Osierocone dzieci rewolucji

GN 48/2014 Legnica

publikacja 05.12.2014 06:00

O otwieraniu drzwi młodym, o drogach, które się rozeszły, z Lukášem Pešką, rzecznikiem prasowym diecezji Hradec Králové rozmawia Roman Tomczak.

 – Jako katolik doceniam wkład Kościoła czeskiego w zwycięstwo aksamitnej rewolucji. Jako zwykły obywatel uważam, że ten sam Kościół nie wykorzystał później społecznego kredytu zaufania zdjęcia Roman Tomczak /Foto Gość – Jako katolik doceniam wkład Kościoła czeskiego w zwycięstwo aksamitnej rewolucji. Jako zwykły obywatel uważam, że ten sam Kościół nie wykorzystał później społecznego kredytu zaufania

Roman Tomczak: Ledwo trzy miesiące jest Pan rzecznikiem prasowym, a już spadł na Pana obowiązek przygotowywania największego święta diecezji od co najmniej dziesięciu lat.

Lukáš Peška: To prawda, choć te trzy miesiące to był także czas poznawania, jak działa nasza kuria biskupia. Obowiązków spadło na mnie sporo, to m.in. komunikacja z dziennikarzami czy pisanie artykułów do miesięcznika „Informacje Diecezji Kralovohradeckiej”. Jednak największym wyzwaniem były przygotowania do obchodów 350-lecia diecezji. Przybyło ok. dwóch tysięcy pielgrzymów z całej diecezji, zaprosiliśmy wielu dostojnych gości, reprezentantów zarówno Kościoła, jak i świata polityki. Jak pan słusznie zauważył, dwudniowe uroczystości były największym przedsięwzięciem diecezji w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Znamienne, że ten jubileuszowy rok obchodziliśmy pod hasłem Roku Powołań. Biskup Jan Vokál co miesiąc zwracał się do młodych naszej diecezji z listem nawiązującym do tematyki powołaniowej. Wielkim sukcesem było niedawne wyświęcenie dwóch nowych księży.

Dwa tysiące pielgrzymów i dwóch księży na tak wielką diecezję – czy to można uznać za sukces? W mijającym roku zmarło dwóch waszych kapłanów, więc księży nadal jest tyle samo, czyli za mało jak na potrzeby diecezji.

Borykamy się z ciągłym niedostatkiem księży. Zresztą jest to niestety problem w całej Republice Czeskiej, może z wyjątkiem południowych Moraw, gdzie sytuacja jest pod tym względem dużo lepsza. Tym bardziej doceniamy to, że Pan Bóg obdarzył nas nowymi kapłanami. Warto zwrócić uwagę, że w ciągu ostatnich pięciu lat wyświęcono u nas 13 księży.

Ilu macie w diecezji wiernych?

Przed kilkoma tygodniami mieliśmy w całej Republice liczenie wiernych, ale oficjalnych liczb jeszcze nie podano, trzeba na nie zaczekać. Jednak chyba się nie pomylę, jeśli powiem, że na przestrzeni ostatnich 10 lat liczba osób uczestniczących we Mszach świętych powoli spada. Nie są to wielkie liczby, ale obniżka jest systematyczna i raczej stała. Nie oznacza to, że ludzie stają się niewierzący. Wielu deklaruje, że wierzy, ale nie okazuje tego. Jeszcze więcej jest takich, którzy chodzą do kościoła na Wielkanoc i Boże Narodzenie. Jednak wraz z wymieraniem starszego pokolenia widoczne jest zmniejszenie liczby wiernych systematycznie uczestniczących w nabożeństwach. A młodzi się do tego nie garną.

Służy u was wielu polskich księży. Na uroczystościach 350-lecia diecezji byli polscy hierarchowie: abp Marian Gołębiewski z Wrocławia, biskupi Stefan Cichy i Marek Mendyk z diecezji legnickiej, bp Ignacy Dec ze Świdnicy – te związki waszej diecezji z diecezjami polskimi wydają się bardzo żywe.

Jesteśmy sąsiadami, więc to naturalne. Ta współpraca zaczęła się jeszcze za posługi abp. Otčenaška jako ordynariusza hradeckralovskiego. Po nim kontynuowali tę współpracę obecny abp Dominik Duka oraz obecny ordynariusz bp Jan Vokál. Od wielu lat polscy księża pomagają nam w sprawowaniu posługi tam, gdzie czeskie parafie były bez gospodarza. Największa fala duszpasterzy z Polski jest już za nami. Najwięcej ich przyszło za czasów biskupa Duki. Są też księża ze Słowacji, ale znaczniej mniej.

Spotyka się Pan z naszymi, a właściwie: waszymi polskimi księżmi?

W kurii – jeśli jest ku temu okazja. Ale sam pochodzę z parafii w Holicach, gdzie przez 10 lat posługiwał polski ksiądz.

Ciekawi mnie, jak im idzie nauka czeskiego. To pozornie łatwy, ale paradoksalnie przez podobieństwo bardzo trudny dla Polaków język.

Różnie to bywa. (śmiech) U nas w Holicach polski ksiądz bardzo szybko nauczył się czeskiego i mówił bardzo dobrze. Ale w sąsiedniej parafii księdzu nie szło już tak łatwo.

W diecezji hradeckralovskiej polscy księża to tylko wikarzy?

Nie, są też proboszczami. Pełnią także inne funkcje, np. jeden z polskich księży pracuje u nas w kurii w dziale prawnym. Jednocześnie sprawuje posługę na jednej z naszych parafii.

Dwa dni uroczystości rocznicowych miały jeden główny akcent. Była to sobotnia Msza święta, której głównym celebransem był bp Jan Vokál. Kto stanął do koncelebry?

Między innymi bp Josef Kajnek, nasz biskup pomocniczy, abp Giuseppe Leanza, nuncjusz apostolski w Czechach, prawie wszyscy czescy i morawscy biskupi z kard. Dominikiem Duką na czele. Byli także kard. Joachim Meisner z Kolonii, delegacja biskupów ze Słowacji. Chciałbym zwrócić uwagę na to, że obecni na Mszy świętej byli czescy politycy, np. Marian Jurečka, minister rolnictwa.

Wierzący czy tylko dla dekoracji?

Jurečka reprezentuje w naszym rządzie Unię Chrześcijańskich Demokratów, więc jego związki z Kościołem są silne. Na Mszy św. był także Petr Pit- hart, były minister oświaty, działacz opozycji antykomunistycznej, również silnie związany z Kościołem.

Jaka jest diecezja hradeckralovska po 350 latach istnienia? Pytam po prostu, czy było co świętować.

Diecezja przeszła na przełomie ostatnich tysiącleci wielkie zmiany. Doskwierał nam niedostatek księży, dlatego była potrzeba łączenia małych parafii w jedną większą. Dotychczasowe kościoły parafialne redukowano do filialnych. Diecezję podzielono na 14 dekanatów. Były miejscowości, zwłaszcza wiejskie, gdzie Kościół hradeckralovski musiał sprzedać budynki byłych plebanii. Tam bardzo długo nikt nie mieszkał, dlatego były w opłakanym stanie technicznym. Sprzedawano je każdemu, kto tylko chciał kupić. My, jako diecezja, pilnowaliśmy tylko, żeby nie urządzono w nich np. restauracji. W niektórych przypadkach, tak było w Dašičach, nowy właściciel przywrócił dawną świetność budynkowi plebanii, rekonstruując go we wzorcowy sposób. Budynek zdobył miano budowy roku w naszym województwie w kategorii renowacji historycznych. Jednak były i takie przypadki, że po kupnie budynek nie był remontowany i się rozpadł. Świątynie najczęściej przejmowały gminy. Samorządy mają większe możliwości w pozyskiwaniu państwowych pieniędzy na ich renowację i utrzymanie jako pamiątek kultury. Takim przykładem jest kościół w Velinach, drewniana świątynia z połowy XVIII w., unikatowy barokowy zabytek. Za pieniądze od ministerstwa kultury przeszedł generalny remont. Ten kościół trzeba było sprzedać, bo Msze św. odbywały się tam nie częściej niż raz w roku. Ta sytuacja nie dotyczy tylko naszej diecezji. Tak jest w całej Republice. Powód? Ubywa wiernych. Kiedy bp Vokál obejmował diecezję, podczas jednej z rozmów powiedział, że będzie się w niej liczyła nie liczba wiernych, ale ich jakość. Myślę, że jest to właściwy kierunek.

No dobrze, ale jakie są powody podejmowania takich działań?

Moim zdaniem, a mówię to jako osoba świecka, jest to znak czasu. Społeczeństwo czeskie jest silnie zsekularyzowane. Przez całe lata nikt nie zajmował się pielęgnowaniem wartości duchowych. Na życie młodych ludzi, także tych, którzy chodzą do kościoła, bardzo mocno działa ich środowisko. Z kolei Kościół czeski jest moim zdaniem zbyt konserwatywny jak na obecne czasy. Ale to moje osobiste zdanie, a nie oficjalne stanowisko diecezji, której jestem rzecznikiem.

Czego by Pan wobec tego oczekiwał od lokalnego Kościoła? Porzucenia konserwatywnych zachowań? Na korzyść czego?

Oczekiwałbym większego zwrócenia się w stronę młodych. Jak? Nie wiem jak. Gdybym to wiedział, powiedziałbym proboszczom (śmiech). Może przyczyną braku młodych w naszym kościele jest brak księży na wsiach. Bo w miastach nie jest z tym jeszcze najgorzej. Na wsiach zdarza się, że jeden ksiądz zajmuje się kilkoma pobliskimi parafiami. W mieście jak ksiądz zorganizuje jakąś akcję, to tam jest młodzież. Ale na wsi, gdzie odprawia się Mszę św. raz na dwa tygodnie, ten kontakt z księdzem, z wiarą – jest bardzo słaby. I tu widziałbym jeden z obszarów do poprawy. No ale taka sytuacja wynika, znowu o tym mówimy, z niewystarczającej liczby księży.

Jubileusz 350-lecia diecezji zbiega się z 25. rocznicą aksamitnej rewolucji w Czechosłowacji i obaleniem u was komunizmu. Z tego, co Pan mówi, wynika, że Republika ma powody do świętowania, a lokalny Kościół nie. Czyżby diecezja zmarnowała swój kilkusetletni dorobek?

Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że zmarnowała. Trzeba raczej zapytać, czy potrafiła ten czas właściwie wykorzystać. Kanonizacja przed 25 laty św. Agnieszki w roku 1989 dała Kościołowi czeskiemu wielki kredyt zaufania społecznego. Kościół i środowiska społeczne, które dokładnie w tym samym roku obaliły u nas komunizm, identyfikowane były jako jedna wielka siła. To był początek wspólnej drogi, która później poszła w innych kierunkach. Moim zdaniem Kościół czeski nie potrafił wykorzystać tego wielkiego potencjału zaufania społecznego. Okazji, żeby stać się wiodąca siłą w narodzie. Od tamtej pory zaangażowanie społeczeństwa w życie Kościoła bardzo zmalało. Dziś Kościół czeski utożsamiany jest głównie z Caritas i jej misją niesienia pomocy osobom starszym i chorym. Ale to staje się coraz bardziej opieką nad ciałem, a nie nad duszą człowieka. Niedawno widziałem takie hasło: Kościół = Caritas. Nikt już nie mówi, że Kościół to szkolnictwo katolickie. Że tylko w diecezji Hradec Králové mamy aż pięć takich szkół. Że Kościół to troska o duszę, że Kościół to troska o młodzież. Społeczeństwo traktuje kościoły najpierw jako pamiątki historyczne, a dopiero później jako domy Boże.

Ja widzę tutaj pole do popisu dla mediów katolickich. Macie przecież w diecezji Telewizję Noe, macie katolickie radio. Nowoczesny, atrakcyjny przekaz łatwiej trafi do młodych i może zmienić ich patrzenie na Kościół. Ktoś musi im otworzyć do niego drzwi.

No tak, ale taki przekaz trafia głównie do odbiorców w miastach i tu może odnosić skutek. Na wsiach najlepszą osobą do otwierania tych drzwi zawsze pierwszy powinien być ksiądz, którego często tam brakuje. W Hradcu jest uniwersytet z mnóstwem studentów, jest klub uniwersytecki Salaš, który ma nawet swojego duszpasterza. Nie ma natomiast jednej wspólnej organizacji katolickiej dla młodzieży. Czasami w parafiach spotyka się kilku młodych, którzy coś tam wspólnie działają, modlą się. Ale to nie jest organizacja, jak przedwojenny Związek Młodzieży Katolickiej, rozwiązany po wojnie przez komunistów. Nigdy go nie reaktywowano. A szkoda.

TAGI: