By człowiek żył Chrystusem

Joanna M. Kociszewska

publikacja 02.10.2014 18:26

Jak sprawić, by parafia spełniała swoje podstawowe zadanie, czyli by prowadziła ludzi do Boga? Pytania i problemy Kościoła katolickiego obrządku wschodniego są dokładnie takie same, jak nasze.

By człowiek żył Chrystusem Joanna Kociszewska /Foto Gość Biskupi i delegaci soborowi na schodach katedry greckokatolickiej w Przemyślu.

W Przemyślu rozpoczął się dziś (2 października) Sobór Cerkwi Greckokatolickiej w Polsce. Dokładnie: przeprowadzane wspólnie dwa sobory, obu eparchii (diecezji) greckokatolickich w Polsce. Przyrównując to do rzeczywistości znanej z Kościoła rzymsko-katolickiego to zgromadzenie odpowiada w przybliżeniu synodom diecezjalnym, a dokładniej ich fazie plenarnej.

Powody do przeprowadzenia soboru są dwa. Pierwszy to nadchodzący Sobór Patriarszy, który ma odbyć się w 2015 roku w Iwano-Frankowsku na Ukrainie. Drugi powód jest ściśle duszpasterski. Jak sprawić, by parafia spełniała swoje podstawowe zadanie, czyli by prowadziła ludzi do Boga? Stąd temat soboru: „Żywa parafia – miejscem spotkania z żywym Chrystusem”.

Słuchając homilii bpa Jana Martyniaka podczas Liturgii Pontyfikalnej w katedrze greckokatolickiej w Przemyślu, a następnie wystąpień biskupów na otwarciu Soboru nie można nie zauważyć, że pytania i problemy Kościoła katolickiego obrządku wschodniego są dokładnie takie same, jak problemy w naszych parafiach. Tak samo chodzi o pogłębienie wiary, o formację kerygmatyczną, o misyjność i wyjście na zewnątrz (my powiedzielibyśmy: o ewangelizację), w końcu o życie wiarą w codzienności i w środowisku zawodowym. Nie do pominięcia jest problem troski o starszych, chorych i – w Polsce ma to coraz większe znaczenie, zwłaszcza w takich miastach jak Warszawa – o imigrantów z Ukrainy.

Różni nas chyba tylko jedno: parafia greckokatolicka w Polsce liczy od kilkunastu do kilkuset osób. Kilkusetosobowa uważana jest za dużą (!). To ma swoje wady – choćby ekonomiczne, ale ma też zalety. W parafii nawet „dużej” - kilkusetosobowej – nie jest trudno pokonać anonimowość. Można dotrzeć do każdego i każdej. Wymaga to jednak – jak zauważano w rozmowach kuluarowych – zmiany nastawienia. I duchowieństwa i świeckich gdyż – jak zauważył bp Jan Marciniak – misja nie jest tylko zadaniem duchownych.

Brzmi znajomo, prawda? Jeśli dodać do tego powracające odwołania do nauczania papieża Franciszka i do Soboru Watykańskiego II można słuchając poczuć się „jak u siebie”.

Dodatkowy kontekst tego Soboru to wydarzenia na Ukrainie. To tam znajduje się „serce” tego Kościoła. To imię arcybiskupa większego kijowsko-halickiego Światosława Szewczuka jest wymieniane w liturgii po imieniu papieża Franciszka, w tym miejscu, w którym my zwykle słyszymy imię biskupa naszej diecezji. Sobór stał się zatem okazją do przedstawienia dziennikarzom sytuacji Kościołów w tym kraju. Jak mówił bp Bogdan Dziurach (sekretarz generalny Synodu Biskupów Greckokatolickich), który przyjechał z Ukrainy, wojna informacyjna jaką prowadzi Patriarchat Moskiewski wydaje się gorsza niż ta, która toczy się na wschodzie kraju. Kościoły rosyjskie zajmują się upowszechnianiem nieprawdy. To większy problem niż problem wojskowy - mówił.

Trzeba jednak podkreślić: mowa o Kościołach działających na terenie Rosji, nie o ukraińskiej Cerkwi prawosławnej pozostającej w jedności z patriarchatem moskiewskim. Na terenie Ukrainy – podkreślał Taras Antoszewski, główny redaktor ukraińskiej informacyjnej agencji religijnej RISU – Kościoły katolickie obu obrządków i prawosławne niezależnie od przynależności, stanęły po stronie Majdanu. To znaczy: po stronie prawa ludzi do wyrażenia swojego zdania, prawa do wolności, sprawiedliwości i ludzkiej godności. Majdan był ekumeniczny – wszyscy modlili się wspólnie. Dzięki tej modlitwie, dzięki obecności duchownych wszystkich wspólnot religijnych (także żydów i muzułmanów) Majdan był zgromadzeniem pokojowym – podkreślali.

Na Ukrainie jest wiele Kościołów. Są wyznania niechrześcijańskie. Nie ma jednak wojny między nimi. Nie ma prześladowań. Wręcz przeciwnie: na zajmowanym przez Rosję Krymie w pewnym momencie muzułmanie udostępnili prawosławnym meczety, bo cerkwie były zajmowane. A wspólnoty żydowskie mówią, że jeśli wcześniej pojawiały się przejawy antysemityzmu, teraz znikły.

Ukraina potrzebuje trwałego pokoju. Ból i cierpienie nie mają narodowości i przynależności konfesyjnej – mówił bp Bohdan Dziurach. - Ubolewamy nad każdą ofiarą. Co może w tej sytuacji zrobić – i co robi – Cerkiew greckokatolicka na Ukrainie? Zapewnia opiekę duchową żołnierzom. A ma sporo roboty, bo ludzie, którzy stykają się z ogniem, szukają Boga. Otacza opieką rodziny poległych, zwłaszcza sieroty, i uchodźców. Ludzi, którzy musieli opuścić własne domy, jest już na terenie Ukrainy kilkaset tysięcy. W końcu – co bardzo ważne – myślą już o tych, którzy z wojny powrócą z ranami nie tylko cielesnymi. Już teraz przygotowuje się duchownych do zapewnienia im pomocy duchowej i także psychologicznej.

O sytuacji na Ukrainie mówiono tak wiele także dlatego – jak mówiono - żeby nieprawdzie głoszonej przez Rosjan przeciwstawić prawdę. Bpa Bohdana Dziuracha zapytano jednak także, w jaki sposób Cerkiew greckokatolicka chce się bronić. Odpowiedział w sposób, który warto zapamiętać i przemyśleć. Uważam – powiedział – że Kościół sam siebie nie powinien bronić. Obrona Kościoła jest w ręku Pana Boga. Nie ludzi. Ważne jest, by pozostać wiernymi Prawdzie Ewangelii i prawdzie o rzeczywistości. Do tych słów nie trzeba już komentarza.

Sobór potrwa do soboty 4 października.

TAGI: