Noc 
Pascala

Marcin Cielecki


publikacja 05.01.2015 06:00

Noc zdaje się zazdrośnie strzec swych tajemnic. Ale tamta wyjątkowa w życiu Blaise’a Pascala 
noc, 23 listopada 1654 roku, nie przestaje promieniować blaskiem przez stulecia.

Noc 
Pascala East News

Pascal próbował zatrzymać ją w opisie. Dokładnym, rzeczowym, jakby sporządzał notatkę zza Tamtej Strony. 23 listopada 1654 roku od godziny 22.30 do około 0.30. Kolejne zdania są już tylko zapisem, że narzędzia pomiarowe nie łapią skali tego, co się wydarzyło. 


Iskra


Do dziś nie znaleziono wyjaśnienia inspiracji dla nocnego doświadczenia Pascala. Od razu uprzedźmy: skazani jesteśmy na anegdoty. Jedna z nich mówi, że rozwiązania należy szukać w zdarzeniu z powozem. Kareta zaprzężona w czwórkę koni (inne podania wskazują szóstkę) niemal wpadła do rzeki na moście Neuilly. Dwa pierwsze konie poniosły w miejscu, gdzie nie było balustrady i wpadły do wody. Na szczęście ich lejce się zerwały i kareta pozostała na moście, o włos od tragicznego końca. Wedle jednej wersji Pascal był jednym z cudem ocalałych pasażerów. Wedle innej – obserwatorem całego zdarzenia.

A jeszcze inna mówi, że nie było żadnej karety, żadnych koni, mało tego – uczony w ogóle nie wychodził z domu. Inspiracją zaś było medytacyjne czytanie opisu Męki Pańskiej we własnym mieszkaniu. Skąd tyle sprzecznych opinii, wiadomo – Pascal był wtedy sam. 
Pismem, o którego charakterze biografowie powiedzą, że jest pewne i niemal radosne, zapisuje: 
„Ogień. 
Bóg Abrahama, Bóg Izaaka,
Bóg Jakuba, 
a nie filozofów i uczonych.
Pewność. Pewność. Uczucie. Radość. Pokój.(…)”


Język Ognia


Interesuje mnie Ogień. Dlatego podążam za Jego płomieniem, szukam Jego żaru. I jest oczywiste, że muszę dotrzeć do miejsca, gdzie Mojżesz zdejmuje sandały. Kilka rzeczy wyłania się z opowiadania o płonącym krzewie (Wj 3). Dialog między Mojżeszem domagającym się poznania imienia Boga ukrytego, a przecież ujawniającego się w niespalającym się krzewie, a samym Ogniem będzie nieustannie roztrząsany i do dziś będzie budził różne emocje. Każdy czytający ten fragment czuje, że tu się coś wydarza. To fragment trwogi i fascynacji; opowiadanie, przez które przebija świętość. 
Powtórzenie przez Pascala całego zwrotu: „Bóg Abrahama, Bóg Izaaka, Bóg Jakuba” zatrzymuje mnie raz po raz. Zatem nie Wielki Matematyk, nie Konstruktor Idealny, nie Władca Liczb – co przecież jemu, matematykowi, odpowiadałoby bardzo. Zamiast stałych, niezmiennych, obiektywnych liczb właśnie oni – Abraham, Izaak, Jakub. Tak, to Bóg osobowy. Ten, w którego wierzą ludzie, i Ten, który interesuje się ludźmi. To oczywiste, że nie może być Matematykiem, bo człowiek jest zmienny, niestały, rozwijający się. Bóg patriarchów to również ten Bóg z mojej codziennej, małej historii zbawienia. Rozumiał to Pascal, nosząc w ubraniu zapisaną kartkę. Aż się prosi, czytając „Pamiątkę”, dopisać jednym ruchem ręki – Bóg Abrahama, Bóg Pascala, mój Bóg…
Pewność.

Pewność


Pewność doświadczenia Boga nie zdarza się co dzień. Ile jest momentów w życiu absolutnej pewności, niesamowitej zażyłości, prywatnej „gorącej linii” z Bogiem? Tych momentów wieczności jest niewiele, ale karmimy się nimi później przez całe życie. Ich wspomnienie rozprasza ciemności naszych powtarzających się dni, jest światłem, w którego blasku widzimy życie takim, jakim powinno być. Jak zatrzymać taki moment? Zrobić sobie tatuaż. Napisać książkę, nakręcić film. To bardzo ludzkie – zatrzymać TEN moment. Pascal nie jest tu inny. Wszywa w ubranie swoją opowieść. Cokolwiek będzie robił, gdziekolwiek się znajdzie, będzie ukradkiem pocierać „Pamiątkę” na znak, że się wydarzyło.


Po odzyskaniu świadomości, czyli około pierwszej w nocy
 24 listopada, chwyta za pióro i pisze. Pojedyncza kartka. W nagłówku kreśli krzyż, poniżej zapisuje datę. Graficznie jest tu zapisane wszystko: Bóg jest tam, a Pascal tu, pomiędzy nimi ta rozciągłość pustej linii. Po dokładnym – wciąż ten naukowy charakter umysłu matematyka – zapisaniu daty to jedno słowo: „Ogień”. I kropka. Jakby skończyła się myśl i wyczerpały słowa, i dalej nie można zapisać już nic. W tym jednym słowie jest zapisane już naprawdę wszystko, czego doświadczył w nocy. Nie bez przyczyny słowo „Ogień” znajduje się w linii prostej pod krzyżem. Co jeszcze można dopisać, skoro powiedziane zostało już wszystko? A mimo to Pascal pisze dalej. Jest uczonym, ale bardziej jeszcze jest człowiekiem, dlatego podejmuje tę nierówną walkę z ludzką mową. 
„Bóg Abrahama, Bóg Izaaka, Bóg Jakuba, a nie filozofów i uczonych” – to zdanie będzie rozpalać umysły przez 360 lat. W nim jednym dokonano podsumowania odwiecznego sporu między wiarą a rozumem i skierowano go na dalsze tory. Każdy filozof i każdy teolog w jakiś sposób pozuje z tym zdaniem, przyglądając się sobie samemu w nim odbitym. Wiele by można napisać tylko o tym jednym zdaniu, ale mnie interesują kolejne. Te wystrzelone jak iskry z płonącego jasnym, wysokim płomieniem ogniska. „Pewność” pisze po dwakroć, raz za razem. Jakby chciał zatrzymać ten stan, przypieczętować zaufanie wbrew niedowierzaniu. I kolejne słowa, o których można by znów napisać wiele: „Uczucie. Radość. Pokój”. Tych pięć słów (pamiętajmy o powtórzeniu) jest zapisanych w jednej linii. To wers, który jest szczeblem w jego własnej drabinie Jakubowej. Tak, wspiął się na górę i powrócił stamtąd. Jeśli szukać sensu nocy ognia, to w tych pierwszych słowach, które na kartce zajmują raptem cztery wersy. 


Zapisane, nie spalone


Po doświadczeniu nocy ognia Pascal zastanawia się, co powinien teraz zrobić. Wstąpić do klasztoru jak jego ukochana siostra Jacqueline? To nie dla niego. Zostać jednym z Samotników, nieformalnego stowarzyszenia świeckich, żyjących w pobliżu Port-Royal? Chce być na salonach, pośród ludzi. Powinien zaprzestać prowadzenia swoich badań? Waha się. Zamilknąć i nie publikować? Jest ludzką maszyną do liczenia, zamiast rąk ma pióro i kartkę papieru, zamilknąć to zabić się. Ostatecznie przystaje do jansenistów, ale ma poczucie odrębności: nigdzie nie pasuje. 
Wiele można jeszcze napisać o Pascalowej kartce. O liniach prostych, które kończą pewne zdania. Znak, że już nic więcej nie można powiedzieć? Że uciekła myśl? O imieniu Jezusa Chrystusa, które pojawia się trzykrotnie, przez co tekst przestaje być kronikarskim zapisem, a staje się hymnem pochwalnym. O powtórzonych fragmentach Ewangelii. Ale mnie interesuje Ogień, dlatego śledzę dalsze losy kartki. 
Później otrzyma ona tytuł „Mémorial” – „Pamiątka” lub „Memoriał”. Ale to będzie tytuł „poza” Pascalowy, pośmiertny. On sam składa kartkę w małą kostkę, wkłada w pergamin i zaszywa w ubranie. Odtąd będzie to robić nieustannie. W każdym kaftanie, który aktualnie nosi, pod podszewkę będzie potajemnie wszywał tę małą pamiątkę. Zostanie ona odkryta dopiero po jego śmierci, gdy nastąpi gorączkowe grzebanie w kufrach w poszukiwaniu tego, co upublicznić, co spalić, co sprzedać. Czym obroniła się „Pamiątka”? Zapewne zaskoczeniem wynikającym z odkrycia sekretnego, wewnętrznego życia Blaise’a Pascala.

TAGI: