Psalmy i igła z nitką

Agata Combik

publikacja 02.03.2015 06:00

Karty Biblii i róże w ogrodzie, adoracja i obieranie ziemniaków. Co jest najważniejsze w benedyktyńskim „Ora et labora”? „Et – tłumaczy s. Maria.

 Benedyktynki z Wołowa w komplecie zgromadzone przy relikwiach św. Jana Pawła II i Biblii Jubileuszowej, peregrynującej w tym roku po wspólnotach życia konsekrowanego ks. Andrzej Sulewski /Archiwum benedyktynek Benedyktynki z Wołowa w komplecie zgromadzone przy relikwiach św. Jana Pawła II i Biblii Jubileuszowej, peregrynującej w tym roku po wspólnotach życia konsekrowanego

Łączą modlitwę i pracę tak, by – jak głosi benedyktyńskie hasło – „we wszystkim był Bóg uwielbiony”. Ład i pokój widać w każdym geście sióstr. Kiedy częstują gościa słodkimi rogalikami i mówią o św. Benedykcie, wspominają o lectio divina i o igle z nitką. Ich niewielki klasztor przy ul. Poznańskiej kryje skarby tradycji liczącej blisko półtora tysiąca lat. Benedyktynki to jeden z najstarszych w Polsce zakonów, który może był u nas obecny już w czasach Bolesława Chrobrego. Co więcej, historia wołowskiej wspólnoty związana jest z najstarszym na świecie chrześcijańskim narodem – Ormianami.

Warto czytać gazety

Benedyktynki należą do zakonów, w których oprócz składania profesji monastycznej mniszki mogą przyjąć konsekrację dziewic – obrzęd zakorzeniony w najdawniejszej tradycji Kościoła, wyrażający duchowe zaślubiny z Chrystusem. Jak to się stało, że usłyszały Jego „oświadczyny” i wezwanie właśnie tu, do rodziny św. Benedykta? Jak się okazuje, do większości z nich zaproszenie dotarło poprzez… „Gościa Niedzielnego”. – Pochodzę z Pomorza. Kiedy otrzymałam łaskę powołania, nie wiedziałam, do jakiego zakonu mam się udać – wspomina s. Agnieszka, długoletnia przeorysza. – Mówiłam: Panie Boże, niech w „Gościu Niedzielnym” ukaże się adres klasztoru, do którego chcesz, żebym wstąpiła. W najbliższym numerze gazety znalazłam adres benedyktynek z Wołowa. Rodzice dziwili się, że wybrałam klasztor tak daleko od rodzinnych stron, ja jednak wiedziałam, że Pan chce mnie tutaj. – Moje powołanie zrodziło się w czasie, gdy przystępowałam do I Komunii św. – mówi s. Brygida.

– Wychowywali mnie dziadkowie. Gdy wspomniałam, że chcę pójść do klasztoru, babcia zrobiła mi awanturę. Boromeuszki, do których pojechałam, poradziły, by w takiej sytuacji wstrzymać się, odczekać. Babcia zmarła. Nie miałam sumienia zostawić bez opieki starszego już dziadka i schorowanego brata mojej mamy. Kiedy po 10 latach odeszli, zaczęłam pytać na modlitwie: Gdzie mam się udać? Odpowiedź znalazła również w „Gościu Niedzielnym”. Do ostatecznej decyzji przyczynił się Jan Paweł II. Było to w Krakowie, w 1979 roku. Przyszła s. Brygida stała przy ulicy, którą jechał na lotnisko. – Nagle nasze spojrzenia spotkały się. Ojciec święty z takim dużym rozmachem zrobił znak krzyża świętego, a ja z jeszcze większym rozmachem przeżegnałam się. Czułam, że to specjalne błogosławieństwo dla mnie na drogę życia zakonnego – wspomina. Siostra Janina, pochodząca spod Ełku, długo podejmowała decyzję. W końcu – także w „Gościu Niedzielnym” – natrafiła na informację o klasztorze w Wołowie. Zwróciła uwagę na informację, że przyjmowane są tu także osoby o słabszym zdrowiu fizycznym. Wspomina, jak książka z żywotami świętych otwarła się jej dokładnie na stronie poświęconej św. Benedyktowi. Uznała to także za znak dla siebie. Z kolei s. Maria, obecna przeorysza, pochodzi z Makowa Podhalańskiego. By wstąpić do klasztoru… uciekła z domu.

Burza z miłości

Duchową matką benedyktynek jest św. Scholastyka, przedstawiana często z białą gołębicą. – Kiedy umierała, jej brat, św. Benedykt, ujrzał jej duszę ulatującą ku niebu w postaci białej gołębicy – tłumaczy s. Agnieszka. Znana historia opowiada, jak to św. Scholastyka zmusiła brata do pozostania z nią dłużej, swoją modlitwą wywołując gwałtowną burzę. Św. Grzegorz Wielki pisze, że choć modlitwa św. Benedykta miała wielką moc, „woli jego przeciwstawił się jednak cud zdziałany przez serce kobiety, której Bóg użyczył swojej wszechmocy... Więcej osiągnęła ta, która więcej kochała”. Benedyktyńskich świętych jest ok 1500. Ileż tu osobowości! Wśród nich miejsce wyjątkowe zajmuje choćby św. Hildegarda z Bingen, która zasłynęła z powodu swoich pism, traktatów, kompozycji muzycznych i ziołoleczniczej działalności. „Dla niej całe stworzenie jest symfonią Ducha Świętego, który sam jest radością i weselem” – mówił Benedykt XVI o Hildegardzie. W 2012 r. ogłosił ją doktorem Kościoła. Wśród znanych benedyktynek wymienić można choćby zapatrzone w Najświętsze Serce Jezusa święte Gertrudę i Mechtyldę, także przypomniane przez Benedykta XVI, czy też – jeszcze nie wyniesioną na ołtarze, lecz zmarłą w opinii świętości matkę Magdalenę Mortęską (1579–1631).

– Urodziła się w Pokrzywnie, miejscowości sąsiadującej z moją rodzinną wsią – mówi s. Agnieszka. – Kiedy wstąpiła do klasztoru w Chełmnie, było tu ledwie kilka sióstr. Zaraz po złożeniu profesji została ksienią. Była bardzo energiczną kobietą. Założyła i odnowiła mnóstwo benedyktyńskich klasztorów. Spełniła w Polsce rolę porównywalną do św. Teresy od Jezusa, która w Hiszpanii reformowała Karmel. Szkoda, że jest tak mało znana… Siostry podkreślają wszechstronność jej działalności – wydawanie dzieł na temat chrześcijańskiej duchowości, zakładanie przy klasztorach szkół dla dziewcząt. – W tamtych czasach było to bardzo nowatorskie. Zwykle dziewcząt nie kształcono. Sama matka Magdalena nauczyła się czytać i pisać wbrew woli ojca, dzięki zarządcy majątku. Uczennicom w jej szkołach przekazywano nie tylko wiedzę. Otrzymywały wychowanie religijne, a także patriotyczne – dodają siostry. Klasztory benedyktynek, niestety, bardzo ucierpiały podczas zaborów. Jedynym, który trwa nieprzerwanie od czasów średniowiecza, jest klasztor w Staniątkach, założony w XIII wieku.

Przemodlone sukienki

Obecnie jest ich w Wołowie siedem – oprócz wspomnianych są to s. Bogumiła, s. Barbara i s. Benedykta. Towarzyszy im tzw. oblatka – osoba żyjąca charyzmatem zakonu, pozostająca w świecie. Ich życiu rytm nadaje liturgia godzin. Wspólnie odmawiają wszystkie godziny brewiarzowe, większość z nich śpiewając. Każda siostra codziennie przeznacza czas na rozważanie słowa Bożego, a także na adorację. Praca przyjmuje różny kształt. Siostra Agnieszka od wielu lat szyje ornaty. W wołowskim klasztorze powstają także liturgiczne sukienki do I Komunii św. – Wyszywamy je często wspólnie na rekreacji, na której gromadzimy się wieczorem – mówi s. Maria. – Szyjemy także ubranka do chrztu św., z wyszywanym symbolem Ducha Świętego. Pod opieką mamy kaplicę, ogród, hodujemy kury… Nie wszyscy wiedzą, że benedyktynki składają nieco inne śluby niż większość sióstr zakonnych. Ich profesja obejmuje śluby stałości miejsca, posłuszeństwa i wierności tradycji monastycznej – w której zawierają się także wszystkie rady ewangeliczne. Przy konsekracji słyszą: „Czy chcesz być konsekrowana i zaślubiona naszemu Panu, Jezusowi Chrystusowi, Synowi Bożemu?”. – Jesteśmy zakonem kontemplacyjnym, nie podejmujemy zasadniczo działalności zewnętrznej. Żyjemy jednak nie w klauzurze papieskiej, ale tzw. konstytucyjnej, co oznacza, że w uzasadnionych przypadkach możemy wychodzić poza teren klasztoru – tłumaczy s. Maria. Warto dodać, że w archidiecezji wrocławskiej pod Regułą św. Benedykta żyją także wrocławskie benedyktynki sakramentki, gałąź rodziny benedyktyńskiej powstała w XVII w., oraz cystersi – w Henrykowie. Ludzie w Wołowie chętnie zaglądają do sióstr, nawiedzają ich kaplicę. Niektórzy pytają o medalik św. Benedykta. A one po prostu „dotrzymują towarzystwa” Panu Bogu. I przypominają, że warto spędzić życie, słuchając słowa Bożego, rozważając je i wyśpiewując, w kaplicy i przy pieleniu grządek. 

Benedyktynki zapraszają

W kaplicy klasztornej można uczestniczyć w Mszach św. – w dni powszednie o 6.10, ponadto w poniedziałki o 17.00 (Eucharystia połączona jest z nowenną do Matki Bożej Nieustającej Pomocy), w niedzielę o 7.00 i 9.00. Klasztor w Wołowie znajduje się przy ul. Poznańskiej 13. Kontakt z siostrami: 71/ 389 13 53; benedyktynki.wolow@gmail.com

Kard. Bolesław Kominek i św. Józef

Wołowska wspólnota sięga korzeniami klasztoru we Lwowie, założonego w XVII w. dla katoliczek obrządku ormiańskiego. Z początku wstępowały do niego Ormianki; z czasem przyjmowano także Polki. Po II wojnie światowej zmuszone okolicznościami siostry przybyły do Polski w jej nowych granicach. W latach 50. ub. wieku przyjęły konstytucję benedyktynek obrządku łacińskiego; wkrótce przyłączyły się do kongregacji Niepokalanego Poczęcia NMP. Obecnie wszystkie są Polkami. Po opuszczeniu Lwowa najpierw trafiły do Lubinia, gdzie swój klasztor do dziś mają benedyktyni. Przebywał tam przez pewien czas ks. Bolesław Kominek. Po kilku latach, już jako pasterz wrocławskiej archidiecezji, powiadomił mniszki o możliwości objęcia klasztoru w Wołowie – który właśnie opuszczały boromeuszki. Siostry wspominają, że wiadomość otrzymały akurat w trakcie odprawiania nowenny do św. Józefa w intencji znalezienia odpowiedniego domu zakonnego. Kiedy przybyły na miejsce, odkryły, że klasztorna kaplica nosi wezwanie… św. Józefa. Benedyktynki przyjechały do Wołowa 1 października 1958 roku.

TAGI: