Gdzie ta religia?

publikacja 19.09.2014 06:00

Zawsze powtarzam, że każda lekcja religii to spotkanie z Bogiem. Moim zadaniem jest ukazanie dzieciom tego, jak Bóg je kocha.

– Trzeba nauczyć się szacunku dla dzieci i młodzieży, udoskonalać 
swój warsztat. Kiedy popełnimy błąd, musimy się do niego przyznać. Świadkowie muszą dążyć do prawdy – mówi Bożena Szczurek Krzysztof Kozłowski /Foto Gość – Trzeba nauczyć się szacunku dla dzieci i młodzieży, udoskonalać 
swój warsztat. Kiedy popełnimy błąd, musimy się do niego przyznać. Świadkowie muszą dążyć do prawdy – mówi Bożena Szczurek

Krzysztof Kozłowski: Czy będąc dzieckiem, siedziała Pani na łące, wpatrywała się w niebo i myślała: „Boże, chcę być katechetką”?


Bożena Szczurek: (śmiech) Nie, ale kiedy sypałam kwiatki na Boże Ciało, to miałam pragnienie, żeby Jezus mnie dotknął. Wcześniej biegłam na łąkę, zrywałam rumianki, które później rozrzucałam przed księdzem niosącym Najświętszy Sakrament. Pewnego roku klęczałam blisko ołtarza. Podczas błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem ksiądz dotknął mnie peleryną. Wierzyłam, że dotknął mnie wówczas sam Jezus. Tak zapewne rodziło się we mnie powołanie. Pamiętam, że świadomie przyjęłam sakrament bierzmowania. Wybrałam imię Weronika, czyli ta, która chce pomagać Jezusowi. Później Jezus mi o tym przypomniał. Choć, mając dwadzieścia lat, nigdy nie pomyślałam, że mogę być katechetką. Przez dziesięć lat pracowałam w przedszkolu. Kiedy przeprowadziliśmy się do Olsztyna, okazało się, że nie mam pracy. Podjęłam studia teologiczne. Dziś wiem, że była to najlepsza decyzja mojego życia.


Oprócz tego, że pracuje Pani jako katechetka, jest Pani również doradcą metodycznym ds. religii.


Myślę, że to nie jest aż tak ważne. Choć w wielu miastach takiego stanowiska nie ma. Jeśli już jest, to coraz częściej pojawiają się wśród lokalnych polityków głosy, by taki etat zlikwidować.


Religia ciągle przez niektóre środowiska jest kwestionowana jako przedmiot nauki.


Obserwuję to nieustannie. Dziś dyskutuje się o tym, czy powinno być tyle godzin religii, bo może lepiej jej kosztem zwiększyć liczbę lekcji biologii, historii albo języka polskiego. Tylko niech ktoś mi udowodni, że religia niekorzystnie wpływa na rozwój człowieka, że uczy czegoś złego, zaburza świat wartości. Katecheza to samo dobro. Uczy przecież rezygnacji z siebie na rzecz drugiego człowieka, czyli poświęcenia, pobudza do działania, pomocy, kształtuje wrażliwość, empatię i wiarę. Mówi o tym, że ważna jest prawda i uczciwość.


I może to są właśnie wartości, które przeszkadzają politykom?


No właśnie… Być może nie chcą społeczeństwa budowanego na prawdzie i uczciwości. Kiedy rozmawiam z rodzicami, zawsze powtarzam, że każda lekcja religii to spotkanie z Bogiem. Moim zadaniem jest ukazanie dzieciom tego, jak Bóg je kocha. To jest lekcja wychowawcza, bo uczymy się o miłości, o mówieniu prawdy. Zwracam uwagę na to, by mówić „dziękuję”, „proszę”. By chłopcy, kiedy dzieci wchodzą do klasy, przepuszczali pierwsze dziewczynki. Niech stają się dżentelmenami.


Widzę, że jednak religia jest zagrożeniem, choćby dla lewicowej równości płci, dla gender.


(śmiech) A my róbmy swoje, według nauki Jezusa, która jest zawsze aktualna i żywa, w przeciwieństwie do ideologii. Bycie katechetą to nieustanna ewangelizacja.


Do której trzeba się nieustannie przygotowywać…


Ważne jest, czy katecheta ma dojrzałą osobowość. Jeśli poznam siebie, znam swoje słabości i jeśli upadnę, wiem, że muszę szukać ratunku w konfesjonale. To jest pierwszy warunek. Bo ucząc dzieci, nie można być sztucznym. Katecheta musi być otwarty na innych, wejść w środowisko uczniów i nauczycieli. On musi być świadkiem wiary. Jak mówił św. Franciszek: „Zawsze głoście Ewangelię, a gdyby okazało się to konieczne, także słowami!”. Przykład wiary ma innych pociągać. Niezwykle ważna jest moja relacja z Bogiem. Nie mogę opierać katechezy na sobie, na swoich siłach i wiedzy. Nie mogę być na lekcji najważniejsza, bo wtedy uczniom zasłaniam Jezusa. Jak to osiągnąć? Poprzez codzienną modlitwę, adorację Najświętszego Sakramentu, wyjazdy na rekolekcje, częste uczestnictwo we Mszy św. i spowiedź. Musimy mieć świadomość, w imieniu Kogo stajemy przed dziećmi i młodzieżą. Czy chcemy głosić siebie, czy Jezusa.


Te spostrzeżenia wynikają z Pani doświadczenia?


Na początku chciałam za dużo mówić, w krótkim czasie przekazać jak najwięcej wiedzy. Pamiętam swoje pierwsze spotkanie w zerówce. Przyszłam do dzieci i tłumaczę, że dziś jest religia, będziemy uczyć się o Panu Bogu, poznawać Go. Później poprowadziłam lekcję. Byłam zadowolona, wręcz dumna z siebie. Kiedy skończyłam, dzieci zapytały: „A gdzie jest ta religia?” (śmiech). Uświadomiłam sobie, że katecheza to nie kolejny przedmiot, to Boża misja.