Czego słuchał Jezus?

Justyna Jarosińska
; GN 41/2014 Lublin

publikacja 20.10.2014 06:00

Pewnie niewielu wie, jak wyglądały harfa króla Dawida, róg Gedeona albo cymbały brzmiące i brzęczące. Są na szczęście tacy, którzy te instrumenty odnaleźli i pokazują je innym.


Michał jako wolontariusz pracował z małymi uchodźcami syryjskimi Edyta Foryś Michał jako wolontariusz pracował z małymi uchodźcami syryjskimi

Na półce w domu Michała Kaczora w Lubartowie na centralnym miejscu znajduje się Pismo Święte. Także to przetłumaczone z języka aramejskiego przez ks. prof. Mirosława Wróbla. Obok specjalistyczna literatura muzyczna, związana z chrześcijaństwem, a wokół mnóstwo różnych instrumentów, których nazwy przeciętnemu człowiekowi kompletnie nic nie mówią. – To jest kinor – opowiada muzyk i pasjonat instrumentów biblijnych Michał Kaczor – inaczej harfa, na której grał król Dawid. Obok leżą: bendir, darabuka i tar. To bębny, na których według Biblii grały głównie kobiety.
– Muzykant samouk – tak o sobie mówi Michał. – Kiedyś grywałem w różnych zespołach muzykę współczesną na gitarach i instrumentach perkusyjnych. Muzycznie i duchowo zawsze jednak poszukiwałem czegoś więcej.


Zaczęło się od baghlamy


Michał studiował konserwację drewna zabytkowego ze specjalizacją instrumenty muzyczne. – Miałem już prawie gotową pracę magisterską, gdy z jednej z wypraw na Bliski Wschód, do Jordanii, przywiozłem harfę Dawida. Leżała w strasznych warunkach, przywalona na straganie materiałami i innymi towarami. Sprzedawca do końca nie wiedział, jaki skarb posiada. Zakochałem się w tym instrumencie i pracę piszę od nowa, właśnie o kinorze – opowiada.


Kilka lat temu, jeszcze na studiach, usłyszał, że oprócz szukania w Piśmie Świętym Pana Boga i źródeł swojej wiary, powinien znaleźć w Biblii coś, co zainspiruje go dodatkowo. Tym czymś dla Michała stała się muzyka w Biblii. – Pod tym kątem zacząłem badać Pismo Święte, sięgać do tekstów oryginalnych, różnych manuskryptów, i gdzie tylko mogłem, szukałem instrumentów z tamtych czasów oraz, oczywiście, uczyłem się na nich grać. Chciałem maksymalnie zbliżyć się do muzyki, którą mógł słyszeć Jezus Chrystus.
Pierwszym instrumentem Michała była baghlama – turecka lutnia długoszyjkowa. – Ten instrument akurat nie jest wspomniany w Biblii, ale od niego wszystko się zaczęło – zaznacza.
Potem pojawiła się w życiu Michała lutnia, arabska i turecka. – Po jedną z nich poleciałem specjalnie do Turcji do najlepszego lutnika – opowiada. – Przez pierwsze lata byłem samoukiem, aż w końcu znalazłem nauczycieli gry na tym instrumencie, o co w Polsce nie jest niestety łatwo. Moim marzeniem była podróż do Syrii w okolice Damaszku. Chciałem dotrzeć w miejsca, gdzie sięgają korzenie tego instrumentu, zarejestrować również skale muzyczne i pieśni w języku Jezusa – aramejskim. Pod Damaszkiem jest wioska Malula – ostatnia, w której na co dzień mieszkańcy mówią w tym języku. Niestety, właśnie wtedy w Syrii wybuchła wojna. Za pieniądze przeznaczone na wyjazd pod Damaszek wyjechałem do Londynu.


„Ojcze nasz” z Maluli


Nie był to jednak czas stracony, bo Michał bardzo szybko znalazł tam sobie mistrzów gry na lutni. Byli to Roskar Nasan z Syrii i Ehsan al Emam z Iraku, u których pobierał prywatne lekcje.
Lekcje musiały być bardzo efektywne. Michał na instrumencie z wygiętym gryfem gra po mistrzowsku. – Nie odpuściłem jednak tego aramejskiego – zaznacza. – Po powrocie z Londynu i krótkiej przerwie, którą poświęciłem na udział w projekcie Nowa Droga (Michał szedł jako opiekun szlakiem św. Jakuba 900 km z byłym więźniem), pojechałem do Jordanii, by pomagać uchodźcom syryjskim jako wolontariusz. Prowadziłem tam zajęcia muzyczne dla dzieci. Uczyłem ich angielskiego, bawiłem się z nimi. Byłem dla nich.
Jak wspomina, był to czas niezwykły. Czas poznawania ludzi, poszukiwania instrumentów i nauki na różnych płaszczyznach. – Poznałem naprawdę bardzo wielu dobrych muzułmanów. Opiekowali się mną, gościli, opowiadali różne ciekawe historie. Tam też dowiedziałem się, że wioska, do której chciałem jechać – Malula, została zbombardowana. Na szczęście udało mi się w Betlejem odnaleźć uchodźcę z Maluli, który jako jedyny potrafił po aramejsku śpiewać. Nauczyłem się „Ojcze nasz”.


Sposób na ewangelizację


Dziś Michał „Ojcze nasz” śpiewa po aramejsku na spotkaniach z dziećmi i dorosłymi. Pokazuje też swoje instrumenty, gra na nich, opowiada wspomnienia ze swoich podróży i pokazuje slajdy. – Staram się to traktować jako pewnego rodzaju misję – podkreśla. – To ciekawy sposób na ewangelizację szczególnie dzieci, bo nawet przedszkolaki słuchają mnie z zapartych tchem, szczególnie gdy występuję przed nimi przebrany w strój arabski – śmieje się muzyk.
Z zapartym tchem Michała Kaczora słuchają także dorośli z całej Polski, również pochodzenia żydowskiego, często tacy, którzy jeszcze pamiętają czasy wojny. – Przychodzą na moje spotkania starsze panie, które przeżyły getto i ze łzami w oczach oglądają instrumenty, których nigdy na własne oczy nie widziały. – Działalność muzyczna Michała zasługuje na wielkie uznanie – mówi ks. prof. Mirosław Wróbel. – Propaguje on wiedzę na temat instrumentów biblijnych, ilustrując to kompozycjami muzycznymi, które poruszają ludzkie serca. W pięknych dźwiękach tej muzyki można usłyszeć króla Dawida wygrywającego psalmy, a także oblubieńca kierującego pełne uczucia pieśni ku swojej ukochanej. Jego pobyt w Ziemi Świętej zaowocował wieloma kontaktami z muzykami reprezentującymi różne tradycje muzyczne, co pozwoliło mu zapoznać się z nimi i ukształtować swój własny, niepowtarzalny styl. Michał łączy z muzyką przesłanie o pokoju, solidarności i budowaniu mostów pomiędzy ludźmi różnych kultur i religii – podkreśla biblista.


Słuchać Ducha Świętego


Dla Michała Kaczora rodzaj muzyki, którą wykonuje, jest formą modlitwy. – Nie jest nigdzie napisane, w jaki sposób człowiek powinien się modlić, ani jaka modlitwa jest najlepsza na świecie – mówi chłopak – Każdy musi sam odnaleźć swoją drogę do Pana Boga. Ja odnalazłem przez dźwięk.
Kaczor podkreśla, że odtworzenie muzyki sprzed kilku tysięcy lat jest niemożliwe. Jakiej muzyki słuchał Jezus Chrystus, możemy się jedynie domyślać po skali muzycznej konkretnego instrumentu. Michał tworzy więc dźwięki sam, słuchając, jak podkreśla, Ducha Świętego. – Modląc się i czytając Pismo Święte, zbierając różne doświadczenia życiowe, staram się grać moje kompozycje na tych instrumentach, które mam – podkreśla. Muzyk próbuje jednocześnie łączyć nowoczesność z korzeniem chrześcijaństwa. Podczas swoich występów korzysta z urządzenia o nazwie looper. Rejestruje ono fragmenty dźwięków instrumentów i zapętla je. W efekcie słyszymy prawdziwą orkiestrę.
W planach ma nagranie swojej pierwszej profesjonalnej płyty w Jerozolimie z muzykami z tamtego regionu. – Chciałbym ich zaprosić na Światowe Dni Młodzieży i zagrać z nimi kilka koncertów – opowiada.


Ogromny potencjał



Na razie przed nim przygotowanie oprawy muzycznej do dokumentu filmowego ks. Arkadiusza Paśnika, autora bestsellerowej książki „Obietnica”. – Stawiam na ludzi młodych z pasją, a Michał ma prawdziwą pasję i na dodatek zaraża nią innych – mówi ks. Arkadiusz Paśnik. – On nie tylko gra na instrumentach i opowiada o nich. On także pokazuje swą wiarę i zachęca ludzi do poszukiwań. Dzięki prezentowaniu swoich dokonań zapala do podróżowania, do przełamywania siebie. Cieszę się, że to on będzie robił muzykę do mojego filmu. „Stare formy opakowane w nowoczesność, do tego pasja i duchowość, to wszystko przenosi mnie w podróż nie tylko w sensie geograficznym, ale w podróż w czasoprzestrzeni kultur i wiary. Jest w nim ogromny potencjał, który warto wykorzystać – tak pisze o Michale audiofil i producent spektaklu muzycznego „Kazania Świętokrzyskie” Marcin Majewski
Coraz częściej potencjał w młodym lubartowianinie widzą nie tylko katecheci zapraszający muzyka na lekcje religii, czy dyrektorzy szkół katolickich, ale także ośrodki kulturalne w całej Polsce.

Na stronie www.muzycznepodroze.pl można zobaczyć Michała i jego instrumenty oraz posłuchać dobrej muzyki.

TAGI: