Świadek polskiego losu

Andrzej Grajewski

publikacja 17.10.2014 06:00

Doświadczył doli uchodźcy i tułacza. Był wszędzie tam, gdzie losy rzucały Polaków w czasie II wojny światowej. Przekonywał, że póki są w nich wiara i nadzieja, ojczyzna nie zginęła.

Abp Józef Gawlina (1892–1964) w 1933 r. został biskupem polowym Wojska Polskiego  HENRYK PRZONDZIONO /foto gość Abp Józef Gawlina (1892–1964) w 1933 r. został biskupem polowym Wojska Polskiego

W tym roku minęło 50 lat od chwili, gdy w Rzymie zmarł abp Józef Gawlina, biskup polowy wojska, pochowany później na Monte Cassino. Człowiek niezwykły, wspaniały kaznodzieja, świetny organizator i błyskotliwy stylista, którego wspomnienia są ważną pozycją w polskiej literaturze pamiętnikarskiej. Rozmawiał z najważniejszymi politykami tamtych czasów, po stronie zachodnich aliantów oraz z wieloma dostojnikami sowieckimi. Cieszył się ogromnym zaufaniem Piusa XII, który po wojnie nadał mu godność arcybiskupa i protektora Emigracji Polskiej. Kochany przez żołnierzy, po 1945 r. stał się jednym z najbardziej szanowanych przez wychodźstwo kustoszy polskości na obczyźnie. Organizował życie kościelne i narodowe na wszystkich kontynentach, po których pielgrzymował z niezwykłą wręcz wytrwałością, aż do końca życia.

Pamiętany głównie przez historyków specjalizujących się w dziejach najnowszych, dzisiaj zasługuje na to, aby szerzej i na trwale zagościć w panteonie polskiej pamięci narodowej.

Redaktor „Gościa”
Dla nas jest on jednym z wielkich ojców założycieli „Gościa Niedzielnego”, którego redagował ponad dwa lata (1924–1926), tworząc pismo chętnie czytane przez całe rodziny.

Pochodził ze Śląska Opolskiego. Urodził się 18 listopada 1892 roku w Strzybniku (pow. raciborski). Po ukończeniu szkoły ludowej w rodzinnej miejscowości uczył się w gimnazjum niemieckim w Raciborzu (skąd został usunięty po znalezieniu u niego „zakazanych" książek polskich), a potem w Rybniku na Górnym Śląsku, gdzie w marcu 1914 roku otrzymał świadectwo dojrzałości. Studia teologiczne we Wrocławiu musiał przerwać w czasie I wojny światowej. W szeregach armii pruskiej służył na froncie francuskim, a później na Bliskim Wschodzie. Studia teologiczne we Wrocławiu dokończył już po wojnie. Aktywnie włączył się w tworzenie zrębów administracji kościelnej na Górnym Śląsku.

„Gościa” nie tylko redagował, ale pisał go często sam od deski do deski – jak mówił. Popularnosścią wśród czytelników cieszyły się zwłaszcza jego wspomnienia z okresu I wojny światowej. Ukazywały się w cyklu „Wędrówka żołnierza teologa do Ziemi Świętej”. Jednak prawdziwą perełką były felietony podpisywane pseudonimem Stach Kropiciel. Pisane gwarą – później tego pseudonimu używali także kolejni nasi naczelni – poruszające aktualne tematy spotykały się z wielkim odzewem czytelników. Gdy ks. Gawlina przyszedł do „Gościa Niedzielnego”, tygodnik miał zaledwie 13 tys. czytelników, kiedy kończył w nim pracę, było ich już 38 tysięcy. Później przeniósł się do Warszawy, gdzie organizował zręby Katolickiej Agencji Informacyjnej.

Biskup łagierników
W 1933 r. został biskupem polowym Wojska Polskiego. Dzielił losy pobitej we wrześniu 1939 r. armii. Wraz ze sztabem Naczelnego Wodza udał się do Rumunii, później dotarł do Rzymu. Chciał w Watykanie uzyskać potwierdzenie, że nadal jest biskupem polowym Wojska Polskiego, co w tej sytuacji miało nie tylko znaczenie duszpasterskie, ale także głęboką wymowę polityczną. Stolica Apostolska już 1 października 1939 roku potwierdziła jego jurysdykcję. Dokument był znakiem, że Pius XII i papiestwo nie uznaje zniszczenia Polski przez III Rzeszę i Związek Sowiecki, pokładając nadzieję w jej odbudowie.

Wkrótce bp Gawlina znalazł się w Anglii, stając się jako członek Rady Narodowej RP częścią politycznej reprezentacji polskiej państwowości. Jego ranga rosła, gdyż prymas August Hlond pozostał w pokonanej przez Niemców Francji. Podpisanie w lipcu 1941 roku przez gen. Sikorskiego układu ze Związkiem Sowieckim stwarzało Gawlinie nowe możliwości działania. Układ otwierał bowiem drogę do wolności setkom tysięcy Polaków wywiezionych w głąb Związku Sowieckiego. Zaczęło się tworzenie Polskich Sił Zbrojnych w Związku Radzieckim, którego centrum była miejscowość Buzułuk, położona na pograniczu rosyjsko-kazachskim. Ze wszystkich stron ciągnęła tam ogromna rzesza mężczyzn, kobiet i dzieci, pragnących nie tylko walczyć dalej z wrogiem, ale przede wszystkim przetrwać po uwolnieniu z łagrów, więzień i zsyłek.

Biskup Gawlina miał świadomość historycznych wyzwań. Pisał do przedstawicieli polskiego rządu: „Jako biskupowi polskiemu i katolickiemu nasuwa mi się pytanie, czy moje miejsce nie powinno być raczej wśród narodu zamiast wśród emigracji. Pasterz nie powinien się chować, gdy olbrzymia część wiernych żyje na tułaczce”. Przezwyciężając opór także polskiego rządu, wiosną 1942 roku wyruszył do Rosji. Stolica Apostolska nadała mu tytuł wizytatora apostolskiego dla Polaków katolików obrządku wschodniego. Był pierwszym biskupem katolickim, który oficjalnie wjechał na terytorium Rosji, od bolszewickiej rewolucji 1917 roku.

Wrażenie jego misji było ogromne. Dowodzący polskimi siłami w Związku Radzieckim gen. Władysław Anders zanotował: „W stosunkach sowieckich niesłychanym wydarzeniem była zgoda na przyjazd do Armii Polskiej w ZSRR biskupa polowego Gawliny. (…) Dla naszych żołnierzy było to wstrząsające przeżycie: do niedawna nie wolno im się było modlić, a teraz przydzieleni do Armii Polskiej generałowie i pułkownicy NKWD słuchają Mszy św. z odkrytymi głowami”. Po krótkim pobycie w Moskwie, gdzie wieść o przyjeździe polskiego biskupa rozeszła się natychmiast, co spowodowało, że do jedynego czynnego w mieście kościoła pw. św. Ludwika ruszyły setki ludzi, aby się wyspowiadać i przystąpić do Komunii św., pojechał do Kujbyszewa (dzisiaj Samara) nad Wołgą, gdzie przebywały władze sowieckie i korpus dyplomatyczny. Wszędzie witany był entuzjastycznie. Dla powstającej armii był symbolem jedności wszystkich polskich sił zbrojnych. W ciągu pięciu miesięcy, nieraz w bardzo trudnych warunkach, przemierzał wielkie obszary Tadżykistanu, Kazachstanu, Uzbekistanu i Kirgizji. W miejscach, gdzie przebywał, tłumnie gromadzili się nie tylko żołnierze. „Ludzie schodzili się pieszo nieraz z oddalonych o 60 km kołchozów, aby tylko powitać ks. Biskupa i otrzymać jego błogosławieństwo”, wspominał jeden ze świadków tych spotkań.

W czerwcu 1942 roku w miejscowości Jangi Jul pod Taszkientem bp Gawlina przewodniczył niezwykłej uroczystości. Głównodowodzący tej armii, gen. Władysław Anders, luteranin, dokonał aktu publicznej konwersji na katolicyzm. Na tę decyzję złożyły się zarówno wojenne przeżycia, a zwłaszcza jego uwięzienie na Łubiance, jak i własne religijne przemyślenia Andersa. Być może pewną rolę w tym odegrał także kontakt z bp. Gawliną. Dobrze znający Andersa ks. Włodzimierz Cieński wspominał tamtą chwilę: „Nigdy go takim przedtem ani potem nie widziałem, ani w Moskwie, ani pod Monte Cassino, kiedy widziałem go wzruszonego w pełni chwały. Tu było coś głębszego, pełniejszego, bo wypływającego z autentycznych przeżyć religijnych”.

Gawlina był z tymi żołnierzami aż do chwili, gdy zapadła decyzja o ich ewakuacji do Persji (Iranu). Wyjechał z nimi ostatnim transportem na początku września 1942 roku. Później w Persji pomagał tworzyć sieć sierocińców i ochronek, gdyż w masie 114 tys. żołnierzy ewakuowało się także blisko 30 tys. cywili, w tym 13 tys. dzieci.

Wśród czerwonych maków
Biskup Gawlina towarzyszył żołnierzom w ich w dalszej tułaczce, a przede wszystkim w dramatycznych chwilach włoskiej kampanii, gdy uformowani jako 2. Korpus Polski ruszyli do ataku na Monte Cassino. Przyleciał do nich z Tunisu w maju 1944 roku na wiadomość, że podjęta została decyzja użycia sił polskich do forsowania Linii Gustawa, na której wcześniej połamało się kilka alianckich szturmów. Gdy przybył na miejsce, od razu ruszył do żołnierzy. Wielu z nich zapamiętało sylwetkę starszego pana w ochronnym płaszczu przeciwko broni chemicznej w charakterystycznej, przekrzywionej na bakier furażerce, przemierzającego polowym łazikiem bezdroża, aby spotykać się z nimi i nieść pociechę przed walką. W nocy z 11 na 12 maja 1944 roku w miejscu postoju 5. Sanitarnego Ośrodka Ewakuacyjnego koło Venafro, skąd niedaleko było do wyjściowych pozycji bojowych, biskup odprawił Mszę św. Było to pół godziny przed rozpoczęciem szturmu. Jak zanotował o. Józef Maria Bocheński, Gawlina chciał tak ją odprawić, „aby Podniesienie wypadło na początek natarcia”. Podczas drugiego natarcia, 17 maja, gdy gen. Anders rzucił do walki wszystkie rezerwy, biskup zajął miejsce w punkcie sanitarnym, opatrując rannych, przewożonych z pola walki.

Po zajęciu Rzymu mieszkał w Watykanie, ale nadal wyjeżdżał na front, starając się być blisko żołnierzy walczących pod Loreto i Ankoną. Za całą swoją postawę podczas wojny otrzymał z rąk naczelnego wodza gen. Kazimierza Sosnkowskiego Krzyż Srebrny Orderu Wojennego Virtuti Militari. Później zabiegał o powstanie monumentalnego polskiego cmentarza wojennego na zboczach Monte Cassino, naprzeciwko klasztoru. To miejsce było dla niego symboliczne. Nie tylko jako miejsce pochówku blisko tysiąca żołnierzy, z których wielu znał osobiście i los ich był mu bliski. Cmentarz na zboczach Monte Cassino był także wielkim wołaniem o wolną Polskę w czasach, gdy w kraju nawet wspomnienie o tej bitwie było zakazane. Tam także został pochowany, niedaleko późniejszego grobu zwycięskiego wodza Władysława Andersa, którego przyjmował do Kościoła katolickiego.