Bez odkurzacza, z domem w Afryce

Monika Augustyniak

Gość Łowicki 03/2015 |

publikacja 28.01.2015 06:00

Gdy zrozumiemy, że Bóg jest właścicielem wszystkiego, co posiadamy, a my tylko zarządcami, łatwiej będzie trzeźwo spojrzeć na pieniądze.

Wielu oddających 10. część zarobków przyznaje, że systematyczna pomoc innym uwalnia od lęków i uczy  zaufania Bogu Monika Augustyniak /Foto Gość Wielu oddających 10. część zarobków przyznaje, że systematyczna pomoc innym uwalnia od lęków i uczy zaufania Bogu

Większość z nas lubi pomagać. Zwłaszcza jeśli akcje, w które się włączamy, są głośne, spektakularne i rozdmuchane na cały kraj. Takich u nas nie brakuje. Okazuje się jednak, że ogromna część ludzi miesiąc w miesiąc oddaje sporą część swoich zarobków tym, których życie nie jest usłane różami. Robią to po cichu, opowiadają o tym z oporami. I chętnie wracają do starotestamentalnej dziesięciny, która pozwala nie tylko mieć wkład w budowanie królestwa Bożego na ziemi, ale też oddać Bogu należną Mu chwałę.

Aż 10 procent?!

– Pierwszy raz słowo „dziesięcina” usłyszałam na pielgrzymce. Zaczęłam szukać informacji na ten temat w Piśmie Świętym, wypytywać ludzi i zrozumiałam, że Bóg zaprasza mnie do takiej aktywności – mówi pani Emilia z Żyrardowa. Wszyscy rozmówcy opowiadają, że informacja o dziesięcinie zasłyszana na jakichś rekolekcjach, z książek lub podczas konferencji od razu zaczęła pracować w ich sercach. I choć pierwsza myśl, jaka się pojawiała, pełna była pytań i niepokojów, z tygodnia na tydzień rosło w nich przekonanie, że warto podjąć decyzję o oddawaniu 10 proc. swoich zarobków na rzecz innych. Nawet wbrew lękowi o to, czy wystarczy złotówek na życie.

– Kilka lat temu na rekolekcjach jedno z małżeństw, które, szczerze mówiąc, ledwo wiązało koniec z końcem, między wierszami opowiedziało, że oddaje 10. część zarobków na rzecz potrzebujących – wspomina pani Bogumiła ze Skierniewic. – Zatkało mnie, bo my też wtedy mieliśmy fatalną sytuację finansową i nie wyobrażałam sobie, jak w takim momencie życia można dzielić się jeszcze z innymi. Podobne myśli towarzyszyły Agnieszce Porczyk, która zawsze była przekonana, że dziesięcina to „coś dla bogatych”. – Aż w końcu doszło do mnie, że to danina dla nas wszystkich, niezależnie od naszych zarobków – tłumaczy.

Pan Tomasz z Kutna, opowiadając o czasie, w którym niezwykle dużo energii zużywał na zabieganie o pieniądze na utrzymanie 6-osobowej rodziny, wspomina człowieka, który dzień w dzień przywoził bezdomnym chleb. – To był dla mnie niezwykły obraz. Zacząłem mocno rewidować moje postępowanie i wyznawane wartości. Odkryłem, że jeśli Bóg troszczy się o tych, którzy dla społeczeństwa są wyrzutkami, jeśli pozwala im przeżyć kolejny dzień, to ze mną jest podobnie. Bóg chce dawać mi to, co najlepsze, a mój byt nie zależy tylko od moich wysiłków wkładanych w pracę. No i w końcu zrozumiałem, że nawet jeśli cały dzień przesiedzę w kościele na modlitwie, ale moja wiara nie przeniesie się na czyny, wszystko to jest po nic.

Nieoczekiwane rozwiązania

Dla jednych decyzja o dziesięcinie była dość prosta, inni musieli stoczyć prawdziwą walkę ze swoimi lękami i niepokojami, by zdecydować się na dzielenie się zarobkiem. – W moim przypadku był to długi proces, który trwa chyba do tej pory – opowiada pani Bogumiła. – Nie ukrywam, że jestem materialistką i kusi mnie świat i jego luksusy. Z drugiej strony Bóg tak kieruje naszym życiem, że jeszcze parę lat temu nasza 5-osobowa rodzina wynajmowała 30 mkw., nie mieliśmy nawet odkurzacza. Wtedy, gdy oddawaliśmy dziesięcinę, myślałam sobie: „Przecież moglibyśmy odłożyć choć na ten odkurzacz!”. Ale podjęliśmy z mężem decyzję, więc pozostawaliśmy jej wierni. Dziś, po kilku latach dzielenia się z innymi, widzę, jak Bóg uwalnia mnie z lęków o jutro, z egoizmu i z myślenia, że to, co zarobię, należy do mnie. Objęliśmy adopcją kilkoro dzieci z Afryki, które dzięki tej pomocy ukończyły szkoły. Od zawsze marzyłam o własnym domu i udało nam się go wybudować... w Afryce – śmieje się. – Dzięki temu jakaś rodzina ma dom nad głową.

Pani Emilka wymienia przedziwne sytuacje, w których pieniądze zjawiają się ni stąd, ni zowąd. – Kiedy podjęłam decyzję o płaceniu dziesięciny, ustawiłam stały przelew na misje. Po jakimś czasie okazało się, że brakuje mi pieniędzy, że muszę pożyczać od rodziny, znajomych. Kiedy zaczęłam przeglądać wydatki, zorientowałam się, że przelew na misje się skończył. Dopiero, gdy ustawiłam go ponownie, znów miałam tyle pieniędzy, ile potrzebowałam. Czasem otrzymuję je w zadziwiający sposób, ale nauczyłam się jednego: jeśli dzielę się z innymi, dla mnie samej też wystarczy. I jeszcze jedno jest dla mnie bardzo ważne – uwolnienie swoich finansów dla budowania królestwa niebieskiego na ziemi – dodaje.

Pan Tomasz opowiada, że czas, w którym podejmował decyzję o dziesięcinie, był również okresem poznawania Boga Ojca. – Dużo czasu poświęcałem na czytanie Biblii i dochodziło do mnie, że Bóg jest miłosierny. A skoro ja mam być na Jego obraz i podobieństwo, też muszę być miłosierny. Na przekór lękowi i z mocną wiarą w to, że wiem, Komu zaufałem, oddawałem kilkaset złotych miesięcznie. I nagle okazało się, że kiedy zerwałem się ze smyczy lęku, pojawiły się przede mną zupełnie nowe, nieoczekiwane rozwiązania. A to, co najważniejsze, to fakt, że zacząłem poznawać Boga, który działa zupełnie inaczej niż my, z naszymi ograniczeniami i niedostatkami. Jest Bogiem dającym wolność, znającym matematykę i troszczącym się o nasze potrzeby.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: