Czas wydać dobre owoce

Andrzej Macura

publikacja 02.10.2014 10:29

Garść uwag do czytań na XXVII niedzielę zwykłą roku A z cyklu „Biblijne konteksty”.

Czas wydać dobre owoce Roman Koszowski /Foto Gość Teraz więc, o mieszkańcy Jeruzalem i mężowie z Judy, rozsądźcie, proszę, między mną a między winnicą moją. Co jeszcze miałem uczynić winnicy mojej, a nie uczyniłem w niej? Czemu, gdy czekałem, by winogrona wydała, ona cierpkie dała jagody?

Jesteśmy Bożą winnicą. To jeden ze znanych i często przytaczanych obrazów Kościoła. Powód do dumy. Czytania tej niedzieli nawiązują do tego obrazu. Pojawia się w nich jednak ważne przypomnienie: winnica jest po to, by wydawała owoce. Dobre, słodkie, smaczne, nie jakieś cierpkie jagody niczym krzaki tarniny. To tak ogólnie. A w szczegółach?

1. Kontekst pierwszego czytania Iz 5,1–7

Pierwsze czytanie XXVII niedzieli zwykłej roku A wzięte jest z Księgi Izajasza. Z pierwszej jej części; tej, której treść dotyczy Judy z czasów upadku Królestwa Północnego, Izraela. To tak zwana „Pieśń o winnicy”. Dobrze wpisuje się w kontekst początku księgi tego proroka. 

A początek Izajasza to właściwie jedna wielka skarga na grzechy Wybranego Narodu, z zapowiedziami kary i oczyszczenia. Co wyrzuca prorok Judzie? To ciekawe. Nie tylko formalizm religijny czy bałwochwalstwo, czyli brak właściwego odniesienia do Boga, ale także ogólny upadek obyczajów, pychę, próżność i tolerowanie społecznej niesprawiedliwości. Niektóre z tych zarzutów brzmią zresztą dość współcześnie. Ot, mowa przeciwko jerozolimskim kobietom:

Pan powiedział: «Ponieważ się wbiły w pychę córki syjońskie,
ponieważ chodzą wyciągając szyję i rzucając oczami,
ponieważ chodzą wciąż drepcząc
i dzwonią brząkadełkami u swych nóg,
przeto Pan sprawi, że wyłysieją czaszki córek syjońskich,
Pan obnaży ich skronie».
W owym dniu usunie Pan ozdobę brząkadeł u trzewików, słoneczka i półksiężyce, kolczyki, bransolety i welony, diademy, łańcuszki u nóg i wstążki, flaszeczki na wonności i amulety, pierścionki i kółka do nosa, drogie suknie, narzutki i szale, torebki  i zwierciadełka, cienką bieliznę, zawoje i letnie sukienki. I będzie:
zamiast wonności - zaduch,
zamiast paska - powróz,
miast uczesanych kędziorów - łysina,
miast wykwintnej szaty - ciasny wór,
zamiast krasy - wypalone piętno.

Albo w innym miejscu

Biada tym, którzy przydają dom do domu,
przyłączają rolę do roli,
tak iż nie ma wolnego miejsca;
i wy sami mieszkacie w środku kraju.
Do moich uszu dotarł głos Pana Zastępów:
«Na pewno wiele domów ulegnie ruinie:
wspaniałe i wygodne - będą bez mieszkańców!
Bo dziesięć morgów winnicy dadzą jeden bat,
a chomer ziarna wyda jedną efę».
Biada tym, którzy rychło wstając rano szukają sycery,
zostają do późna w noc, [bo] wino ich rozgrzewa.
Nic, tylko harfy i cytry, bębny i flety, i wino na ich ucztach.
O sprawę Pana nie dbają ani nie baczą na dzieła rąk Jego.
Przeto lud mój pójdzie w niewolę, przez brak rozumu:
jego dostojnicy pomrą z głodu,
a jego pospólstwo wyschnie z pragnienia.

To kontekst czytanego tej niedzieli fragmentu Izajasza. A sama pieśń? Przytoczmy jej treść.

Chcę zaśpiewać memu przyjacielowi
pieśń o jego miłości ku swojej winnicy.
Przyjaciel mój miał winnicę
na żyznym pagórku.
Otóż okopał ją i oczyścił z kamieni,
i zasadził w niej szlachetną winorośl;
pośrodku niej zbudował wieżę,
także i kadź w niej wykuł.
I spodziewał się, że wyda winogrona,
lecz ona cierpkie wydała jagody.
„Teraz więc, o mieszkańcy Jeruzalem
i mężowie z Judy,
rozsądźcie, proszę, między mną
a między winnicą moją.
Co jeszcze miałem uczynić winnicy mojej,
a nie uczyniłem w niej?
Czemu, gdy czekałem, by winogrona wydała,
ona cierpkie dała jagody?
Więc dobrze! Pokażę wam,
co uczynię winnicy mojej:
Rozbiorę jej żywopłot, by ją rozgrabiono;
rozwalę jej ogrodzenie, by ją stratowano.
Zamienię ją w pustynię,
nie będzie przycinana ni plewiona,
tak iż wzejdą osty i ciernie.
Chmurom zakażę spuszczać na nią deszcz”.
Otóż winnicą Pana Zastępów jest dom Izraela,
a ludzie z Judy szczepem Jego wybranym.
Oczekiwał tam sprawiedliwości, a oto rozlew krwi,
i prawowierności, a oto krzyk grozy.

Wszystko właściwie jasne. Jak śpiewamy w następującym po czytaniu psalmie responsoryjnym, „winnica Pana jest dom Izraela”. Bóg zawierając z Narodem Wybranym oczekiwał, że wyda on owoce sprawiedliwości; że doświadczając od Niego tylu łask odpowie wdzięcznością; że pamiętając o tym, kto jest jego Opiekunem będzie wprowadzał w życie społeczne nowy ład. Niestety, układy w Izraelu nie różniły się jakoś zasadniczo od tych, w których żyły inne narody. Cała łaskawość Boga spływała po Izraelu jak woda po kaczce i nie skłaniała go do zbudowania społeczeństwa lepszego, bardziej po Bożemu poukładanego. Stąd zapowiedź Boga, że przestanie dbać o tę swoją winnicę. Rozbierze jej żywopłot by ją rozgrabiono; rozwali jej ogrodzenie, by ją stratowano i zamieni ją w pustynię; Jego winnica nie będzie przycinana ni plewiona, tak iż wzejdą osty i ciernie. I nawet chmurom zakaże Bóg spuszczać na nią deszcz.

Groźne ale piękne, prawda? Boża miłość do Izraela była wielka, ale nie ślepa. Stwórca potrafił zadbać o swój lud, ale jednocześnie gotów był wystawić go na pastwę wrogich sił. Oczywiście nie dlatego, że taki miał akurat kaprys. Chodziło o to, że nie miał zamiaru utrzymywać Judę (Królestwo Południowe) w błogostanie, gdy zarówno Jego prawo jak i On sam byli jego mieszkańcom zupełnie obojętni. Gdy Narodowi Wybranemu wydawało się, że Bóg  nie jest mu do niczego potrzebny, bo doskonale radzi sobie sam, że można Boga zbywać jakąś czysto formalną pobożnością, On pokazał im ich miejsce w szeregu.

Bóg zawierając przez swojego Syna z ludźmi nowe i wieczne przymierze obiecał nam swoja nieustającą przychylność. Przychylność, dzięki której ciągle otwarte są przed nami bramy nieba. Nie znaczy to jednak, że nigdy nie wystawi nas, naszego chrześcijańskiego świata, na pastwę czyhających nań wrogów. Przecież my też, zajęci przeżywaniem swojego szczęśliwego błogostanu, bywamy obrzydliwie obojętni na Boga i na Jego prawo. Też nieraz zamiast winogron rodzimy cierpkie jagody. Co z tym naszym spokojnym i sytym, ale w wielu wymiarach bezbożnym, pysznym, egoistycznym i pełnym nieprawości społeczeństwem zrobi Bóg?

2. Kontekst drugiego czytania Flp 4,6–9

Gdyby próbować krótko streścić Pawłowy List do Filipian, z którego pochodzi drugie czytanie tej niedzieli, można by powiedzieć, że jest on jednym wielkim wezwaniem do życia w nowości Chrystusowej Ewangelii;  w promieniach świadomości bliskiego końca dotychczasowego porządku świata. Tym razem dobierający czytania opuścili z półtorej rozdziału tej księgi i wybrali fragment rozdziału czwartego. Trudno tylko dociec dlaczego pominęli wiersze 4 i 5. O ile bowiem wcześniej mamy szczegółowe wskazanie dla Ewodii i Syntychy, dla nas już dziś niekoniecznie interesujące, a potem Paweł pisze o swojej dumie z wiary Filipian, to te dwa wiersze są właściwie... hmmm... Może nie są bardzo  istotne, ale ich dodanie aż tak liturgii słowa by nie przedłużyło. A bez nich to wezwanie Pawła jest jakoś niepełne. Więc przeczytajmy razem z nimi (tekst czytania pogrubioną czcionką).

Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się! Niech będzie znana wszystkim ludziom wasza wyrozumiała łagodność: Pan jest blisko! O nic się już zbytnio nie troskajcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem! A pokój Boży, który przewyższa wszelki umysł, będzie strzegł waszych serc i myśli w Chrystusie Jezusie.

W końcu, bracia, wszystko, co jest prawdziwe, co godne, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co zasługuje na uznanie: jeśli jest jakąś cnotą i czynem chwalebnym - to miejcie na myśli! Czyńcie to, czego się nauczyliście, co przejęliście, co usłyszeliście i co zobaczyliście u mnie, a Bóg pokoju będzie z wami.

Co powinno charakteryzować chrześcijan? Może mniej więcej po kolei.

  • Świadomość, że Pan jest blisko. To chyba podstawa, na której zbudowane jest wszystko inne. Co konkretnie?
  • Radość. Chrześcijanin świadom bliskości powrotu Pana może doczesność traktować  podobnie jak traktuje się radosną przedświąteczną krzątaninę. Że się trzeba narobić? Że się człowiek trochę nadenerwuje bo coś nie tak? A co tam! Niedługo będziemy świętować!
  • Wyrozumiała łagodność. No pewnie, jeśli Pan jest blisko, to po co się z powodu jakiegoś tam zła żołądkować? Przecież wkrótce przyjdzie sprawiedliwy sędzia i nasze i tak będzie na wierzchu.
  • Dystans do codziennych trosk. No wiadomo.
  • Ufne powierzanie swoich spraw Bogu. W błaganiu z dziękczynieniem! Czyli z nadzieją, że jak by Bóg nie zrządził będzie dobrze.
  • Pokój. Taki, który pozwala strzec umysłu i serca przed szarpanina i zamętem.
  • Wszystko co prawdziwe. Chodzi chyba o autentyczność, unikanie gry pozorów, udawanie itp.
  • Wszystko co godne. Czyli chrześcijanin powinien unikać wszystkiego, co niegodne jego zaszczytnego powołania.
  • Wszystko co sprawiedliwe. Czyli chrześcijanina stronić od niesprawiedliwości. uwaga: sprawiedliwość w tekstach biblijnych to raczej to, co nazwalibyśmy prawością, uczciwością, szczerością. W tym sensie chrześcijanin ma być sprawiedliwy.
  • Wszystko co czyste. I nie chodzi tu pewnie tylko o sprawy wchodzące w zakres 6 przykazania. Chodzi ogólnie o unikanie taplania się w złu. Nawet niby w celu potępiania go.
  • Wszystko co miłe. Czyli chrześcijanin nie powinien być ani gburowaty ani złośliwy.
  • Wszystko, co zasługuje na uznanie. Tu każdy może sam już niech wymyśli, co to takiego może być. Bo moje pomysły byłyby tu już chyba zbyt subiektywne ;)
  • Wszystko co jest cnotą – czyli stała skłonnością do czynienia dobrze.
  • Wszystko co jest dobrym czynem. No wiadomo.

Wyszedł z tego całkiem niezły spis postaw, które powinny charakteryzować ucznia Chrystusa. I dobrze. Mówimy często, ze chrześcijanin powinien kochać Boga i bliźniego. Łatwo jednak takie ogólne wskazanie wypaczyć. A ten spis to już jakiś konkret. To pokazanie pewnego chrześcijańskiego stylu bycia. Dwie rzeczy zdają się ten katalog spinać jak klamra: świadomość bliskości Pana, która rodzi w sercu pokój.

Jaki to ma związek z pozostałymi czytaniami? Bóg spodziewał się, że Izrael wyda winogrona, a on wydał cierpkie jagody – czytamy u Izajasza. Co to cierpkie jagody? Wiadomo. Co (słodkie) winogrona? Paweł właśnie pięknie nam to wyjaśnia.   

3. Kontekst Ewangelii Mt 21,33–43

Ewangelia tej niedzieli pochodzi z piątej części Mateuszowego dzieła. Tej, w której autor koncentruje się wokół sporów Jezusa z przywódcami Izraela. To przypowieść będąca dalszym ciągiem mowy Jezusa, której początek poznaliśmy tydzień wcześniej. Tam chodziło zasadniczo o lekceważenie przez nich posłannictwa Jana Chrzciciela. W tej chwili chodzi już o lekceważenie samego Jezusa. Warto podkreślić: przypowieść ta to fragment polemiki Jezusa z Izraelem. To Izrael jest jej bohaterem. I tak w pierwszym rzędzie należy ją odczytywać. Dopiero potem można przez analogię zastosować ją do naszej rzeczywistości.

Jezus powiedział do arcykapłanów i starszych ludu:

„Posłuchajcie innej przypowieści. Był pewien gospodarz, który założył winnicę. Otoczył ją murem, wykopał w niej prasę, zbudował wieżę, w końcu oddał ją w dzierżawę rolnikom i wyjechał. Gdy nadszedł czas zbiorów, posłał swoje sługi do rolników, by odebrali plon jemu należny. Ale rolnicy chwycili jego sługi i jednego obili, drugiego zabili, trzeciego kamieniami obrzucili. Wtedy posłał inne sługi, więcej niż za pierwszym razem, lecz i z nimi tak samo postąpili. W końcu posłał do nich swego syna, tak sobie myśląc: »Uszanują mojego syna«. Lecz rolnicy, zobaczywszy syna, mówili do siebie: »To jest dziedzic; chodźcie, zabijmy go, a posiądziemy jego dziedzictwo«. Chwyciwszy go, wyrzucili z winnicy i zabili. Kiedy więc właściciel winnicy przyjdzie, co uczyni z owymi rolnikami?”.

Rzekli Mu: „Nędzników marnie wytraci, a winnicę odda w dzierżawę innym rolnikom, takim, którzy mu będą oddawali plon we właściwej porze”.

Jezus im rzekł: „Czy nigdy nie czytaliście w Piśmie: »Właśnie ten kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła. Pan to sprawił i jest cudem w naszych oczach«. Dlatego powiadam wam: Królestwo Boże będzie wam za brane, a dane narodowi, który wyda jego owoce”.


4. Warto zauważyć

Kto jest kim i co jest czym w tej przypowieści? To chyba jasne, ale dla porządku.. Gospodarz to Bóg, rolnicy to przywódcy Izraela, sługi gospodarza to prorocy, a jego syn, to Boży Syn, Jezus Chrystus. Winnica to oczywiści Izrael, a plon należny gospodarzowi to oczywiście owoce wiary, zaufania, miłości i dobra, które winien on jest Bogu. Bo Bóg powołał do istnienia Izraela, by przynosił dobre owoce. Sęk w tym, że rzadko je od Izraela otrzymywał. Prorocy, którzy w imieniu Boga się o nie upominali, byli przez przywódców Izraela lekceważeni, odrzucani, a nawet prześladowani. A Syna, którego Bóg do nich posłał, postanowili nawet zabić. Bo chcieli Izraelem gospodarzyć po swojemu, wbrew woli Boga....

Co czeka przywódców Izraela? Podobnie jak owych rolników śmierć. Faktycznie, wielu z nich zginie kilkadziesiąt lat później podczas wielkiego powstania przeciw Rzymowi, gdy Jerozolima zostanie zburzona.  I sto lat później, gdy wybuchnie kolejne powstanie, po którym Święte Miasto nazwane poświęcone zostanie pogańskiemu Jowiszowi. Z prestiżowego punktu widzenia najbardziej bolesne będzie jednak co innego: już nie będą przewodzili królestwu Bożemu, narodowi wybranemu przez Boga. Bo królestwem Bożym stanie się „inny naród”, Kościół. Kościół, do którego wstęp ma każdy, kto zwróci się do Jezusa. To On, odrzucony przez niby budujących królestwo Izraela – czyli jego przywódców, jest jego (Kościoła) kamieniem węgielnym.

Wszystko? W zasadzie tak. Może tylko warto dodać: zaraz po tej przypowieści Jezus wygłasza jeszcze jedną: o zaproszonych na ucztę, którzy zaczęli się wymawiać innymi zajęciami. Stanowczo dosyć już musiał mieć Bóg swojego wybranego narodu...

Fajnie, nie? Ewangelia której można słuchać zacierając z uciechy ręce i mówiąc „ale im powiedział. W zasadzie jest w tym sporo racji. Bo to do przywódców Izraela Jezus owe ostre słowa skierował. Dla jego uczniów będą one potem usprawiedliwieniem zerwania z synagogą. Ale przecież nieuchronnie nasuwa się refleksja: no dobrze, ta winnica została porzucona, a później ograbiona i zniszczona. Ale co z tą nową Bożą winnicą? Co z tym królestwem zabranym Izraelowi, a danym innemu narodowi, Kościołowi?

Jesteśmy w trochę lepszej sytuacji niż Izrael. Tam, jak ktoś się Żydem urodził, to Żydem pozostawał nawet jeśli Bóg był mu zupełnie obojętny. Jego niewiara i wszystkie inne grzechy szły na konto całej wspólnoty Izraela. Z Kościołem jest trochę inaczej. W wielu czasach i wielu krajach przystępowali do niego jedynie ci, którzy tego chcieli Ale i wystąpić z niego łatwiej. Kto przestaje przejmować się Bogiem, przestaje wierzyć w Jego Syna, niejako automatycznie z Kościoła się wyklucza.  Nie ma go, jest poza Kościołem. Albo przynajmniej na jego marginesie. Pozostaje jednak to niepokojące pytanie: jakie my, niby wierzący, przynosimy Bogu owoce? Słodkie winogrona czy cierpkie jagody?

5. W praktyce

Chrześcijanie muszą oddawać Bogu należny Mu plon. Muszą przynosić Mu owoce dobra. Wiara w Niego oczywiście jest czymś ważnym. To jak zaszczepienie nas w pniu winnego krzewu, dzięki któremu możemy czerpać z Boga ożywcze soki. Ale jeśli mimo to tych dobrych owoców nie ma, to właściwie po co jesteśmy?

W społeczeństwie jakim jesteśmy to zadanie dość trudne. Nominalnie jest nas wielu, bo prawie wszyscy jesteśmy w Polsce ochrzczeni. W praktyce jednak tych, którzy choć trochę przejmują się swoją wiarą jest znacznie mniej. Czy tamci, którzy od Boga się odwrócili należą jeszcze do królestwa czy nie? Zostawmy to Bogu. My powinniśmy zadać sobie pytanie, jakie przynosimy Mu owoce. Bo przecież nie może być tak, że najpierw będziemy się zajmowali ewangelizowaniem, a dopiero potem, jak już wszyscy zostaną uczniami Jezusa, będziemy się zastanawiali jak wprowadzać Ewangelię w życie. My musimy już tu i teraz wydawać dobre owoce. Nie oglądając się na niewierzących. I bez tłumaczenia się, że warunki w których przyszło nam żyć są do owocowania niekorzystne.

Co to znaczy? Nie, nie będę wymyślał. Dziś wypada skorzystać z tego, co tłumaczył św. Paweł mieszkańcom Filippi.

  • Chrześcijanin wie, że Pan jest blisko. No  bo nawet jeśli paruzja nastąpi dopiero za tysiąc lat, to przecież znacznie szybciej spotkamy Boga przechodząc przez próg śmierci. Od chrześcijanina musi bić aura tymczasowości, brania wszystkiego z pewnym dystansem. Musi przeciwności losu, całe zło które go spotyka traktować jak przeciwności losu traktuje turysta z autokarowej wycieczki: wkurzające to, ale nie ma się co żołądkować; przecież niedługo pojedziemy dalej.
  • Chrześcijanin ma więc dystans do świata. Ufnie powierzając wszystko Bogu  jest radosny. Jasne, czasem przywalony ciężarem życia nie ma ochoty na uśmiech. Radość byłaby w tych warunkach czymś sztucznym. Ale i wtedy może w jego sercu gościć przynajmniej pokój. Niemożliwe? Ależ najzupełniej naturalne, gdy ma świadomość, że choć jest ciężko, Pan jest blisko. I tym swoim radosnym usposobieniem, gotowością do uśmiechnięcia się w każdej chwili, swoim pokojem, którego nie mąci żadne szarpanie się chrześcijanin ma emanować na innych.

    Oczywiście gdy chrześcijaninowi przychodzi żyć w ciągłym bólu, na przykład nieustającym stresie spowodowanym niezmierną ludzką podłością, wzywanie go do radości i pokoju będzie pastwieniem się nad nim. Trzeba jednak jasno powiedzieć: to są wyjątki. Ale normalnie to chrześcijanin powinien być inny. Pielęgnowanie ponuractwa, wkurzenia na cały świat zawziętości czy złośliwości i zgryźliwości nie podszytych nawet odrobiną poczucia humoru to nie są postawy chrześcijańskie.
  • Chrześcijanin powinien być wyrozumiały i łagodny. Wielu nazywa to naiwnością i gloryfikuje raczej podejrzliwość i gwałtowną niepohamowaność.  Ale Paweł uczył czego innego....
     
  • Chrześcijanin powinien dbać o to, co prawdziwe, autentyczne. Nie powinien uczestniczyć w grach pozorów, udawaniu, schlebianiu. Słowem, obca powinna być mu dworskość...
     
  • Chrześcijanin powinien zachowywać się w sposób godny swojego wielkiego powołania. Ale uwaga: powołał go Bóg, który stał się człowiekiem i dał się ukrzyżować. Trzeba być uczniem godnym takiego Mistrza, a nie napuszonym indykiem.
     
  • Chrześcijanin powinien być człowiekiem sprawiedliwym. A to znaczy między innymi, że powinien unikać myślenia plemiennego: jak coś robi swój to jest cacy, jak to samo robi wróg, to jest be. Sprawiedliwy zawstydzi się złem swojego brata i pochwali dobro u swojego wroga.
     
  • Chrześcijanin powinien być człowiekiem czystym. Hmm.. Jakoś trudno wyobrazić sobie, że czystym może być człowiek, który lubi grzebać w brudach, prawda? Ot, powiedz mi co czytasz na internetowych stronach, a powiem ci kim jesteś. Klikasz w wiadomości sportowe? Motoryzacyjne? Ze świata gospodarki? Dotyczące mody i żywienia? W porządku. A może z większym upodobaniem w plotki: kto co na kogo powiedział i co usłyszał w odpowiedzi albo kto z kim co w nocy robił? Albo i w doniesienia o skandalach, morderstwach i innych ludzkich podłościach? Przecież nie można się w czymś takim taplać u jednocześnie uniknąć ubrudzenia się. Przynajmniej pobrudzą się wtedy okulary, przez które człowiek patrzy na świat.
     
  • Chrześcijanin powinien być człowiekiem miłym. I uprzejmym. Nie tylko w stosunku do szefa i bliższych znajomych. To głupio nie zauważać portiera, od którego bierze się klucz, ale już z daleka uśmiechać się do przychodzącej do pracy ładnej koleżanki, prawda? Jakoś tak łyso nadskakiwać szefowi, ale sprzątaczkę zbyć mruknięciem... Gburowatość i zadzieranie nosa chrześcijaninowi zwyczajnie nie przystoją.
     
  • Chrześcijanin powinien być nie tylko człowiekiem czyniącym dobro okazjonalnie. Powinien mieć w sobie bakcyla czynienia dobra. Powinno mu ono przychodzić łatwo i bez problemów. Czyli – mówiąc uczeniej – chrześcijanin powinien być człowiekiem cnotliwym (bo cnota to taka stała skłonność do czynienia dobra). To cnoty powinien w sobie hodować, w żadnym wypadku i do żadnego celu wady. Które cnoty? Wymieńmy tylko trzy teologalne: wiarę, nadzieję i miłość oraz kardynale: roztropność, umiarkowanie, sprawiedliwość i męstwo... Nie bezmyślność,  hołdowanie skrajnościom, niesprawiedliwości i zuchwałości, która nie patrzy na konsekwencje swojej rzekomej odwagi...

Chrześcijanin musi przynosić dobre owoce. Bóg tej swojej winnicy, Kościoła, już nie zniszczy. Ale przecież, jak czytamy u Jana, ciągle tę swoją winnicę uprawia. I te nieowocujące gałązki jednak odcina...