Szczerze mówić, z pokorą słuchać

Andrzej Macura

Synod na dobre się jeszcze nie zaczął, a już zrobiło się ciekawie. Chodzi o papieski apel, by biskupi wypowiadali się w sposób otwarty.

Szczerze mówić, z pokorą słuchać

Rano nie zabrzmiało mi to tak mocno. Mogło wyglądać na zwyczajną kurtuazję. Dopiero gdy wieczorem czytałem relację Radia Watykańskiego odkryłem, że papieżowi naprawdę bardzo zależy na otwartych wypowiedziach ojców synodalnych. Na wzajemnym słuchaniu się też, ale to tej pierwszej sprawie poświęcił trochę więcej czasu. Pozwolę sobie – za Radiem Watykańskim – zacytować ten fragment papieskiej wypowiedzi.

„Podstawowym warunkiem jest mówić w sposób otwarty – powiedział Papież. – Niech nikt nie myśli: «Nie, tego nie wolno powiedzieć, bo co pomyślą sobie o mnie». Trzeba powiedzieć wszystko, co się czuje, z parezją – otwarcie. Po ostatnim konsystorzu (w lutym 2014 r.), na którym była mowa o rodzinie, napisał do mnie jeden z kardynałów: «szkoda, że niektórzy kardynałowie nie odważyli się powiedzieć pewnych rzeczy ze względu na Papieża, bo chyba myśleli, że jest on innego zdania». Tak być nie może, to nie jest synodalność, bo trzeba powiedzieć wszystko, co – jak czujemy w Panu – powinniśmy powiedzieć. Bez zważania na osoby, bez obaw. Zarazem jednak trzeba słuchać z pokorą i przyjmować z otwartym sercem to, co mówią bracia. W tych dwóch postawach urzeczywistnia się synodalność”.

Piękne, prawda? Pomyślałem, że i w naszych polskich, wcale nie synodalnych realiach, przydałyby się podobne postawy. Zarówno Kościele, jak i w naszym życiu społecznym, z mediami włącznie.

W Kościele też grozi nam pewna dworskość. W stosunku do przełożonych czy – w przypadku świeckich – ogólnie, duchownych. Pokusa, by mówić to, co przełożony/duchowny chce usłyszeć jest wielka zwłaszcza wtedy, gdy zainteresowany tego oczekuje; gdy każdą opinię nie po jego myśli krytykuje jako przejaw personalnego ataku, braku dobrej woli, krytykanctwa albo bezmyślności, czy nawet złego wychowania. W takiej sytuacji wyrażenie jakiejś  „nieprawomyślnej” opinii może sporo kosztować. No ale czy uczniom Chrystusa godzi się być konformistami, którzy dla świętego spokoju utwierdzają przełożonego/księdza w mniemaniu, że pozjadał wszystkie rozumy i jest prawie nieomylny?

Inna rzecz, że świadomość istnienia mechanizmu dworskości powinna być dla wszystkich mających jakąkolwiek władzę wyzwaniem, by do wytworzenia takiego dworu wokół siebie nie dopuścić. No bo co z tego, że wszyscy wokół potakują, kiedy człowiek tak naprawdę staje się powoli zwyczajnie śmieszny? Niestety, nie każdy wyniesiony ponad innych potrafi sobie z taką sytuacją poradzić. Na awans niektórych ludzi wypada wtedy patrzyć jak na wyrządzoną im krzywdę.

By nie zdemoralizować otoczenia dworskością przydaje się druga umiejętność, o której wspomina papież: umiejętność słuchania. Umiejętność ta nie powinna być zresztą obca żadnemu chrześcijaninowi. Niestety, często zamiast słuchać, co bliźni ma do powiedzenia zakładamy, że wiemy co chce powiedzieć. Nie słuchamy, przygotowując już swoja odpowiedź.. I odpowiadamy wtedy nie na prawdziwe pytania, wątpliwości czy wskazania interlokutora, ale na swoje o nich wyobrażenie. Czyli rozprawiamy z sobą, nie z bliźnim.

Przypomnę, problem nie dotyczy tylko Kościoła. To problem całego społeczeństwa. Układów w firmach, urzędach, świecie polityki, mediów. Tam też nieraz powtarza się to, co szefostwo chce usłyszeć. Służalczość to przerażająco często zarówno dobry sposób na utrzymanie stanowiska, jak i na awans. Smutne, ale prawdziwe.