Geniusz 
Teresy

GN 41/2014

publikacja 07.11.2014 06:00

O aktualności 
duchowej drogi 
św. Teresy z Avila 
z o. Jerzym Nawojowskim, karmelitą z Uniwersytetu 
Mistyki rozmawia
 ks. Tomasz Jaklewicz.

O. Jerzy Nawojowski OCD
– polski karmelita, 
od kilku lat pracujący na tzw. Uniwersytecie Mistyki w Avila – międzynarodowym centrum prowadzącym kursy i badania poświęcone św. Teresie 
i św. Janowi od Krzyża
 (www.mistica.es) Józef Wolny /foto gość O. Jerzy Nawojowski OCD
– polski karmelita, 
od kilku lat pracujący na tzw. Uniwersytecie Mistyki w Avila – międzynarodowym centrum prowadzącym kursy i badania poświęcone św. Teresie 
i św. Janowi od Krzyża
 (www.mistica.es)

Ks. Tomasz Jaklewicz: Często przytacza się zdanie św. Teresy z Avila: „Solo Dios basta” (Bóg sam wystarczy). Wydaje się, że zachodni świat mówi raczej „basta” Bogu. Czy św. Teresa może nas jeszcze dziś czegoś nauczyć? 


O. Jerzy Nawojowski OCD: Jej przesłanie i dziedzictwo mają znaczenie ponadkulturowe i ponadczasowe. Jubileuszowy rok nie może być tylko oddaniem hołdu wielkiej historycznej postaci. Chodzi raczej o to, żeby wrócić do tych wartości, które ona odkryła, żyjąc tak blisko z Bogiem. Do Avila przyjeżdżają ludzie z całego świata, aby poznawać Teresę. Po co? Bo w jej pismach i w jej życiu odnajdują najgłębszą prawdę o człowieku. Ona jest świadkiem tego, że najgłębszy sens człowieczeństwa można odkryć jedynie w Bogu. Teresa odbyła podróż w głąb siebie, a poznając siebie, odkryła Boga. „Poszukuj siebie we Mnie i szukaj Mnie w tobie” – usłyszała od Boga. 


Dla człowieka współczesnego to kosmos. Owszem, szukamy siebie, ale głównie po to, by siebie odkrywać. 


Bez wymiaru duchowego człowiek nie może siebie spełnić, zrealizować. Teresa w pierwszym rozdziale „Twierdzy wewnętrznej”, dzieła, które podsumowuje całą jej duchowość, dochodzi do wniosku, że człowiek jest piękny w środku. Porównuje go do kryształowej twierdzy. Teresa chce ukazać to piękno, mające fundament w Bogu, które każdy człowiek ma wewnątrz i musi je odkryć. To jest cel.


Wiele osób ma kłopot z odkryciem tego piękna, bo mają silne doświadczenie grzechu, własnej słabości, duchowej brzydoty. 


Trzeba widzieć cel. Jeśli masz świadomość celu – wybierasz drogę i idziesz nią. Teresa zaczyna od pozytywnego ukazania człowieka. Człowiek jest piękny, bo stworzył go Bóg. Celem życia człowieka jest głębokie życie z Bogiem. 


To jest cel dobry dla zakonnic, ducho
wnych. Ale ludzie świeccy pracują, zakładają rodziny, wychowują dzieci…


Teresa żyła w swoim konkretnym zakonnym powołaniu, ale droga duchowa, którą pokazała, jest dla wszystkich. Zresztą w zakonnej wspólnocie siostry pracowały przecież w kuchni, w zakrystii, w ogrodzie. Nieraz te pracujące fizycznie mówiły Teresie, że mają mniej czasu na modlitwę i nie potrafią medytować. Odpowiadała: w tym, co robisz, możesz znaleźć Boga. Jest takie jej powiedzenie: „Pośród garnków też Bóg się przechadza”. Czyli można Go znaleźć w codzienności. 


Sama Teresa dopiero po 20 latach pobytu w klasztorze odkryła Boga naprawdę. Na czym polegało jej przebudzenie? 


Nasza zewnętrzna droga czasem nie pokrywa się z wewnętrznym procesem duchowym. U Teresy też tak się zdarzyło. Była już wiele lat karmelitanką, kiedy doświadczyła mocno Boga. Żyła w sposób letni, ciągle grzechami Go obrażała. Tak to czuła. Bóg jednak zaczął jej dawać łaski coraz mocniejsze. Ona tego nie mogła wytrzymać. Jak to, ja robię komuś źle, a On mi odpłaca miłością, daje takie podarunki? Nagle obraz Boga, który znała do tej pory, zburzył się jej. „To było najsurowszą karą, jakiej mogłeś użyć wobec mnie” – mówiła do Boga w swej „Księdze życia”. Później przed pewnym obrazem Chrystusa ubiczowanego upadła na kolana i modliła się: „Ty spraw, bym powróciła do Ciebie, bo ja sama nie mogę”. To dopiero był początek jej prawdziwej wędrówki z Bogiem. Modlitwę nazywa przyjacielską z Nim rozmową. Doświadcza Boga jako Przyjaciela, który zawsze jej towarzyszy, niezależnie od tego, co zrobi. I niezależnie od tego, co robi, wie, że On nie przestanie jej kochać, bo sprzeciwiłby się samemu sobie. Jego miłość jest niezmienna. To jest doświadczenie Boga Zbawiciela. Bóg Zbawiciel Teresy. 


Było to wewnętrzne doświadczenie, ale zmieniło także jej życie zewnętrzne. 


Jak ktoś doświadczy tak ogromnego daru, czymś naturalnym jest odruch odpowiedzi, odwdzięczenia się. Ona też pyta siebie: „Co ja teraz zrobię?”. To środowisko, w którym żyła, nie pozwala jej odpowiedzieć w sposób, w jaki by chciała. To była wspólnota klasztoru Wcielenia w Avila. Tam zaczyna się powoli droga poszukiwania, jak odpowiedzieć Bogu, który wyszedł pierwszy naprzeciw. Teresa zawsze podkreślała znaczenie dobrego towarzystwa. Więc z małą grupką przyjaciół, z którymi się dzieliła, w których szukała oparcia, pojawia się myśl: „Może założyć nową wspólnotę, gdzie będziemy mogły lepiej odpowiedzieć na miłość miłosierną Boga”. I tak na modlitwie powstał pomysł, żeby założyć wspólnotę, która będzie ułatwiała relację z drugim człowiekiem i z Bogiem. 


Dobre towarzystwo pomaga, złe przeszkadza. Tego sama doświadczyła. 


Teresa wspomina lata dziecięce, zabawy ze swoimi braćmi, później relacje z kuzynami, znajomymi, przyjaciółmi, i zaznacza, że to bardzo ważne, by mieć dobre towarzystwo. Trzeba szukać ludzi, którzy podążają tą samą drogą. Ciekawie określa swój cel. Pisze, że skoro Bóg ma tylu nieprzyjaciół, a tak mało przyjaciół, ważne jest, żeby ci przyjaciele byli dobrymi przyjaciółmi. Zróbmy to, co możemy. To „maluczko” – tak mówi. Żyjmy doskonale radami ewangelicznymi. Myślę, że to jest też wskazówka dla każdego człowieka – odpowiedzieć Bogu na swoim podwórku w sposób doskonały. Zrobić najlepiej to, co mogę. To maluczko, niczego więcej Bóg nie chce. 


To było pragnienie szczerego życia. W klasztorze Wcielenia męczyło ją to, że żyła w jakimś udawaniu, podwójności. 


Jej decyzja o założeniu nowej wspólnoty była też protestem wobec pewnych struktur, schematów, które panowały w ówczesnym społeczeństwie. W Kościele też. W rozumieniu religijności najważniejsze było to, co widoczne, żeby dobrze wypaść, żeby się dobrze pokazać. Taka podwójna moralność. Honor, jak ona to nazywała: „czarny honor”, to było wielkie kłamstwo, jakiego doświadczała w społeczeństwie. I dlatego mówi „nie”. W tej małej wspólnocie wszystkie siostry mają być równe, mają się kochać, znać. Chodziło o to, by nie stwarzać struktur, schematów, które dzielą. I co okaże się najważniejsze? Służba. Przełożona będzie pierwsza, która ma zamiatać. Obowiązki tygodniowe, pracę w klasztorze pierwsza będzie zaczynała przełożona. Ta propozycja była niby dla wspólnoty karmelitanek bosych, ale to była też mocna krytyka społeczeństwa. I dlatego spotkała się ze sprzeciwem. 


Święta Teresa jest czczona jako nauczycielka modlitwy. Przeciętny człowiek myśli: to nie dla mnie taka głębia modlitwy, takie mistyczne dary…


Teresa rozumie modlitwę jako przyjacielską rozmowę z Kimś, o kim wiemy, że nas kocha. To jest jej definicja modlitwy najbardziej znana, cytowana w katechizmie. Jest to ważne, bo zmienia zupełnie podejście do Boga. On nie jest Kimś, kto czeka, żebyś ty spełnił pewne warunki, a On później dopuści cię do bliskości. Musisz stać się taki a taki, aby móc z Nim rozmawiać. Jej doświadczenie było zupełnie inne. Dlatego mówi siostrom: nie przerywaj modlitwy, nawet jak wiesz, że upadasz. Doświadczasz, że jesteś słaba, nie przestawaj modlić się, bo On jest twoim przyjacielem. On czeka cały czas na ciebie. 


Wielu z nas ma taki odruch, że po grzechu przestaje się modlić.


Teresa nazywa to pychą, bo wtedy wierzysz w swoje siły. Że ja mogę, że ja muszę. A trzeba zaufać Jemu. Że On, mimo twojej słabości, przeciętności, grzeszności, czeka na ciebie. I jest w stanie z tobą rozmawiać. Bo stał się człowiekiem, takim jak my. Dlatego modlitwa nasza „biegnie” przez Chrystusa. 


Duchowość Teresy była pełna takiej kobiecej namiętności. 


To inny aspekt, ale bardzo ważny. Teresa przeżywała wiarę jako kobieta, z całym bogactwem i pełnią wnętrza, uczuć, pasji, rozumienia świata. Pomimo wielu ograniczeń, które wypływały z kontekstu historycznego, kultury i religijności w tamtych czasach, pokazała wartość „kobiecej” wiary. Miała odwagę krytykować pewne społeczne schematy na temat kobiety, jej miejsca i roli w społeczeństwie i w Kościele. 


 

Teresa była mistyczką, ale też mocno chodziła po ziemi...


Geniusz Teresy ukazuje się na różnych płaszczyznach. Jeżeli chodzi o zdolności pisarskie, była uznaną pisarką, ważną w literaturze hiszpańskiej XVI wieku. W Hiszpanii na studiach są obowiązkowe niektóre fragmenty jej dzieł. Mają wartość nie tylko historyczną, ale także są ważnym etapem rozwoju języka hiszpańskiego. Można mówić również o geniuszu umiejętności zrozumienia świata i radzenia sobie ze wszystkimi trudnościami. W listach z ostatnich 20 lat to się ujawnia. Była w stanie założyć 18 wspólnot, zorganizować życie sióstr i braci, od zakupu terenu przez wybudowanie domu, znalezienie dobrodziejów, aż do końca. To były praktycznie początki nowego zakonu. 


Miała też wpływ na mężczyzn. Niezwykłe są jej więzi ze św. Janem od Krzyża. 


Nazywana jest fundatorką i inicjatorką karmelitów bosych, gałęzi męskiej. Bo właściwie to ona wszystko zrobiła. Zaprosiła Jana od Krzyża na rekreację z siostrami, do wspólnoty sióstr w Valladolid, gdzie mówiła, na czym ten nowy styl życia ma polegać. Później dla rozwoju dzieła szukała nowych kierowników duchowych, którzy mieli inne dary, jak o. Hieronim Gracián, wykształcony, praktyczny, obyty z szerokim światem, z rodziny sekretarzy królewskich. Spotkała go 8 lat przed śmiercią, widziała, że ten człowiek jej pomoże. Nawiązała z nim głęboką, silną relację przyjacielską. Pisała do niego najwięcej listów. Miała dar kontaktu z ludźmi. Była kobietą otwartą, rozmowną, ale musiała w tym wyrażać się jej głębia, bo pociągała ludzi. Wielu świętych cytuje św. Teresę. Święta Edyta Stein otwarła „Księgę życia”, przeczytała, zamknęła i powiedziała: „To jest prawda”. Był to początek jej nawrócenia. Na świecie jest dziś ponad 70 zgromadzeń, instytutów, ruchów, które żyją duchem terezjańskim. Pociągnięci jej doświadczeniem, widzą w niej model życia z Bogiem. 


Teresa miała wielkie poczucie kościelności. Kierownictwo duchowe było dla niej ważne.


Zawsze szukała obiektywizacji u spowiedników, kierowników duchowych. Jeżeli spotkała się z przeciwną reakcją, wracała na modlitwę i prosiła Boga, żeby… zmienił zdanie spowiednika. (śmiech)


To była kobieta z charakterem.


Święta Teresa umierając, mówiła: „Umieram wreszcie córką Kościoła”. Dlaczego? Rzeczywiście miała wiele sytuacji trudnych, w których można uznać, że się sprzeciwiała, że nie była posłuszna. Ale widziała Kościół jako Ciało Chrystusa – jej Oblubieńca, jej Przyjaciela, jej Ukochanego. I umiera w tym właśnie Kościele ze świadomością, że idzie się spotkać twarzą w twarz ze swoim Oblubieńcem. 


Ludzie szukają mistyki daleko,  nie znając bogactwa własnej tradycji...


Mieliśmy w naszym ośrodku takie małżeństwo. Pojechali do Indii, do klasztoru buddystów, a jeden z mistrzów buddyjskich zapytał ich: „Czego wy tutaj szukacie, wy macie przecież św. Teresę w Hiszpanii!”.

TAGI: