Odzieranie z iluzji

publikacja 11.03.2015 06:00

Diakoni. To rodzaj przymiarki i jak to z przymiarkami bywa, trudno oczekiwać, że wszystko będzie pasowało.

Diakon Sebastian Makuch podczas Mszy św. na rozpoczęcie Roku Życia Konsekrowanego ks. Roman Tomaszczuk /Foto Gość Diakon Sebastian Makuch podczas Mszy św. na rozpoczęcie Roku Życia Konsekrowanego

Za tydzień rozpoczną wielkopostną praktykę w parafiach. Wejdą w nowe obowiązki, poznają nowych ludzi, ale także dadzą się poznać nowym wspólnotom i księżom. Tyle „nowości”, bo za nimi pierwsza część praktyki.

Dobrze, że jesteś! – zazwyczaj

O diakonach jest mowa już w Dziejach Apostolskich (Dz 6,1-6). Wybrali ich apostołowie, żeby zajęli się służbą charytatywną w jerozolimskiej gminie chrześcijańskiej. Wtedy było ich siedmiu. Cieszyli się „dobrą sławą” oraz byli „pełni Ducha i mądrości”. Apostołowie modlili się nad nimi i włożyli na nich ręce. Wkrótce zajęli się nie tylko pomocą biednym, ale także zaczęli pełnić funkcje liturgiczne: odczytywali Ewangelię, podawali intencje modlitw, rozdzielali Eucharystię i pomagali biskupowi przy chrzcie. Dzisiaj diakonat to pierwszy z trzech stopni sakramentu święceń (po nim jest prezbiterat i episkopat, czyli biskupstwo). Diakoni są święceni dla posługi, nie dla kapłaństwa. Ich zadaniem jest więc służba „w posłudze liturgii, słowa i miłości”. – Dlatego głównym naszym zajęciem na parafii podczas praktyk jest: prowadzenie nabożeństw, przewodniczenie pogrzebom, udzielanie chrztu św., pełnienie swoich funkcji podczas Mszy św., łącznie z głoszeniem homilii – wylicza dk. Sebastian Makuch, który praktykę odbył w katedrze.

Jego kolega dk. Sebastian Tomaszewski dodaje: – I jeszcze uczestniczenie w spotkaniach poszczególnych grup parafialnych. Kościół dziś musi inwestować w młodzież. Parafia, w której odbywałem praktykę, jest bogata w ludzi młodych, którzy przez długoletnią pracę duszpasterzy byli i są dalej formowani. Byłem zbudowany tym, co zobaczyłem, przekonałem się bowiem, że młodzież bardzo lgnie do Kościoła. Bywa jednak i tak, że praktyka nie rozwija. Szczególnie wtedy, gdy duszpasterze nie wykorzystują potencjału jakim dysponują diakoni. – W trakcie praktyki akolitackiej (miesięczna, po czwartym roku studiów; akolita to nadzwyczajny szafarz Komunii św.) mogłem wykazać się swoją inicjatywą, byłem za coś odpowiedzialny. A teraz byłem wyłącznie pomocnikiem: jesteś, to dobrze, nie ma cię – też dobrze – zauważa jeden z diakonów.

Zapraszamy! – jeśli wytrzymasz

Szczególne doświadczenie pracy duszpasterskiej miał dk. Jacek Piskrzyński. Tak o tym opowiada: – Bardzo sobie cenię czas, który podczas praktyki poświęciłem na wizyty w szpitalu – wspomina świdnicki „Latawiec”. – Spotkałem tam naprawdę ludzi z różnym podejściem do Boga, religii, Kościoła, a nawet mnie samego jako księdza – mówi, milknie, a potem z pewną trudnością wyznaje. – Czasami przez te spotkania zastanawiałem się, czy idąc do seminarium, podjąłem dobrą decyzję! Bardzo trudne było dla mnie, gdy spotykałem się z obojętnością ludzi na to, co dla mnie najświętsze. Pytałem, czy kapłan ma ich wyspowiadać, a oni na to: „Po co?! Ja jestem przecież bez grzechu!”; „Co ja mogłem nagrzeszyć?”; „Nikogo nie zabiłem, nikogo nie okradłem – spowiedź mi niepotrzebna”. Czasami w odpowiedzi na pytanie: „Czy ktoś z pań/panów chciałby przyjąć Pana Jezusa?” słyszałem: „Ja jeszcze nie umieram i nie potrzebuję” albo: „U Komunii byłam kilka dni temu. Wystarczy”. Gdzie ja jestem? Kim oni są? Co oni wiedzą o wierze? – kotłowało się w mojej głowie. To było trudne. Miałem ochotę zamknąć się w domu i nigdzie nie wychodzić – mówi i znowu milknie. Po chwili jednak wraca do szpitalnych wspomnień. – Potem, gdy oddawałem te sytuacje Bogu, przychodziło światło. Tam w szpitalu przekonałem się, jacy potrafimy być wobec bólu, cierpienia i śmierci. Zrozumiałem, że posłany jestem także do owiec, które się pogubiły, które chadzają swoimi ścieżkami wrażliwości na Boga, moralności czy świętości.

Powiem ci coś! – jeśli chcesz

Dla młodych, niespełna 30-letnich ludzi praktyka na parafii na progu do samodzielnego życia to także czas poznawania siebie samych, sprawdzania swoich możliwości, otrzymywania sygnałów zwrotnych – ważnych dla budowania swojego wizerunku i wyznaczania kierunków pracy nad sobą. To czas mierzenia się z oczekiwaniami względem kapłanów.

Diakon Sebastian Makuch: – Dowiedziałem się od księży, że jestem spostrzegawczy i bystry. Radzili mi, żebym był dobry dla ludzi i szanował ich.

Diakon Sebastian Tomaszewski: – Dużo rozmawiałem z księdzem proboszczem o kapłaństwie. Przyznał on, że współczesny świat potrzebuje wiernych, prawdomównych kapłanów. Kapłanów, którzy będą garnęli się do ludzi, kapłanów otwartych na problemy ludzi. A kiedy słuchałem świeckich, np. pani Weroniki, okazywało się, że tak jest. On mówiła mi: „Dzisiejszy świat potrzebuje kapłanów ludzkich, wrażliwych, otwartych na drugiego człowieka”.

Diakon Arkadiusz Harbar: – Ksiądz musi być wrażliwy, musi mieć czas dla ludzi, być normalny, mieć dla nich dobre słowo. Szczery uśmiech, serdeczność i życzliwość sprawiają, że wiarę można przekazać świadectwem życia. Ksiądz w Bielawie powtarzał, żebym związał się mocno z ołtarzem, bo parafie będą różne, ludzie będą różni, wydarzenia będą się zmieniały, a ołtarz i ofiara będą jedne i te same. Zawsze.

Diakon Jerzy Kozłowski: – Od ks. prał. Antoniego Kopacza słyszałem wiele razy: „Staraj się robić to, co kapłan powinien robić. Pamiętaj o swojej tożsamości: kim jesteś i do czego zostałeś powołany”. Diakon Wiktor Bednarczyk: – Krótko: co nas nie zabije, to nas wzmocni.

Diakon Mirosław Benedyk: – Na pewno już wiem, że cechy osobowości, które posiadam od zawsze: otwartość, sumienność, poczucie humoru, pomagają mi lepiej służyć ludziom. Co jeszcze? Kapłan jest jak lekarz czy strażak, zawsze gotowy do działania, niezależnie od czasu i okoliczności. Stąd czymś oczywistym wydaje się dostępność księdza nie tylko w godzinach urzędowania kancelarii parafialnej.

Podziel się swoim bólem! – zaryzykuj

Kilka miesięcy na parafii. Życie blisko ludzkich i plebanijnych spraw. Przyglądanie się proboszczom i wikariuszom nie tylko przy ołtarzu, ale także prywatnie – wszystko to porusza, każe wyciągać wnioski, oceniać. Najpierw siebie.

Jeden z diakonów: – Moje największe obawy związane z kapłaństwem to takie, czy za kilka lat będzie dla kogo odprawiać Mszę świętą. Ludzie coraz bardziej wątpią w Kościół, księży, wieczność. Młodzi, którzy starzeć się będą razem z nami, nie widzą potrzeby chodzenia do kościoła. Dla nich to strata czasu. Nuda, bo w kościele nic się nie dzieje. Obawiam się, czy podołam tym wszystkim problemom, które się pojawiają. Kiedy przychodziłem do seminarium, nie patrzyłem na Kościół od strony całej otoczki, jaka się z nim wiąże. Liczyła się dla mnie tylko liturgia, bo dla mnie od dziecka największą radością było uczestniczenie we Mszy świętej. Chciałem być księdzem, żebym mógł ją odprawiać.

Drugi z diakonów: – Podczas praktyki widziałem także kapłańską słabość i grzech. Szczególnie grzechy języka. Czasami zastanawiałem się, w jakim świecie ci ludzie żyją? Dlaczego mają taką dziwną, nieprzystającą do rzeczywistości hierarchię ważności spraw, obowiązków, zadań duszpasterskich. Wniosek mój jest taki, że nie chcę być taki jak oni i już się modlę o to, żebym taki nie był, żebym nie krzywdził ludzi, a wręcz przeciwnie: przyciągał ich do Kościoła i Jezusa.

Trzeci z diakonów: – Boję się samotności, pychy, wpadnięcia w pułapkę szukania siebie albo akceptacji za wszelką cenę; fałszywej pokory też się obawiam.

Czwarty: – Zdałem sobie sprawę, jak bardzo życie seminaryjne różni się od życia na parafii, małej parafii. Myślę, że praktyki, które mamy, będąc w seminarium, powinny odbywać się także częściej w małych parafiach, które przecież stanowią zdecydowaną większość w diecezji. W nich życie wygląda zupełnie inaczej niż w miastach. Pobyt w takim miejscu może naprawdę niektórym osobom pomóc otworzyć oczy na prawdę o kapłańskim życiu, bo obawiam się, że wielu z nas ma jego obraz wypaczony.

I jeszcze jeden: – Ludzkich obaw jest dużo. Czy wytrwam? Czy dam radę? Czy będę wierny? Czy będę miał dla kogo być księdzem? Ale czy kapłan może się bać? To diabeł posługuje się strachem w celu wykradnięcia nas z naszego dziedzictwa w Bogu. Ksiądz nie może się bać, jeżeli służy Bogu. I na koniec: – Obawiam się, by nie popaść w rutynę, przez którą Chrystus przestanie mnie fascynować. Że przestanę się modlić, regularnie spowiadać, że mogę zatracić poczucie sacrum.

Idzie nowe! – nie bój się

Nowe parafie praktyki diakońskiej. Kolejna zmiana. Święcenia coraz bliżej, więc i coraz bliżej pierwszej tzw. aplikaty, czyli dekretu biskupa ustanawiającego wikariuszem na pierwszej parafii. Siłą rzeczy rodzą się pytania: gdzie? z kim? jak daleko? na jak długo? Bez względu na pierwsze wrażenia, na opinie, jakie krążą o tym proboszczu, o tych warunkach i tym klimacie – warto być otwartym. To przynosi błogosławieństwo, takie samo jak w przypadku dk. Arkadiusza Harbara. – Pójdź tam, dokąd nie chcesz, ale daj się poprowadzić – wtedy twoja droga stanie się błogosławieństwem i szczęściem. To mocne doświadczenie Jonasza – wyznaje. – Do Bielawy bardzo nie chciałem iść i szedłem uprzedzony. Kończąc praktykę, wiedziałem, że było to Boże doświadczenie, bo odchodziłem szczęśliwy, że Pan postawił mnie w tym, a nie innym miejscu. Myślę, że Bóg ma poczucie humoru. Więc nie ma się co przejmować, dopóki żywimy wdzięczność za dar powołania i szczerze codziennie powtarzamy z pokorną dumą: zostałem wybrany! Czyż nie było, Panie, lepszych? – można pytać. Byli! – to jasne, ale to na mnie spoczął Jego miłosierny wzrok i dlatego jestem diakonem, a niedługo padnę na posadzkę katedry w geście pokory i wdzięczności. Obym nigdy nie zapomniał tej chwili. Nigdy.