Mój osobisty Król

Urszula Rogólska


publikacja 09.01.2015 06:00

– Od pani rejestratorki usłyszałam, że nasza córka 
może być przyjęta do nefrologa za półtora roku – mówi Stanisława Stasica. 
– Zaniemówiłam. Ona musiała być przyjęta natychmiast! Oczywiście 
przyszła myśl o „kopercie”. Ale to Pan Bóg dał nam odpowiedź natychmiast...


Każda rodzina mogła podejść do Najświętszego Sakramentu, oddać Jezusowi swoje życie i głosić Go swoim jedynym Panem i Zbawicielem Urszula Rogólska /Foto Gość Każda rodzina mogła podejść do Najświętszego Sakramentu, oddać Jezusowi swoje życie i głosić Go swoim jedynym Panem i Zbawicielem

Mamy dwie córki, Marzenę i Mariolę. Siedem lat temu dowiedzieliśmy się o chorobie nerek Marzeny. Miała wtedy 16 lat. Do dziś lekarze nie potrafią zdiagnozować tej choroby. Ale to wtedy tak naprawdę zaczęło się moje nawrócenie, moja metanoia, „myślenie inaczej” – mówi Stanisława Stasica z Wieprza koło Żywca. – Stan Marzeny wymagał regularnych wizyt u lekarza. Kiedy skończyła 18 lat, mieliśmy ją przepisać do kliniki dla dorosłych. Wtedy usłyszałam, że lekarz może ją przyjąć za półtora roku. Nie wiedziałam, co robić. W tej klinice, w desperacji, zapukałam do pierwszych lepszych drzwi, na których zobaczyłam nazwisko lekarza nefrologa. Po chwili rozmowy zapytał tylko, kiedy córka kończy 18 lat, i zapisał ją na ten dzień na wizytę. Dla mnie to był przełom! Jezus powiedział mi jasno: „Zaufaj mi, do mnie się zwróć”. Dziś nie mogę milczeć, kiedy widzę, jak On nas cały czas prowadzi, także w tym cierpieniu.
– Córka choruje nadal, ale Jezus daje nam pokój, jakiego nigdy nie mieliśmy. Pokazuje nam wyraźnie, że mamy trwać przy Nim, że Bóg Ojciec będzie się o nas troszczył – dodaje Janusz, mąż Stanisławy. – Kiedy doświadczysz Jego opieki w tak namacalny sposób, nie możesz o tym nie mówić.


Chcemy się tym dzielić



Stanisława i Janusz są odpowiedzialnymi za diakonię ewangelizacji Domowego Kościoła. Już po raz czwarty, razem ze swoją wspólnotą i ks. Ryszardem Piętką, zorganizowali w Wiśle rekolekcje ewangelizacyjne dla małżeństw.
– Każdy z nas w diakonii kiedyś bardzo wyraźnie doświadczył Bożej miłości i nawrócenia. Chcemy się tym dzielić – mówią Stasicowie.
Wśród animatorów diakonii są także Bogusława i Bogdan Gluzowie. – Od 15 lat jesteśmy w Domowym Kościele. Pan Bóg tak nas przez te lata prowadził, że czuliśmy, iż diakonia ewangelizacji to nasze miejsce – mówią.


– Pochodzę z domu, gdzie Kościół i Pana Boga zawsze się szanowało. On miał oczywiście dla mnie i dla mojego męża swój plan – opowiada Bogusława. – Przyszedł taki etap w moim życiu, że sypały się tragedia za tragedią. Mnie się ciągle wydawało, że jestem osobą wierzącą. Ale weryfikacja przyszła, kiedy umierała moja mama. Lekarze powiedzieli, że nie ma dla niej ratunku i ja im uwierzyłam. Nie pomyślałam, że mogę prosić o pomoc Jezusa! Minął kolejny czas – jesteśmy na rekolekcjach w Rzymie, a z domu dzwoni moja siostra z wiadomością, że jej córka urodziła syna z niedotlenieniem mózgu i że jego stan jest bardzo ciężki. Nie wiedziałam, co robić. Powiedziałam jej, że mogę się „tylko modlić”. I wtedy się opamiętałam. Jak to „tylko”? „Aż”! Ksiądz, który był z nami, powiedział, że jesteśmy w szczególnym miejscu, które dało wielu świętych. Mogę ich prosić o wstawiennictwo.


Po trzech dniach kolejny telefon z domu – w żywieckim szpitalu są chore noworodki, ale nasze dziecko jest najbardziej chore z nich wszystkich. Nie poddawaliśmy się, szturm trwał – kontynuuje Bogusława. – Niedługo kolejna wiadomość: wnuk siostry jest w stu procentach zdrowy! Lekarze sami nie mogli uwierzyć, jak to się stało. Ale moja siostrzenica była pewna, kiedy im mówiła: „Bo moja ciocia modli się za niego w Rzymie”. Wcześniej miałam pretensje do Pana Boga, czemu nam się tyle złych rzeczy przytrafia. Ale dziś wiem, że potrzeba było naszego zaufania, powierzenia się Jemu. Kiedy na sto procent oddamy mu wszystkie dziedziny naszego życia, On się wszystkim zajmie.


Kiedy pójdę do nieba…


– Pan Bóg ma dla każdego z nas wspaniały plan. Kiedyś to mi się wydawało takim wyświechtanym zdaniem. „No tak, kiedy umrę i pójdę do nieba, to będzie wspaniale” – myślałem. Tymczasem On mi pokazał, że plan wobec mnie ma już teraz – mówi Janusz Stasica. – Ojciec święty Franciszek, podobnie jak jego poprzednik św. Jan Paweł II, mocno upomina się o to, byśmy wszyscy szli i ewangelizowali. O obowiązku ewangelizacji od początku mówił też nasz założyciel sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki. Ten nakaz mocno do nas trafił. Kiedy zakończyliśmy formację w ruchu, mieliśmy swoje plany: posługę w diakonii życia i Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Ale Pan Bóg zrobił nam dowcip! Zaproponowano nam odpowiedzialność za nową diakonię. Jezus pokazał nam, że chce, żebyśmy żyli inaczej. Nie tradycyjnym wychowaniem, kiedy spełniało się obowiązek niedzielnej Mszy św., a potem przez cały tydzień żyło po swojemu. On chce, żeby każdy nasz dzień był niedzielą, nieustannym byciem przy Nim, życiem w Jego obecności. Bo tylko On potrafi uporządkować nasze życie. chce nam pomagać. Nasze zadanie jest tylko jedno – kochać Go i w pełni Mu zaufać. Bardzo chcemy, by wszystkie małżeństwa dokonały tego odkrycia w swoim życiu, żeby mogły być naprawdę szczęśliwe. Stąd pomysł rekolekcji.


Osobiste spotkanie


Tym razem większość uczestników to małżeństwa Domowego Kościoła z różnych rejonów Podbeskidzia. – Żeby ewangelizować, sami musimy być zewangelizowani. Ten proces nigdy się nie skończy, dlatego bardzo nas cieszy zainteresowanie rekolekcjami ze strony naszych małżeństw. W poprzednich edycjach proporcje układały się pół na pół – były małżeństwa z naszego ruchu, ale też innych wspólnot i pary, które nie znalazły jeszcze dla siebie wspólnoty – mówi Janusz Stasica.
Podczas weekendu małżeństwa słuchają konferencji o czterech prawach życia duchowego – o Bożej miłości i Bożym planie dla każdego człowieka; o grzechu, który zniszczył ten plan, następnie o jedynej drodze ratunku – Jezusie, którego Bóg zesłał, by zbawił człowieka. Na zakończenie każdy może osobiście ogłosić Jezusa Królem swojego życia.
Po każdej konferencji małżeństwa słuchają świadectw zaproszonych gości. A byli wśród nich także członkowie Wspólnoty Trudnych Małżeństw Sychar, Krucjaty Wyzwolenia Człowieka czy wspólnoty charyzmatycznej Ogień Boży.

Mieli możliwość rozmowy w małych grupach. W sobotni wieczór modlili się wzajemnie nad sobą wstawienniczo. W modlitwie i uwielbieniu Pana Boga pomagała im wspólnota Ogień Boży z Istebnej.
– Zależy nam na tym, by małżeństwa razem, we dwoje, doświadczyły bardzo osobiście spotkania z Jezusem – mówi Stanisława. – Te rekolekcje mają je doprowadzić do przyjęcia i ogłoszenia Go Panem i Zbawicielem wszystkich sfer ich życia. Słowa swojego oddania się Jezusowi każdy z członków rodziny wypowiada indywidualnie, a następnie małżonkowie także jako małżeństwo.


W Wiśle ten moment był dla uczestników podniosły i bardzo poruszający. Na koniec rekolekcji, po Mszy św., rodziny wspólnie adorowały i uwielbiały Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Każda z nich mogła dotknąć monstrancji i wypowiedzieć słowa oddania Mu swojego życia.


Być jak Jordan


Ale to nie koniec rekolekcji. Tak naprawdę one dopiero się zaczynają w chwili, kiedy uczestnicy wyjeżdżają do domu. O tym, co dalej, mówił małżeństwom o. Rafał Kogut, franciszkanin ze wspólnoty w Cieszynie, który gościł w Wiśle na zakończenie rekolekcji. – Wody Jeziora Galilejskiego, jednego z najbardziej życiodajnych zbiorników wodnych, obfitującego w ryby, nieustannie zasilają Jordan – mówił o. Rafał. – Jordan nie zostaje w jeziorze. Płynie w stronę Morza Martwego. Z niego jednak nie ma już ujścia... Tak samo jest z nami. Jeśli spotkałeś Miłość – Jezusa zmartwychwstałego, który żyje i chce działać w twoim życiu, nie możesz tego zatrzymywać dla siebie. Chcesz iść dalej, z innymi dzielisz się tym, co tobie dało nowe życie, które dał ci Jezus! Jeśli się zatrzymasz, woda się rozleje i stworzy bagno...


On będzie prowadził


Teresa i Marek Boguccy z Inwałdu


– Na rekolekcjach w Wiśle mogliśmy posługiwać jako animatorzy. Kiedyś odczuwaliśmy lęk przed tą posługą, mówiliśmy: „My się do tego nie nadajemy”. Dziś widzimy, że jesteśmy narzędziami Pana. On nam pokazał, że jeśli Jemu powierzymy całe swoje życie, On będzie je prowadził. W ewangelizacji na nowo odkryliśmy miłość Pana Boga.
 Teresa: – Przed rokiem na podobnych rekolekcjach w pełni świadomie ogłosiliśmy Jezusa Panem i Zbawicielem nas, naszego małżeństwa i naszej rodziny. Dostałam od Niego
 taką radość, że nie sposób się nią nie dzielić.
 Marek: – To właśnie wtedy Pan Bóg dał mi siłę, żebym potrafił mówić o Nim innym. Bo On naprawdę uzdalnia powołanych.

Bogusława i Bogdan Gluzowie 
z Wieprza koło Żywca

– Byliśmy tu animatorami. Kiedyś ktoś był animatorem dla nas – poświęcił swój czas, często także urlop. Teraz wiemy, że i my powinniśmy dać coś z siebie. Nie czujemy się wyjątkowi. Wręcz przeciwnie. Ale to Jezus na krzyżu nam pokazał, jak cenni dla Niego jesteśmy, jak cenny jest każdy człowiek w Jego oczach, i chcemy się dzielić tym doświadczeniem. Te rekolekcje pokazały nam na nowo, jak ważne jest wzrastanie we wspólnocie. Nie można iść samemu. Dlatego bardzo zachęcamy wszystkich, żeby szukali swojej wspólnoty. Na zakończenie rekolekcji każda para dostaje ulotki z wykazem wspólnot, do których mogą dołączyć po powrocie do domu.


Iwona i Janusz Prochownikowie z Łodygowic


Janusz: – Tu na nowo odkryliśmy znane nam już treści – zwłaszcza prawdę, że Bóg nas kocha i kochał nas od zawsze i mimo wszystko. To przestało być truizmem i stało się prawdziwe. Życie z Nim jest łatwiejsze w obliczu wszelkich trudności.


Iwona: – Kiedy oddasz siebie Jezusowi, jest łatwiej. Nie mam już takich lęków o męża, o dzieci, kiedy uświadomię sobie, że Bóg kocha ich jeszcze bardziej niż ja i to On będzie się nimi opiekował lepiej niż ja. Moja troska nie przyniesie nic oprócz zamartwiania się. Oni mają miłość Boga, mają swoich Aniołów Stróżów. Pomyślałam: „Panie Boże, ja się staram, ale to Ty działasz”. Oddanie Jezusowi życia przynosi wolność i pokój.

TAGI: