Miara wiary

ks. Włodzimierz Lewandowski

Siostra Maura, doktor Błeńska - posługa na rzecz słabych, chorych, wykluczonych, nie jest nowością papieża Franciszka.

Miara wiary

Te domy swoją dawną świetność zachowały jedynie na fasadach. Wewnątrz pełne były zaułków, ludzie mieszkali na poddaszach i w piwnicach. Żeby się do nich dostać – bywało – trzeba było użyć akrobatycznych sztuczek. Tam można było ją znaleźć najczęściej. Między chorymi, starymi, zapomnianymi przez ustrój i najbliższych. To dla nich wymyśliła pierwsze w Polsce oazy dla chorych. Do tradycyjnej oazy księdza Blachnickiego nie było to podobne, ale nazwa nie tylko się przydała, ale i miała głęboki sens. Przez dwa tygodnie ci ludzie mogli doświadczyć Kościoła Matki, troszczącej się o swoje dzieci. Nie musieli myśleć o zakupach, domowym sprzątaniu, patrzeć w drzwi przez które nikt nie wchodzi. Najpierw Nieszawa z klasztorem, gdzie przez jakiś czas mieszkał święty Maksymilian, potem Licheń. Jakże niepodobny do obecnego. Z setkami schodów i progów, będącymi prawdziwą zmorą dla opiekującej się chorymi młodzieży. Któż wtedy myślał o przystosowaniu obiektów dla niepełnosprawnych? Pchało się te wózki po piachu i tachało po schodach. Technika była opanowana. Ale jak w czasach wojującego z Kościołem ateizmu potrafiła załatwić jeden z najlepszych we Włocławku autobusów, by przetransportować chorych do dziś pozostaje tajemnicą.

W jeszcze jednym miejscu można było ją spotkać. Piwnica w tak zwanym „domu chłopa”. Miejsce magazynowania otrzymanych od ludzi darów i lekarstw, przekazywanych następnie polskim misjonarzom. Tam przychodzili młodzi, głównie uczennice studium pielęgniarskiego, by te lekarstwa segregować i pakować. Trzeba było sprawdzić termin ważności, zrobić paczkę odpowiedniej wagi, a następnie obszyć ją szarym harcerskim płótnem. Inaczej Poczta Polska nie przyjęła. W trakcie opowiadała o swoich podopiecznych. O ich problemach, zmaganiach, samotności. I dawała karteczki z adresami, powtarzając to samo, co słyszeliśmy z ust legendarnej babci, pani Mirki Hankiewicz z Prymasowskiego Instytutu Maryjnego, pracującej wówczas we włocławskiej kurii. Że miłość ma zawsze imię, nazwisko i adres. Powtarzała nie tylko w piwnicy, ale i na oazach, głosem zdecydowanym, choć nie apodyktycznym.

Na tych oazach były, oprócz Pana Jezusa, dwie świętości. Chory i schodzący z nocnego dyżuru. Biedny, kto choremu powiedział „za chwilę”, ale biedny, kto nocnego dyżurnego próbował budzić i wołać do jakiegoś zajęcia.

Potem siostra Maura, bo o niej mowa, zniknęła z Włocławka. Zachorowała, ale chorobie się nie poddała. Po jakimś czasie rozwinęła skrzydła w Kaliszu, gdzie nazywano ją Matką Teresą tego miasta.

Piszę o niej z kilku powodów. Odeszła niedawno do wieczności, spoczywając na włocławskim cmentarzu. Chcę w ten sposób podziękować za jedno z najpiękniejszych świadectw życia chrześcijańskiego z jakim się zetknąłem. Życia, o którym papież Franciszek napisał dziś na Twitterze: „Miłość jest miarą wiary”. Ale też piszę by uświadomić, że posługa na rzecz słabych, chorych, wykluczonych nie jest nowością papieża Franciszka. I nie jest nowością w polskim Kościele. Może dziś jest mocniej akcentowana niż przed laty. Choć już w tamtym czasie jeden z pastoralistów lubelskich mówił i pisał o parafii, funkcjonującej w oparciu o tzw. tria munera, potrójną wynikającą z chrztu godność: prorocką, kapłańską i królewską. A z tego wynikają trzy funkcje parafii: głoszenie słowa, posługa sakramentów i posługa miłości. I powtarzał z uporem maniaka ksiądz profesor Kamiński, że te trzy zadania są jak stół na trzech nogach. Wystarczy że zabraknie jednej i stół się wywróci.

Jest jeszcze jeden powód dla którego siostrę Maurę wspomniałem. W Centrum Myśli Jana Pawła II wygłosił wczoraj wykład Rocco Buttiglione. Nie znam jeszcze całości, ale z przekazów medialnych już wiadomo, że między innymi odpowiadał na pytanie jak promować chrześcijaństwo dziś. Jego odpowiedź: Stworzyć język, który nie jest oparty na ideologii a na ludzkim doświadczeniu, formować chrześcijańskich liderów, zjednoczyć się w imię prawdy. To wszystko robiła siostra Maura.

Gdy skończyłem pisać komentarz znalazłem informację o śmierci doktor Wandy Błeńskiej. Kolejny świadek. Czekający na następców którzy pokażą, że naprawdę miłość jest miarą wiary.