Zobaczysz, że on jeszcze księdzem będzie

Gość Katowicki 01/2015 |

publikacja 05.01.2015 06:00

O paleniu gromnic, chwytaniu się za głowę i wzbijaniu na skrzydłach wiary z biskupem nominatem ks. Markiem Szkudłą rozmawia Joanna Juroszek.

Joanna Juroszek: Podobno 13 grudnia nie będzie już kojarzyć się z wprowadzeniem stanu wojennego, tylko z nominacją biskupów pomocniczych w archidiecezji katowickiej. Ta wiadomość przyniosła wielką radość. Odczuwaliście to w seminarium?

Ks. Marek Szkudło, biskup nominat: Tak, oczywiście, radość była ogromna. 13 grudnia jest dla mnie też pamiętnym dniem, ponieważ w 1981 r. byłem wikarym w parafii św. Michała Archanioła w Katowicach. I po ewangelizacji na kopalni, wspaniałych uroczystościach, jakie przeżyłem razem z proboszczem i całą parafią we wrześniu przed uroczystością odpustową, przyszedł 13 grudnia. Pamiętam jak dziś, że do późna w nocy siedzieliśmy z ks. Henrykiem Bolczykiem. Rozstaliśmy się, jak zawsze, po wspólnej modlitwie. Potem, chyba o wpół do czwartej rano, przyszli górnicy kopalni „Wujek” z informacją, że został internowany ich szef „Solidarności”, że polały się pierwsze krople krwi. Proboszcz poszedł na kopalnię odprawić Mszę, bo to była niedziela, niedziela Gaudete, radości. Ja poszedłem do kościółka. Niektórzy z obecnych w kościele jeszcze nie wiedzieli, że jest stan wojenny. Słuchaliśmy wtedy św. Pawła, jak mówił: „Radujcie się, jeszcze raz powtarzam: radujcie się. I w każdym położeniu dziękujcie Bogu”. Pytałem głośno: „Za co mamy dzisiaj dziękować?”. Pamiętam, jak mocowałem się z tym słowem, i wiem, że było to dla mnie bardzo trudne. Kiedy proboszcz przyszedł z kopalni, odprawiał kolejną Mszę, też zastanawiał się, za co dziękować. Nawiązał wtedy do biblijnego obrazu ofiarowania Pana Jezusa. Symeon powiedział do Maryi: „Twoją duszę przeszyje miecz boleści, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu”. I dodał, że to jest chyba jedyne dobro tej rzeczywistości: żeby wyszły zamysły serc; myśleliśmy, że wszyscy jesteśmy solidarni, okazuje się, że jednak nie…

To nie jest powszechne: ani wśród księży, ani u świeckich, żeby swoje decyzje uzależniać od słowa Bożego. 13 grudnia 1981 r. rozwiązania szukaliście w Piśmie Świętym. Podobnie było 8 grudnia 2014 r., kiedy zadzwonił telefon...

Rzeczywiście. Akurat ten telefon zastał mnie w sklepie. Byłem zaskoczony, pytałem, co się stało, że arcybiskup nuncjusz do mnie dzwoni. On oznajmił, że ojciec święty mianował mnie biskupem pomocniczym. A ja: „To muszę sobie znaleźć gdzieś miejsce, żeby usiąść”. (śmiech) Zapytał, czy przyjmuję nominację. Było Niepokalane Poczęcie. Mówię: „Rano odprawiałem Mszę i czytałem scenę Zwiastowania. Na pewno Maryja chwytała się za głowę, kiedy usłyszała słowa anioła. To wszystko Ją przerastało, ale powiedziała »amen«. Też nie wiem dlaczego i jak, ale mówię: »amen«” .

Zdążył już Ksiądz Biskup oswoić się z tą myślą?

Teraz to może bardziej do mnie dociera. I zdaję sobie sprawę, że to jest rzecz poważna. Muszę jednak powiedzieć, że czuję pokój serca. Mimo że mnie to przerasta. Po ludzku patrząc, jestem do takich rzeczy nieprzygotowany. Ale jeśli Pan Bóg tego chce? Codziennie się modlę i mówię, że chcę pełnić Jego wolę. I jak teraz się wymawiać, jeśli taka jest Jego wola?

Stąd zawołanie: „W Tobie, Panie, zaufałem”?

Tak. Wybrałem te słowa, bo są mi bliskie. W okresie Adwentu bardzo często słyszymy zachętę proroka: „Złóżcie nadzieję w Panu na zawsze, bo On jest wiekuistą skałą”, albo „Ci, co zaufali Panu, odzyskują siły, otrzymują skrzydła jak orły”. Pamiętam, jak na Roratach rozważałem te słowa z dziećmi. Wtedy czuliśmy, jak się wzbijamy na skrzydłach wiary. Uczyliśmy się podejmować wyzwania, nawet takie, które przerastały nasze możliwości.

Dzieciom chyba łatwiej jest uwierzyć. Dorośli muszą widzieć konkretne znaki. Czy Ksiądz Biskup w swoim życiu widział właśnie te konkrety? Zaufał Bogu, a On się zatroszczył, tak namacalnie?

Wiele razy. Tak się stało, że między 4. a 8. rokiem życia miałem problemy zdrowotne. Moje życie wisiało na włosku, podobno dwa razy świecili mi już gromnicę, ale jakoś z tego wychodziłem. W tych bardzo trudnych sytuacjach moja babcia mówiła mamie: „Zobaczysz, że on jeszcze księdzem będzie”. Potem były różne sytuacje. Pan Bóg jakoś tak mnie prowadził, że często służyłem chorym, później przychodziłem na warsztaty terapii zajęciowej w Jastrzębiu. Bardzo się tym cieszyłem, bo oni pozwalali mi chodzić po ziemi. Naprawdę. Podpowiadali, co w życiu najważniejsze. Podczas mojego proboszczowania wiele razy były trudne sytuacje, nie tylko na płaszczyźnie duchowej, ale i materialnej. Byłem świadkiem cudów, ale o tym wiemy tylko Pan Bóg i ja.

18 lat spędził Ksiądz Biskup jako proboszcz w Jastrzębiu. To chyba dobrze, że biskup ma doświadczenie w proboszczowaniu.

Bardzo dobrze. Myślę, że każdy biskup cieszy się z tego, że może mieć jakieś doświadczenie duszpasterskie, pracy z ludźmi, wychodzenia do nich, słuchania. Pamiętam, jak ogłaszałem parafianom nowe wyzwanie. Była akurat niedziela – święto narodzin Jana Chrzciciela. Na przykładzie proroka odkrywaliśmy, jak Bóg przygotowuje do przyszłych zadań. Powiedziałem wtedy: „Przez 18 lat byliście dla mnie wspólnotą, rodziną i nawet nie wiedzieliście, do czego mnie przygotowujecie. Ja też nie wiedziałem, ale taka właśnie jest tajemnica Kościoła, przez który działa Bóg. Stale jesteśmy we wspólnocie niesieni, otaczani miłością, życzliwością, przeżywamy też trudne doświadczenia, ale wszystko ma nas kształtować, przygotowywać. Dlatego dziękuję, że przez 18 lat troszczyliście się o mnie. No i oczywiście na progu tej nowej rzeczywistości chcę was prosić o błogosławieństwo”. Tak powiedziałem też na ostatnim spotkaniu, na warsztatach terapii zajęciowej. Na koniec, po modlitwie, czuję, jak uczestnicy „idą na mnie”. Wystraszyłem się. O co chodzi? A oni dali mi krzyżyk na czoło albo zrobili znak krzyża nade mną. Dziś mówiąc o tym, wzruszam się. Wtedy wzruszyłem się jeszcze bardziej. Zszokowali mnie szybką odpowiedzią.

Jastrzębie przygotowywało, żeby podjąć posługę jako wikariusz biskupi ds. stałej formacji księży, a kapłani przygotowywali do tego, żeby zostać biskupem?

Na pewno kontakt z księżmi jest ważny. Wspominam kapłanów, których Bóg postawił na mojej drodze. Każdy z nich jakoś się zapisał. Nie sposób wymienić ich wszystkich. Chcę wspomnieć mojego proboszcza, ks. prał. Franciszka Resiaka, który prowadził mnie do ołtarza. To jest kapłan, który kocha Kościół. Podziwiałem jego troskę o katechizację nie tylko dzieci i młodzieży, ale dorosłych, troskę o liturgię. Potem ponad 13 lat w parafii św. Michała u boku ks. prał. Henryka Bolczyka, który był dla mnie niesamowitym nauczycielem wiary. Nigdy nie rozstawaliśmy się bez modlitwy. Uczyłem się od niego odczytywania codzienności w świetle Bożego słowa. W parafii w Jastrzębiu od samego początku było 8 księży, razem z poprzednikiem ks. prał. Bernardem Czerneckim. Rzadko gdzie jest ich aż tylu. Uczyłem się tam budowania wspólnoty kapłańskiej. Szczególnym doświadczeniem była dla mnie posługa na wydziale katechetycznym. Wszyscy myślą, że wizytator przychodzi tylko po to, żeby sprawdzać. Ja mówiłem, że przyszedłem się czegoś nauczyć i spotkać się z Panem Jezusem. Autentycznie! Jeśli ktoś potrafił stworzyć klimat spotkania z żywym Bogiem tu i teraz dla tych dzieci i dla mnie, to była superkatecheza. Mógł popełnić jakieś metodyczne błędy, ale chodziło o przekazanie tego, co istotne. Najbardziej na tych spotkaniach uczyłem się, że kiedy jest grupa, to Pan Bóg przemawia przez wszystkich. Zapisywałem sobie pewne myśli, do których sam nigdy bym nie doszedł! Ta posługa, przez 7 lat z górą, uczyła mnie kontaktu, słuchania słowa Bożego i życia nim na co dzień, odczytywania go tu i teraz.

A jak zapamiętał Ksiądz Biskup dom rodzinny?

Moi rodzice byli kochającymi się małżonkami. Przeżyli 60 lat w małżeństwie, tworzyli w rodzinie klimat wiary i miłości. Mam siostrę i brata, a ja byłem pierworodny. Oni są niesamowici. Kiedy byłem chory, potrafili zrezygnować z czegoś, mówiąc do rodziców: „Zostawcie to dla Marka”. I tak jest do dziś.

To właśnie w rodzinie zrodziło się powołanie?

W pierwszej klasie szkoły podstawowej z powodu choroby aż 7 miesięcy nie chodziłem do szkoły. Miałem wspaniałych kolegów i koleżanki, którzy codziennie przychodzili do mnie z lekcjami. Bez problemu otrzymałem promocję do następnej klasy. Potem wycięto mi migdały, które, jak się okazało, odbierały odporność organizmowi. Wszystko się zmieniło i tak sobie pomyślałem: „Właściwie powinienem Panu Bogu podziękować za to, że ocalił mi życie. Zrobię to w kapłaństwie”. Szło to za mną przez szkołę podstawową, średnią. Zresztą zawsze byłem blisko Kościoła jako ministrant, również jako kościelny, nawet grałem na organach. Jak przyszedłem do seminarium, abp. Damianowi Zimoniowi, który był wtedy wicerektorem, powiedziałem, iż dziwię się, że w seminarium przygotowują nas do kapłaństwa, a odprawiana jest tylko jedna Msza (przyszedłem z parafii, gdzie było ich 9). Gdy abp Zimoń mianował mnie proboszczem w Jastrzębiu i był kiedyś u nas na liturgii, powiedział: „Teraz masz te dziewięć Mszy, jak chciałeś”. (śmiech)

Słyszałam, że Ksiądz Biskup skupia się na konkretnym człowieku, przynosi świeże bułki proboszczowi, masło mojemu redakcyjnemu koledze…

Myślę, że biskup nie tylko staje przy ołtarzu, przepowiada słowo Boże, udziela sakramentów świętych, ale ma prawo ustąpić miejsca, powiedzieć „dziękuję”, „przepraszam”, mieć czas, wysłuchać, może podać do stołu, skoczyć po bułki czy kupić masło. Nie widzę w tym sprzeczności. We wszystkim ma się wyrażać służba na wzór jedynego Mistrza – Jezusa, który przyszedł służyć i dać swoje życie.

A jaki będzie herb biskupa Marka?

Pochodzę z parafii Serca Pana Jezusa, a więc to Serce będzie wyeksponowane, wpisane w krzyż. Zaznaczę też miejsca, w których dłużej byłem obecny: parafię św. Michała i parafię Niepokalanej Matki Kościoła. Symbole te mają wyrazić miłość Serca, które jest źródłem wszystkiego, zawierzenie Maryi, wyrażone Jej „tak”, i odwagę Michała Archanioła, który rozsławia imię Pana Boga nawet wtedy, kiedy trzeba iść pod prąd.

Ksiądz biskup Marek Szkudło będzie biskupem od…

Będzie biskupem dla... (śmiech) Przez różne posługi Pan Bóg dba o naszą formację. Ona się nie kończy, nawet dla biskupa. Wszyscy jej potrzebujemy, ja szczególnie.

Wywiad z biskupem nominatem Adamem Wodarczykiem w kolejnym numerze „Gościa Katowickiego”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.