Boga znalazła w Auschwitz

Mariusz Majewski

publikacja 27.01.2015 06:00

W kontekście zagłady Żydów często padają pytania, gdzie był wówczas Bóg? Holenderka Etty Hillesum odnalazła Go w środku tej tragedii.

Etty Hillesum www.trippinart.it/etty-hillesum Etty Hillesum
była zafascynowana Jezusem i Jego Ewangelią, chociaż nie przyjęła chrztu. Może nie zdążyła… Zginęła w komorze gazowej w Auschwitz 30 listopada 1943 roku

W lutym 2013 roku podczas audiencji ogólnej papież Benedykt XVI mówił o nawróceniu i o duchowej drodze człowieka. Padały przykłady wielkich postaci: prorok Eliasz, św. Paweł, św. Augustyn… Wśród nich papież wymienił Etty Hillesum, młodą Holenderkę, pochodzenia żydowskiego, która zginęła w Auschwitz. „Początkowo daleka od Boga, odkryła Go, spoglądając w głębię samej siebie, pisząc: ››Jest we mnie bardzo głęboka studnia. A w tej studni jest Bóg. Czasami udaje mi się do Niego dotrzeć, częściej jednak przykrywają Go kamienie i piasek: wtedy Bóg jest ukryty. Muszę Go na nowo wydobyć‹‹. W swoim zagubionym i niespokojnym życiu odnajduje Boga właśnie pośrodku wielkiej tragedii XX wieku, Szoah. Ta młoda kobieta, krucha i niezadowolona, przemieniona przez wiarę, staje się kobietą pełną miłości i wewnętrznego pokoju, która może powiedzieć: Żyję w stałej bliskości z Bogiem” – mówił Benedykt XVI. Kim jest ta kobieta, która wyraźnie zaimponowała papieżowi seniorowi?

Na drodze

Urodziła się 15 stycznia 1914 roku w Middelburgu. Jej ojciec był nauczycielem języków klasycznych. Przez pewien czas pełnił funkcję dyrektora miejskiego gimnazjum w Deventer. Matka urodziła się w Rosji. Uciekając przed kolejnym pogromem, trafiła do Holandii. Etty miała dwóch młodszych braci. W domu nie kultywowano żydowskich tradycji, a o wierze nie rozmawiano. Od 1932 roku Etty kształciła się w Amsterdamie. W stolicy obracała się w kręgu socjalistów i w środowisku wolnomyślicieli. Skończyła prawo i zainteresowała się slawistyką oraz psychologią.

9 marca 1941 roku Etty zaczyna prowadzić pamiętnik. To kobiece, bardzo szczere i otwarte zapiski. Czytelnik łatwo może wysnuć słuszny zresztą wniosek, że ich autorka od początku swych studiów uniwersyteckich prowadziła życie, które sama określa jako „chaotyczne”. Składała się na to różnorodność jej zainteresowań intelektualnych, a także jej doświadczeń miłosnych. Etty pisze np. o spotkaniu ze swoim przyjacielem, starszym o 28 lat Juliusem Spierem, uczniem Carla Gustawa Junga. Pożądała starszego mężczyzny, rozwodnika, na którego w Anglii czekała inna kobieta. Ona również go fascynowała. Oboje walczyli z ludzką zmysłowością. W tej walce Hillesum starała się poskramiać chaos panujący w jej życiu. „Pragnę jednego mężczyzny na całe życie, by wspólnie z nim coś zbudować. Wszystkie te przygody i romanse w gruncie rzeczy uczyniły mnie głęboko nieszczęśliwą i rozdartą wewnętrznie. Nigdy też nie uświadamiałam sobie siły, jaka mogłaby się temu przeciwstawić” – zanotowała pod wpływem tej walki.

W zapiskach wyraźnie widać, jak młoda kobieta, pochłaniająca literaturę piękną i filozoficzną, podatna jest na fantazjowanie oraz snucie różnych wizji. Z jednej strony walczy z tym, bo – jak powtarza – odciąga ją to od codzienności, z którą przecież związane jest prawdziwe życie człowieka. „Zmieniła się nieco hierarchia ważności w moim życiu. Dawniej na czczo najchętniej zabierałam się za Dostojewskiego albo Hegla, a w chwili zagubienia i niepokoju cerowałam pończochy, gdy nie było innego wyjścia. Teraz zaczynam od pończoch, w najbardziej dosłownym tego słowa znaczeniu, i wspinam się z wolna po innych niezbędnych czynnościach aż na szczyt, gdzie znów spotykam poetów i myślicieli” – zapisała pod datą 16 marca 1941 roku. Z drugiej strony Etty Hillesum nie poddaje się dyktaturze zła, która ogarnęła wówczas Europę i świat. Jest silnie przekonana, że w okrutnym świecie człowiek może zachować się dobrze. W samym środku zagłady Żydów, sama będąc Żydówką, potrafiła stwierdzić, że „Bóg nie jest odpowiedzialny za ten bezsens, który sami sobie stwarzamy, to my ponosimy winę”. Dodawała też, że „to nie Bóg jest nam winien przeprosiny, ale my Jemu”.

Głosiła to nie tylko słowami, ale przede wszystkim życiem. W lipcu 1942 roku dostała pracę w Radzie Żydowskiej, w wydziale Pomocy dla Wyjeżdżających. Nie czuła sympatii do tego gremium, ale zgłosiła się na ochotnika, żeby z kilkoma członkami Rady osiąść w obozie przejściowym w Westerborku i służyć tam pomocą tym, którzy jej potrzebują. Twierdziła, że tylko wówczas jej życie nabierze sensu, jeśli nie zostawi ludzi znajdujących się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Zginęła w Auschwitz w komorze gazowej. Według informacji Czerwonego Krzyża było to 30 listopada 1943 roku. Do obozu zabrała Biblię, „Księgę godzin” Rilkego i książeczkę z gramatyką rosyjską. Prosiła Boga, by mogła być „myślącym sercem baraku, myślącym barakiem całego obozu koncentracyjnego (…) zobojętnić piekło od środka nuklearną wlaną miłością”. Pamiętnik, który traktowała jako formę porządkowania życia, jest tak interesujący, ponieważ pokazuje, jak młoda kobieta beż żadnej formacji religijnej dorastała do wiary i do heroizmu. – Etty Hillesum była „poszukiwaczką Boga”, co w rezultacie zaowocowało przekonaniem, że Bóg faktycznie istnieje – podkreśla Jan Geurt Gaarland, który ułożył i opracował jej zapiski.

Ufność i miłość

Czym Etty Hillesum zaimponowała Benedyktowi XVI? Zapewne miłością i ufnością. „Czerpała obficie ze Starego i Nowego Testamentu, ale nie doszła do Kościoła i nie przyjęła chrztu, choć była zafascynowana Jezusem i Jego Ewangelią. Mimo wielkości ludzkiej i duchowej nie może być, co prawda, kanonizowana, niemniej osobiście uznaję ją za moją »prywatną świętą«” – napisał w książce „Duchowość kobiety” jezuita o. Józef Augustyn. W 1997 roku, w czasie pobytu w jezuickim domu w Varese na północy Włoch, w bibliotece domowej trafił na książki Etty Hillesum, które w Polsce nie były jeszcze wówczas publikowane. – Najpierw sam je czytałem, a potem dzieliłem się tą lekturą z rekolektantami, szczególnie ze studentami i alumnami, doświadczając za każdym razem mocy słów pisanych przecież pośród krwawego prześladowania i wielkich duchowych zmagań ich autorki – wspomina o. J. Augustyn. Zwraca uwagę, że bezpośrednie zagrożenie śmiercią było dla niej niezwykłym „bodźcem” do bardzo przyspieszonego, wręcz gwałtownego dojrzewania duchowego i ludzkiego. Ten rozwój widać na kolejnych stronach jej pamiętników.

„Wszystko jest przypadkiem albo nic nie jest przypadkiem. Gdybym wierzyła w to pierwsze, nie mogłabym żyć, za to o tym drugim jeszcze nie jestem przekonana” – napisała Hillesum w czerwcu 1941 roku. A pół roku później notowała, że „życie jest bogate, dobre, fascynujące i wieczne, i kiedy traktujesz siebie zbyt egocentrycznie, miotasz się, pędzisz, wtedy umyka ci ten wielki, potężny i ponadczasowy strumień, którym jest istnienie”.

Za kolejne dwa miesiące przelewa na papier swoje silne przekonanie, że pomimo całego cierpienia i niesprawiedliwości, które mają miejsce, nie potrafi nienawidzić ludzi. W maju 1942 roku notuje, że zewnętrzne zagrożenia przybierają na sile, a terror wzmaga się z dnia na dzień. „Zasłaniam się modlitwą niczym murem obronnym. Zaszywam się w modlitwie jak w klasztornej celi, po czym wychodzę na zewnątrz bardziej »pozbierana« i silniejsza – notuje w pamiętniku.

Modlitwa zbliża ją do Boga. W drugiej części pamiętnika często zwraca się do Boga bezpośrednio. „Czasami trudno to ogarnąć. Boże, co też Twoje stworzenia wyrządzają sobie wzajemnie w tych zwichrowanych czasach! Nie zamierzam zamknąć się przed tym w pokoju. Ciągle usiłuję wytropić nagiego, małego człowieka, który często nie da się znaleźć pośrodku monstrualnych ruin, wywołanych przez jego czyny. Nie sławię Boga w moim cichym pokoju pełnym kwiatów, pochłaniając dzieła poetów i myślicieli. Faktycznie nie byłaby to żadna sztuka. Obok brutalnej rzeczywistości istnieje miejsce dla pięknych marzeń. A ja pomimo wszystko nie przestaję sławić Twojego dzieła stworzenia!” – wyznaje z głębi serca. Później wyrazi to jeszcze bardziej dobitnie, w jednym zdaniu: „Wierzę w Boga, nawet jeśli wkrótce w Polsce zeżrą mnie wszy”.

O tym, że zapiski Etty Hillesum mogą być pożyteczne na drodze duchowej, przekonany jest trapista o. Michał Zioło. – Z ogromną precyzją wskazuje zagrożenia, które często są przez bagatelizowane lub, co gorsza, uważane za siłę człowieka. Nie ma prostych recept w życiu duchowym, bo każda dusza jest inna, jak mówi św. Teresa z Lisieux, ale już samo nazwanie pewnych symptomów może nam wiele pomóc w otwarciu się na dar kontemplacji, która nigdy nie jest prawdziwa, gdy zaniedbany jest dialog ze światem zewnętrznym i współbraćmi w Chrystusie – tłumaczy zakonnik. Teolog, tłumaczka i autorka książek z dziedziny duchowości Dorota Szczerba twierdzi, że jej dzieło powinno łączyć chrześcijan i Żydów oraz współczesnych ludzi niereligijnych, szukających Boga.

TAGI: