Tutaj jest moja misja

Anna Kwaśnicka; GN 46/2014 Opole

publikacja 12.12.2014 06:00

- Ludzie różnie patrzą na nasze dzieci. Nieraz komentują, że im nauka religii czy sakramenty święte nie są potrzebne. A przecież Pan Jezus w centrum stawiał właśnie dziecko – mówi s. Jolanta Radomyska SSpS, katechetka w Zespole Szkół Specjalnych w Raciborzu.

Siostra Jolanta Radomyska poprowadziła apel, który podsumował konkurs „Paciorki dla Matki Boskiej” Anna Kwaśnicka /Foto Gość Siostra Jolanta Radomyska poprowadziła apel, który podsumował konkurs „Paciorki dla Matki Boskiej”

Przed laty, gdy ówczesna przełożona prowincjalna s. Celina Wojciechowska zaproponowała mi pracę w szkole specjalnej, nie było mi łatwo podjąć decyzję. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, że ja, po studiach teologicznych, mam pracować z dziećmi niepełnosprawnymi – przyznaje s. Jolanta ze Zgromadzenia Misyjnego Służebnic Ducha Świętego.

– Przełożonym się nie odmawia, dlatego pracę podjęłam. Do pierwszego dzwonka miałam całe wakacje, był to czas na poukładanie sobie wszystkiego. Dopiero podczas rozpoczęcia roku szkolnego spotkałam dzieci, które miałam uczyć. Wśród nich zobaczyłam też chłopczyka, który ślinił się. To był Damian. W myślach pytałam wtedy: „Boże, z takimi dziećmi będę pracować?”. Gdy wróciłam do domu, poszłam do kaplicy i tam targowałam się z Panem Bogiem, pytając, dlaczego mnie wybrał do tej pracy – wspomina i dodaje, że teraz tej pracy nie zamieniłaby na inną, a Damian, którego spotkała pierwszego dnia, stał się jej najlepszym kolegą. – Gdy kończył szkołę, prawie wszyscy za nim płakaliśmy. W moich uczniach widzę cierpiącego Chrystusa i to pomaga mi przyjmować każde dziecko takim, jakie jest – przyznaje.

Rekwizyty i ilustracje to podstawa

Siostra Jolanta już 16. rok uczy religii w Zespole Szkół Specjalnych w Raciborzu. Jej zaangażowanie, pomysłowość i serdeczność są cenione przez uczniów, którzy swoją nauczycielkę zgłosili do pierwszej edycji plebiscytu Bohater Katechezy, organizowanego przez Katolickie Stowarzyszenie „Civitas Christiana” i „Gościa Opolskiego”. Wówczas w przygotowanym przez nich zgłoszeniu przeczytaliśmy m.in.: „Zawsze możemy liczyć na naszą katechetkę, bo ma dla nas wielkie serce. Potrafi ciekawie opowiadać o Panu Bogu i często się z nami śmieje i żartuje”. Młodzież opowiadała o adwentowych i wielkopostnych dniach skupienia, konkursach z nagrodami, pielgrzymkach i „Wakacjach z Bogiem”, a zgłoszenie zakończyła zapewnieniem: „Nasza siostra jest wielkim bohaterem i bardzo ją kochamy”.

– Jestem wdzięczna Panu Bogu, że mogę z nimi pracować i że mogę od nich się uczyć. Jestem w zgromadzeniu misyjnym i to jest moja misja. Tutaj Pan Bóg przygotował dla mnie miejsce – z przekonaniem podkreśla s. Jolanta i opowiada o codzienności na katechezie: – Bez względu na wiek nasze dzieci mają myślenie bardzo konkretne. Dlatego przychodząc na lekcje, mam ze sobą całą torbę rekwizytów czy ilustracji. Uczniowie muszą zobaczyć, dotknąć, porównać. Właśnie w ten sposób zapamiętują, o czym mówimy na katechezie. Przecież gdybym im opowiadała o pięknie modlitwy różańcowej, a nie dałabym im do ręki różańca, nie wiedzieliby, o czym była lekcja.

Pamiętaj, że umiesz coś innego

– Jako nauczyciele w szkole specjalnej nie możemy oczekiwać wielkich efektów naszej pracy, ale ogromnie cieszy mnie to, że spotkania na katechezie przekładają się na codzienne życie – podkreśla s. Jolanta. I sypie przykładami. Dzwoni dzwonek kończący lekcje, siostra prosi uczniów, by ułożyli krzesła na ławkach, odciążając tym samym panie sprzątaczki. Co robią dzieci? – Jedno drugiemu pomaga. I przy tym można usłyszeć takie komentarze: „Daj, zrobię to za ciebie, bo ty jesteś za niski” – opowiada katechetka. – Gdy się ubierają, jedno drugiemu wiąże sznurówki i mówi: „Nie martw się, że tego nie umiesz, ale pamiętaj, że umiesz coś innego”. Podziwiam ich, bo potrafią sobie wzajemnie pomagać, potrafią się dzielić z innymi tym, co mają, i są w tym wszystkim bezinteresowni. Oczywiście, jak to dzieciom, czasem zdarzy się, że się pobiją – uśmiecha się s. Jolanta.

– Nasze dzieci cieszą się z każdego drobiazgu, widać, że mają zapał do nauki. Tyle że one nie robią niczego dla oceny. Hasłem naszej szkoły są słowa: „Każde dziecko w naszej szkole odnosi sukces” i myślę, że tak rzeczywiście jest. Każde z dzieci na swój sposób odnosi sukces. Angażują się w tematy omawiane na katechezie, bo kochają Pana Jezusa. Więc mimo że w mojej pracy nie będzie efektów w postaci zapamiętanych regułek, to są efekty w codziennym życiu. Gdy w Wielkim Poście mówimy o męce i śmierci Pana Jezusa, dzieci mocno to przeżywają. Szczerze postanawiają, że danego dnia będą grzeczne lub zrobią coś dobrego, bo chcą choć jeden kolec wyjąć z korony cierniowej Chrystusa – opowiada.

Paciorki dla Matki Boskiej

– Podoba się pani? – pyta uśmiechnięta dziewczynka i pokazuje na różaniec zrobiony z różowych koralików przeplecionych pięcioma serduszkami. – Śliczny. A najbardziej podobają mi się serduszka – odpowiadam, po czym dziewczynka z dumą przyznaje, że to jej dzieło. Z drugiej strony stołu kilku chłopców sięga po różańce zrobione przez siebie. Też jeden przez drugiego pytają: – A ten? Podoba się pani?

Na szkolny konkurs „Paciorki dla Matki Boskiej” uczniowie Zespołu Szkół Specjalnych w Raciborzu przygotowali 44 różańce. Duże i małe, kolorowe, a przede wszystkim pomysłowe i w większości bardzo starannie wykonane. Ich praca została nagrodzona na apelu poprowadzonym przez katechetki: Barbarę Mazurek i s. Jolantę Radomyską. Dzieci i młodzież z rąk wicedyrektor szkoły Agaty Wieczorek odebrały pamiątkowe dyplomy i nagrody. Radość i duma przeplatały się z ciekawością, co też takiego tym razem kryje się w ozdobnie opakowanych paczuszkach. Gdy nagrody zostały rozdane, Darek odczytał wiersz, a wszyscy wspólnie zaśpiewali piosenkę Arki Noego „Święty uśmiechnięty”. Krótkie spotkanie, a ile radości.

– W naszej szkole konkursów organizowanych przez nauczycieli w ciągu roku odbywa się wiele, przynajmniej jeden w miesiącu. Uczniowie chętnie biorą w nich udział, bo wiedzą, że mogą wygrać coś, co im na pewno się przyda. Niejednokrotnie jest tak, że rodzice nie mają pieniędzy, by kupić dziecku grube kredki czy zeszyt z ładną okładką – wyjaśnia s. Jolanta Radomyska. Nagrodami najczęściej są przybory szkolne, słodycze, ale zdarzają się też ubrania czy buty. Dzieląc je, nauczyciele zawsze biorą pod uwagę sytuację rodzinną i potrzeby danego dziecka. – To wszystko jest możliwe dzięki naszym stałym sponsorom. To grono ludzi o wielkim sercu, na których możemy liczyć – podkreśla katechetka.

A latem... nad morze

Konkursy religijne odbywają się też przed Wielkanocą i przed Bożym Narodzeniem, wtedy np. powstają stajenki betlejemskie. Są też wielkie jasełka, w których występują niemal wszyscy uczniowie, ale chyba najwięcej frajdy niosą „Wakacje z Bogiem”. I to nic, że jest dopiero jesień, bo uczniowie już od września pytają o kolejny wyjazd. – Jeździmy pociągiem nad morze. W drodze możemy spać – opowiada Darek. – Nad morzem zwiedzamy, bawimy się i mamy dyskoteki, które lubię najbardziej – uśmiecha się Daria. Okazuje się, że dwutygodniowy letni wyjazd organizowany przez s. Jolantę na długo zapada dzieciom i młodzieży w pamięci. Wracają radośni, wypoczęci, z pięknymi wspomnieniami. To też duże odciążenie dla rodziców, którzy przez kilkanaście dni mogą odpocząć od całorocznej opieki nad niepełnosprawnym dzieckiem.

– Przede mną uczyła w tej szkole s. Agnieszka z mojego zgromadzenia. Kiedy kończyła pracę, już była na emeryturze, a jeszcze wtedy zabierała uczniów na letnie wakacje. Postanowiłam kontynuować ten zwyczaj, ale nie wiedziałam, skąd wziąć pieniądze, dokąd pojechać, od czego w ogóle zacząć. Z pomocą przyszedł mi werbista, już nieżyjący o. Zygmunt Wieczorek, który zaprosił nas do Nysy. Przez osiem lat właśnie tam spędzaliśmy nasze „Wakacje z Bogiem”, ale gdy Nysę poznaliśmy już wzdłuż i wszerz, przyszedł czas na zmiany – opowiada s. Jolanta Radomyska. Podpowiedź przyjaciółki spowodowała, że ruszyli nad morze. – Najpierw jeździliśmy do Juraty, a od kilku lat do Jastarni. Mieszkamy w Domu Opieki Społecznej, w którym w miesiącach letnich II piętro wynajmowane jest dla wczasowiczów. Spędzamy czas na plaży, kąpiemy się w morzu, zwiedzamy ciekawe miejsca, a w deszczowe dni organizujemy różne konkursy. Ulubiony to „The Voice of Poland”. Występy dzieci są rewelacyjne i dobrze przygotowane – tłumaczy katechetka. Na obozie każdy dzień rozpoczynają i kończą modlitwą, a dopóki ks. Przemysław Skupień nie wyruszył na misje do Boliwii, na wakacje jeździł z nimi. Wtedy mieli codzienną Mszę św.

– „Wakacje z Bogiem” finansuję z dotacji Urzędu Miasta w Raciborzu, a także niewielkich wpłat rodziców. Każdego roku pomagają nam również sponsorzy. Przed Bożym Narodzeniem i Wielkanocą odwiedzamy ich razem z dziećmi. Składając życzenia, wręczamy im świąteczne upominki i list z prośbą o wsparcie wakacyjnego wyjazdu – opowiada s. Jolanta i przyznaje, że spotykają się z ogromną życzliwością i zawsze udaje im się nazbierać tyle pieniędzy, by wystarczyło na wszystko. – Jestem wdzięczna Panu Bogu za tak wielu ludzi dobrej woli – podkreśla.