I zysk i człowiek

Andrzej Macura

publikacja 25.02.2015 10:41

Każdemu według potrzeb? Według pracy? Według sprytu? Dziś, w kolejnym odcinku naszego cyklu o katolickiej nauce społecznej o moralności i ekonomii.

I zysk i człowiek Henryk Przondziono /Foto Gość W ekonomii trzeba pamiętać o moralności, a w moralności o ekonomii – uczy Kościół

„Patrz, tu też” – mówi do mnie żona, pokazując kolejny, nowo otwarty przybytek hazardu w naszej dzielnicy. Czysty zysk? Dla właścicieli na pewno. Dla fiskusa pewnie też, więc państwo nie widzi problemu. Tylko dla rodzin tych, którzy wpadną w szpony nałogu i zostawią tam nie tylko ostatni gorsz, ale i wszystko co uda się im wcześniej zastawić, na pewno nie. Pieniądze nie śmierdzą? Te, które pochodzą z prowadzenia miejskich szaletów nie. Te, które uzyskuje się kosztem czyichś tragedii zdecydowanie tak.

Działania ekonomiczne i zachowania moralne wzajemnie się przenikają. Czyli w ekonomii trzeba pamiętać o moralności, a w moralności o ekonomii – uczy Kościół. W praktyce powinno polegać to na tym, że w ekonomii musi być szanowana godność osoby ludzkiej, jej powołanie oraz dobro całego społeczeństwa. Bo to człowiek jest twórcą całego życia gospodarczo-społecznego, jego ośrodkiem i celem (Konstytucja Gaudium et spes 63). Nie do przyjęcia jest wzrost gospodarczy oparty a krzywdzie, całych narodów i grup społecznych skazanych na nędzę i dyskryminację

Z drugiej strony skuteczne wykonywanie działalności produkcyjnej jest wręcz obowiązkiem, bo inaczej trwoni się zasoby. Szacunek do człowieka nie może prowadzić do ekonomicznych absurdów.

Takim absurdem byłoby niszczenie maszyn, bo zabierają człowiekowi pracę czy kolei, bo nie pozwala zarobić przewożącym dotąd towar w furmankach. To jednak zupełnie co innego niż zatrudnianie dzieci, którym można płacić dużo mniej za tę samą pracę niż dorosłym, bo nie mają się jak zbuntować albo płacenie pracownikom, nie mającym alternatywy, głodowych pensji. A wszystko po to by towar mógł być sprzedawany taniej niż towar konkurencji. I tym samym owa konkurencja przegrywa z tym, który wyzyskuje swoich pracowników.

Trzeba przeciwstawiać się „strukturom grzechu”, które rodzą i utrzymują biedę, brak rozwoju i degradację. Promować zaś to wszystko, co pomaga korzystać z bogactwa wszystkim ludziom i wszystkim społeczeństwom. W imię ludzkiej solidarności.

Niestety, dość często nawet nie ekonomiści, ale zwykli ludzie w bogatych krajach zazdrośnie strzegą swojej uprzywilejowanej pozycji. Nie przeszkadza im system chroniących ich bogate rynki cłami, wykorzystywanie taniej, bo wyzyskiwanej siły roboczej w krajach ubogich, czy lokowanie tam najbardziej uciążliwych dla środowiska gałęzi przemysłu. A imigrantów, szukających lepszego życia, traktują jak zagrożenie dla ich sytego życia.

To nie jest tak, że Kościół przeciwstawia się kapitalizmowi i promuje jakoś formę socjalizmu. Popiera i uznaje zasadniczą i pozytywną rolę przedsiębiorstwa, rynku, własności prywatnej i wynikającej z niej odpowiedzialności za środki produkcji oraz wolnej ludzkiej inicjatywy w dziedzinie gospodarczej. Ale jeśli przez kapitalizm rozumieć jako system wyjęty spod wszelkich zasad prawnych zabezpieczających interesy słabszych, to Kościół czemuś takiemu faktycznie się sprzeciwia

W katolickiej nauce społecznej zwraca się też uwagę na inne niebezpieczeństwo związane z bogactwem.  Chodzi  o sytuację tzw. „nadmiernej rozporządzalności” wszelkiego typu dobrami materialnymi na korzyść niektórych warstw społecznych. Czyli o sytuację ogromnego bogactwa, mocno kontrastującego nawet ze średnim poziomem życia. Często taka uprzywilejowana pozycja czyni z ludzi niewolników posiadania i natychmiastowego zadowolenia.

No bo po co komuś trzy domy, jeśli mieszkać naprawdę może tylko w jednym? Albo pięć samochodów, skoro nie może się nawet rozdwoić? Często decyzja o kolejnych takich wydatkach – bo mnie stać – to szukanie szczęścia, które dotąd towarzyszyło kupowaniu. Pierwszego domu czy pierwszego samochodu. Tylko gdy się już je ma, trzeba znaleźć inny sposób na szczęście, a nie łudzić się, że dadzą je kolejne, coraz bardziej ekstrawaganckie  zakupy. Bo inaczej wpada się w pustkę...

Katolicka nauka społeczna podkreśla więc także w ekonomii centralne znaczenie człowieka, osoby. Nie mając zasadniczo nic przeciwko bogaceniu się zwraca uwagę na konieczność, by owo bogactwo stawało się udziałem wszystkich ludzi. Sytuacja, w której jedni się bogacą, a drudzy popadają w coraz większą nędzę jest po prostu niemoralna.

Korzystałem z „Kompendium nauki społecznej Kościoła” opracowanego przez Papieską Radę Iustitia et Pax, Jedność, Kielce, 2005.