynem pojednania. Kapłan ma wnosić do wspólnoty ducha pokoju, jednania, wchodzić w rolę Jezusa, którzy przyszedł pojednać świat z Bogiem. Jeśli decyzje księdza powodują w jakiejś wspólnocie podział czy rozłam, to myślę, że podważają jego powołanie kapłańskie.


Zapędzanie baranów?


„Lud Boży odczuwa potrzebę kapłanów-uczniów, którzy mają głębokie doświadczenie Boga, są przemienieni według serca Dobrego Pasterza, są spolegliwi natchnieniom Ducha, karmią się Słowem Bożym, Eucharystią i modlitwą” – czytam w dokumencie podsumowującym V Ogólną Konferencję Episkopatów Ameryki Łacińskiej i Karaibów, zwanym „dokumentem z Aparecidy”. – Kapłan jest na służbie wspólnoty – nie ma wątpliwości bp Grzegorz Ryś. – Biskupi latynoamerykańscy stwierdzili, że kapłaństwo wierne takiej tożsamości jest trudniejsze nawet od życia w celibacie. Myślę, że mają rację. Kapłaństwo rozumiane jako służba naprawdę wymaga od księdza nawrócenia. Ksiądz jest człowiekiem, który gromadzi Kościół. Ale to nie ma być zapędzanie baranów do zagrody, tylko rozbudzanie w ludziach poczucia wspólnoty, współtworzenia Ciała Chrystusa. W dokumencie z Aparecidy pojawia się nawet taka teza, że nawrócenie pastoralne jest jednym z ważniejszych wymiarów nawrócenia księdza. To, na ile on się nawraca, widać choćby w kondycji wspólnot w jego parafii. 
Często wracam pamięcią do Łodzi. Do akcji „spacerologii” – modlitwy za miasto. Pary ruszają na ulice, by modlić się za napotkanych ludzi, urzędy, ściągać niebo na ziemię i błogosławić miasto pochłonięte walką na graffiti między ŁKS-em a RTS-em. Ekipa wywodzi się z łódzkiej Odnowy, która zakorzeniła się przy parafii jezuitów. – Zawsze ruszamy spod ołtarza. Ojciec Remigiusz Recław prosi Jezusa, by Jego krew nas obmyła, chroniła. To on rozsyła nas w miasto – opowiadała mi Ela Pozorska, odpowiedzialna za grupę. – Bez tego rozesłania nie ruszamy.