Nie ma wyjścia

Andrzej Macura

Wyrywać i niszczyć? Nie ma problemu. Budować i sadzić? O, to takie mało efektowne i mozolne....

Nie ma wyjścia

Dzieci gwałcą dzieci – alarmuje Rzeczpospolita. Chciałoby się napisać: a nie mówiliśmy? To wszystko wina... I tu wymienić czego albo czyja. Pornografii, tak łatwo dostępnej także dla dzieci, bezkarności w której wychowywani są młodzi ludzie czy jeszcze czegoś innego. Chciałoby się. I pewnie tak napisany komentarz cieszyłby się sporą popularnością, wyrażoną lajkami na Facebooku czy ilością dyskutujących pod tekstem. Tylko jaki to ma sens? Kolejne bicie na alarm czy obrażanie się na rzeczywistość. Coś to da więcej niż wzmocnienie przeświadczenia, że przyszło nam żyć w świcie paskudnym, zdemoralizowanym i głupim na dokładkę?

Na takie i podobne zjawiska nie ma prostego lekarstwa. Świat jest jaki jest i ani nie cofnie się w swoim (nie zawsze szczęśliwym) rozwoju o 50 lat, ani nie zmienią nic nasze apele. Bo nie tylko nikt się nimi nie przejmuje, ale często budzą jeszcze złość. Jedynym sposobem na odmienienie tego świata jest danie mu na powrót Chrystusa. A tego nie zrobi się ani narzekaniem ani obrażaniem się.

Czytam co ostatnio mówił papież Franciszek. Najpierw odwiedzając jedną z parafii w peryferyjnej dzielnicy Rzymu, Tor Bella Monaca. Bezrobocie sprawia, że kwitnie tam przestępczość. Co radzi papież? „Nie możemy tylko powtarzać: «musisz to, musisz tamto»; potrzebna jest bliskość, która jest czułością, jakiej nauczył nas Jezus”. No dobrze – ciągnie dalej Franciszek – „«ale czy chodzi też o bliskość wobec tego, kto zabił dwie, trzy osoby?». Tak, zbliż się do niego, bo i on ma serce, a Bóg go kocha. Jest tyle niesprawiedliwości. Nie można walczyć z niesprawiedliwością organizując krzykliwe manifestacje polityczne, po których idzie się na dobrą pizzę i piwo, to jest niepotrzebne. Potrzebna jest bliskość, czułość, miłość i dzielenie życia”.

Myślę, że tę radę można też odnieść do wychowania młodych. Im też nie są potrzebne pouczenia, ale bliskość, czułość, miłość i dzielenie życia. I jeśli czemuś tu należałoby się przeciwstawić, to temu nieznośnemu odgradzaniu wychowawców ( a coraz częściej także rodziców) od młodych mnożeniem mało sensownych przepisów i obarczaniem tych pierwszych  mnóstwem roboty papierkowej. Dziś często nie ma miejsca na spotkanie młodych z dorosłymi nie dlatego, że komuś się nie chce, ale dlatego, że między nimi staje urzędnik z wszystkimi formalnymi wymaganiami. Dodajmy: urzędnik wystraszony, obawiający się nie tylko swoich zwierzchników, ale i dziennikarzy, którzy gdy coś pójdzie nie tak zawsze znajdą winnego.

I drugie wskazanie. List papieża Franciszka na stulecie Uniwersytetu Katolickiego Argentyny. „Powinniśmy strzec się teologii, która wyczerpuje się w akademickiej dyspucie bądź spogląda na ludzkość z wysokości zamku ze szkła” – pisze papież Franciszek dodając: „także od dobrych teologów, niczym od dobrych pasterzy, czuć ludem i ulicą: dzięki swojej refleksji mają oni lać oliwę i wino na ludzkie rany”. No właśnie. Jak to ujął papież Franciszek teolog nie może być tylko muzealnym badaczem prawd, z którymi nie wiadomo co zrobić ani „balkoniarzem” biernie przyglądającym się przepływającej historii. „Powinien być osobą zdolną do budowania wokół siebie człowieczeństwa, przekazywania boskiej prawdy chrześcijaństwa w wymiarze prawdziwie ludzkim, a nie intelektualnym beztalenciem, moralizatorem bez dobroci czy sakralnym biurokratą”.

Roboty dużo, tylko chyba trochę za mało chętnych. Ale maskowanie swojej bierności narzekaniem to kiepska strategia.