Brudne nogi Augustyna

ks. Tomasz Jaklewicz 


publikacja 09.02.2015 06:00

„W obliczu dzisiejszego kryzysu wartości pytamy o postaci, które potrafią nam wskazać drogę” – pisał kard. Joseph Ratzinger. Przyszły papież teolog znalazł wielkiego 
przyjaciela i przewodnika w św. Augustynie. 


Brudne nogi Augustyna Universal History Archive /east news


„Był dla mnie zawsze wielkim przyjacielem i nauczycielem”. Tak mówi o św. Augustynie Benedykt XVI. Sięgnąłem z wielką ciekawością po wydany właśnie po polsku kolejny tom jego „Opera Omnia”, poświęcony nauczaniu tego wielkiego ojca Kościoła. Młody teolog Joseph Ratzinger poświęcił mu swoją pracę doktorską. Często sięgał do jego myśli jako teolog i jako papież. Tak to właśnie działa w Kościele. Wielcy święci inspirują. „Są jakby naszym starszym rodzeństwem w rodzinie Bożej, chcą nas niejako wziąć za rękę i poprowadzić; mówią nam: jeśli mógł ten albo tamten, dlaczego nie mógłbym również ja?” – pisze Benedykt XVI. No właśnie, dlaczego nie mógłbym i ja? Trzeba tylko dać się poprowadzić. Więc próbujmy. 
Nasza wiedza o św. Augustynie ogranicza się do kilku informacji, często powtarzanych na ambonie. Że św. Monika, jego matka, wymodliła mu nawrócenie, a zanim się nawrócił, prowadził rozpustne życie. Z ponad setki dzieł, które zostawił, powtarzamy najczęściej zdanie: „Kochaj i rób co chcesz”.


Weź, czytaj


Augustyn (ur. 354) pochodził z Tagasty w północnej Afryce. Jego ojciec był poganinem, urzędnikiem miejskim (nawrócił się i ochrzcił krótko przed śmiercią), matka była gorliwą chrześcijanką. Wiara nie była dla Augustyna oczywistością, podobnie jak w naszych czasach. Stał się chrześcijaninem nie przez urodzenie, ale przez nawrócenie. Jak podkreśla Ratzinger, Augustyn przeżył dwa nawrócenia. Pierwsze związane było z przyjęciem chrztu. Droga do niego była długa. Jako dziecko został wprawdzie przyjęty do katechumenatu, ale już jako student odwrócił się całkowicie od wiary swojej matki. Studiował retorykę w Kartaginie. Wtedy związał się z kobietą, z którą żył kilkanaście lat w konkubinacie, miał z nią syna Adeodata. Po lekturze „Hortensjusza” Cycerona zatęsknił za prawdą. W gruncie rzeczy tego zawsze szukał: miłości i prawdy. Nie odnalazł ich początkowo w chrześcijaństwie. „W zestawieniu z wielką wiedzą starożytności Biblia wydaje mu się księgą pełną naiwnych historii, niegodną czytania przez niego, oświeconego, wykształconego. Wpada najpierw w manichejski, a potem sceptyczno-akademicki racjonalizm. Jego serce pozostaje jednak puste”. Namiętność oraz akademicki sceptycyzm stawiają opór przyjęciu wiary. 
W pewnym momencie swoich duchowych poszukiwań słyszy głos dziecka, które powtarza: „Tolle, lege” (Weź i czytaj). Otwarł fragment z Listu do Rzymian: „Teraz nadeszła dla was godzina powstania ze snu. Teraz bowiem zbawienie jest bliżej nas niż wtedy, gdyśmy uwierzyli. Noc się posunęła, a przybliżył się dzień. Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła! Żyjmy przyzwoicie jak w jasny dzień: nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie troszczcie się zbytnio o ciało, dogadzając żądzom” (13,11-14). Trafiony, zatopiony. Jak napisał w słynnych „Wyznaniach”: „Cała ciemność wątpienia natychmiast się rozproszyła”. „W tamtym momencie zrozumiał, że to, co niewidzialne, jest prawdziwą podtrzymującą nas rzeczywistością” – zauważa papież senior i dodaje: „W naszych czasach napór tego, co widzialne i słyszalne, stał się jeszcze większy. Głos i wołanie tego świata stały się tak silne, że nie mamy już prawie siły słuchać milczenia Boga”. Do nawrócenia Augustyna przyczynia się także św. Ambroży, biskup Mediolanu. W tym właśnie mieście Augustyn wraz ze swoim synem przyjmują chrzest z rąk Ambrożego, w Wielkanoc 387 roku. Postanawia wrócić do rodzinnej Afryki, aby żyć we wspólnocie świeckich przyjaciół oddanej życiu duchowemu. Udaje mu się zaledwie trzy lata przeżyć w klasztornym odosobnieniu. 


W czasie święceń 
cicho płakałem…


I wtedy przychodzi drugie nawrócenie, historia o wiele mniej znana. Augustyn zostaje nagle wyrwany ze swojej wspólnoty, w której chciał oddać się całkowicie modlitwie i słuchaniu słowa Bożego. Kiedy Waleriusz, stary schorowany biskup portowej Hippony, składa rezygnację z urzędu, lud woła podczas nabożeństwa: „Niech Augustyn będzie naszym biskupem!”. W ten sposób zostaje przymuszony do przyjęcia święceń. Towarzyszące mu wtedy uczucia odsłania później w liście do biskupa Waleriusza: „Czuję się jak człowiek, który nigdy nie nauczył się wiosłowania i teraz ma zostać nagle sternikiem dużego okrętu. To jest także powód, dla którego w czasie swoich święceń kapłańskich cicho płakałem…”. Jest w tym wyznaniu coś głęboko przejmującego i wielkiego. Augustyn daje się poprowadzić Temu, któremu zaufał. Staje się duszpasterzem i odtąd wszystkie swoje talenty i siły oddaje służbie ludowi Bożemu. Benedykt XVI podsumowuje tę decyzję tak: „Chrześcijańska świętość jest po prostu posłuszeństwem, które oddaje się do dyspozycji tam, gdzie Bóg nas powołuje, takim posłuszeństwem, które nie polega na własnej wielkości, lecz przyjmuje dary, którymi obsypuje go wielkość naszego Boga, i wie, że znaleźć siebie można właśnie jedynie w posługiwaniu i zatraceniu siebie samego”. To jest sedno drugiego nawrócenia św. Augustyna. Owszem, jako biskup stara się żyć we wspólnocie zakonnej ze swoimi współpracownikami, ale do drzwi jego domu wciąż pukają ludzie, oczekując pomocy. To dla nich Augustyn przemienia się z subtelnego filozofa w niezmordowanego kaznodzieję i zaangażowanego teologa. W miarę często przywołujemy świadectwo Augustyna jako wielkiego konwertyty, który po okresie grzesznego życia wszedł na drogę wiary. Zapominamy jednak, że od chwili chrztu przeżył jeszcze 44 lata życia jako chrześcijanin, a z tego 39 jako biskup w portowym mieście. 


Brudzić sobie 
nogi światem 


Nie da się w kilku zdaniach streścić dziedzictwa Augustyna. Zostawił po sobie ponad setkę dzieł pokaźnych rozmiarów, nie licząc listów, kazań i drobnych pism. Żaden ze starożytnych pisarzy (tzw. ojców Kościoła) nie wywarł tak wielkiego wpływu na łacińskie chrześcijaństwo jak on. Spokojnie można go uznać za największego teologa w dziejach chrześcijaństwa. 
Pisał na wszystkie tematy ważne dla Kościoła. Nie stronił od sporów, które wstrząsały życiem wierzącej wspólnoty. Mocował się z herezjami: manicheizmem, pelagianizmem, donatyzmem. Prowadził polemikę z niechrześcijańskimi filozofami swego czasu. Nie miejsce tutaj na to, aby wchodzić w szczegóły tych sporów. Nie były to jednak bynajmniej akademickie dysputy, ale konkretne zmagania o jedność Kościoła i wierność Chrystusowej prawdzie. „Największa krzywda, jaką można by wyrządzić Augustynowi, to wyrwanie go z żywego nurtu jego czasu i uczynienie go ponadczasowym myślicielem. U niego nastąpiło coś zupełnie innego: uczenie się prawdy Jezusa Chrystusa wprost z pełnej życia przeżywanej właśnie teraźniejszości” – pisze doktorant Joseph Ra-
tzinger. I dodaje: „I zapewne w tym względzie Augustyn jest ważny dla wszystkich czasów”. 
Śmiem twierdzić, że wielu dzisiejszych teologów uważa dokładnie odwrotnie. Stronią od problemów, które nagłaśniają media, czyli np. sporów na styku państwo–Kościół czy współczesna polityka i kultura–Kościół. Chcą zajmować się „czystą” teologią, Ewangelią wolną od bieżących sporów. Uważają, że w epoce dialogu i tolerancji polemika nie może już być metodą ewangelizacji. Wyczytałem niedawno przyganę chyba także pod naszym („Gościa”) adresem, że nastawienie polemiczne skutkuje „fragmentarycznością podejścia” i prowadzi do „aberracji bronionej idei”. Hm… Czy zamykanie się w intelektualnej wieży z kości słoniowej jest właściwe? Na pewno taka postawa była zupełnie obca Augustynowi. Poświęcił całe swoje wysokie wykształcenie jednemu celowi: chciał głosić ludowi Bożemu słowo Boże, chciał dawać odpowiedzi na jego pytania, bronił Kościoła przed herezją i schizmą. Pisał, że apostoł musi mieć odwagę pobrudzenia sobie nóg brudem tego świata. Czyni to ze względu na Chrystusa, który oczekuje w wielu sprawach, do których nie prowadzi żadna inna droga jak tylko przez brud świata. Ratzinger komentuje: „Tym, o czym Augustyn tu mówi, jest problem jego własnego życia. Od 391 roku był nieodwołalnie pozbawiony wymarzonej przez siebie ciszy kontemplacji; do drzwi jego klasztoru ciągle pukał Chrystus oczekujący w jego braciach”.


Benedykt XVI, 
uczeń Augustyna


Młodego zdolnego teologa Josepha Ratzingera interesowało pojęcie Kościoła u św. Augustyna. Tego tematu dotyczył jego doktorat. Pisał go od lipca 1950 do marca 1951, a więc kilkanaście lat przed Soborem Watykańskim II. Doktorant interesował się m.in. rozumieniem Kościoła jako Ciała Chrystusa. Odkrył, że u Augustyna to określenie Kościoła (pochodzące od św. Pawła) nie funkcjonuje z dodatkiem „mistyczny”. Kościół był dla biskupa Hippony po prostu Ciałem Chrystusa, bez dodatkowych określeń. Łączył on to pojęcie z Eucharystią. Kiedy chrześcijanie celebrują Mszę świętą, przyjmują Ciało zmartwychwstałego Pana. Stają się w ten sposób przedłużeniem, kontynuacją Jego obecności w świecie, Jego Ciałem. Stają się jednością z Nim i między sobą. Najważniejszym tekstem dla biskupa Hippony były słowa Pawła: „Ponieważ jest jeden chleb, przeto my, liczni, tworzymy jedno ciało” (1 Kor 10,16). Nie ma tutaj oddzielenia instytucjonalnego wymiaru Kościoła od mistyki. Jest jedność tych obu wymiarów. 
Dzięki lekturze kolejnego tomu dzieł Ratzingera poznajemy nie tylko samego Augustyna, ale i lepiej rozumiemy teologię przyszłego papieża. Pobożność i teologiczna wrażliwość Benedykta XVI są na wskroś augustyńskie w tym sensie, że mają wymiar duszpasterski, egzystencjalny. Są zawsze szukaniem Chrystusowej prawdy w kontekście współczesnych pytań, problemów, zmagań. To właśnie dlatego Benedykt XVI był tak zaciekle krytykowany przez świecką prasę, ponieważ miał odwagę wykazywać fałsz wielu współczesnych ideologii ukrywających się za hasłami o wyzwoleniu i tolerancji. Czynił to z pokorą i równie głęboką przenikliwością, której nie potrafili sprostać jego adwersarze. Dlatego nie silili się oni na polemikę, ale uciekali się do powtarzania stereotypowych pomówień o papieżu, który siedzi w książkach, nie rozumie świata i popełnia wciąż nowe gafy. Imion adwersarzy św. Augustyna nikt już dziś nie pamięta. Podobnie będzie z Benedyktem XVI. Prawda, miłość, świętość są z Boga. Dlatego nie giną. •
Joseph Ratzinger, 
Lud i Dom Boży w nauce św. Augustyna o Kościele. Rozprawa doktorska oraz inne opracowania nauki Augustyna i teologii ojców Kościoła.
(Opera Omnia, tom 1),
Wyd. KUL, Lublin 2014

TAGI: