publikacja 04.01.2015 06:00
Wiele posług, które wykonywały, mogli wypełniać ludzie świeccy, bo nie trzeba było do nich ślubów zakonnych. A jednak Kościół nie potrafi się bez nich obejść.
Krzysztof Król /Foto Gość Ks. Andrzej Draguła
W I Niedzielę Adwentu rozpoczął się Rok Życia Konsekrowanego. Na Mszy św. w gorzowskiej katedrze zebrali się w tym dniu reprezentanci świata zza klauzury. W naszej diecezji nie ma wspólnot kontemplacyjnych, ale są zakonnicy, żeńskie zgromadzenia czynne, siostry bezhabitowe, poświęcone Bogu wdowy i dziewice. O nich wszystkich mówimy, że są konsekrowani.
Nie znaczy to, oczywiście, że nagle stają się świętsi niż my. Znaczy to (tylko?) tyle, że przez konsekrację zostają z tego świata w jakiś sposób wydzieleni i oddani na służbę innego świata – tego, do którego zmierzamy. Czasami tę inność manifestują habitem, czasami ukrywają ją głęboko w sercu.
W życiu spotkałem ich wielu: siostry elżbietanki w mojej rodzinnej parafii, siostry serafitki niegdyś pracujące w Domu Opieki Społecznej w Lubsku, szarytki, które za moich kleryckich czasów były w Paradyżu, bezhabitowe sługi Jezusa w konwikcie księży KUL, siostry Jezusa Miłosiernego w Gorzowie, gdzie mieszkałem przez dwa lata, wreszcie albertynki w zielonogórskim Domu Księży Emerytów.
Wiele posług, które wykonywały, mogli wypełniać ludzie świeccy, bo nie trzeba było do nich ślubów zakonnych. A jednak Kościół nie potrafi się bez nich obejść. Są bowiem takie miejsca, gdzie potrzebuje bardziej świadków niż fachowców. Potrzebuje tych, którzy będą przypominać, że ten świat to za mało.