Odbudujemy wspólnotę

GN 35/2014 |

publikacja 28.08.2014 00:15

O losie katolików na wschodniej Ukrainie z biskupem pomocniczym diecezji charkowsko-zaporoskiej Janem Sobiłą rozmawia Andrzej Grajewski

Bp Jan Sobiło pochodzi z diecezji sandomierskiej. Na początku lat 90. ub. wieku pojechał pracować duszpastersko na Ukrainę. Od 1993 r. mieszka w Zaporożu, gdzie stworzył parafię i zbudował miejscową konkatedrę. W 2010 r. został mianowany przez Benedykta XVI biskupem pomocniczym diecezji charkowsko- -zaporoskiej. W czasie wojny w Donbasie prowadził negocjacje z separatystami w sprawie uwolnienia porwanych tam kapłanów. henryk przondziono /foto gość Bp Jan Sobiło pochodzi z diecezji sandomierskiej. Na początku lat 90. ub. wieku pojechał pracować duszpastersko na Ukrainę. Od 1993 r. mieszka w Zaporożu, gdzie stworzył parafię i zbudował miejscową konkatedrę. W 2010 r. został mianowany przez Benedykta XVI biskupem pomocniczym diecezji charkowsko- -zaporoskiej. W czasie wojny w Donbasie prowadził negocjacje z separatystami w sprawie uwolnienia porwanych tam kapłanów.

Andrzej Grajewski: Jak wygląda sytuacja Kościoła katolickiego w Donbasie po kilku miesiącach wojny?

Bp Jan Sobiło: Z wyjątkiem Kramatorska, gdzie trzeba przeprowadzić remont kaplicy, w pozostałych miejscach świątynie szczęśliwie ocalały.

Ale księży tam już nie ma?

Rzeczywiście, poza nielicznymi wyjątkami, w Mariupolu i Doniecku, księża z Donbasu wyjechali. Nie dlatego, że nie chcieli zostać, czy się bali. Istniało niebezpieczeństwo, że będą porywani dla okupu. Duszpasterz na tamtym terenie to łatwa zdobycz. Można go teraz bezkarnie zatrzymać, uwięzić i zażądać okupu za jego uwolnienie. Tak było m.in. w przypadku ks. Wiktora Wąsowicza. Aby nie stwarzać separatystom takich możliwości, zdecydowaliśmy się czasowo wycofać kapłanów z Donbasu. Nie tracą oni jednak kontaktu z parafianami. Każdy z nich, nawet przebywając w innym mieście, ma ich komórki, utrzymuje z nimi kontakt, a w razie potrzeby służy pomocą. Wielu katolików w ciągu ostatnich miesięcy z Donbasu wyjechało. Szczególnie ci, którzy mają małe dzieci, zdecydowali się na wyjazd do rodzin w innych regionach Ukrainy.

Ks. Mikołaj Pilecki chce jednak wrócić do Doniecka.

Ma taki zamiar, ale zobaczymy, czy uda mu się go zrealizować. Ma stały adres zamieszkania w Doniecku i będzie mu łatwiej podjąć obowiązki duszpasterskie. Jednak Donieck jest okrążony, trwają tam ciężkie walki i z pewnością jego powrót nie będzie łatwy. Walki są zaciekłe, gdyż separatyści są zdesperowani. Miejmy jednak nadzieję, że w najbliższym czasie nastąpi przesilenie i przynajmniej będzie wiadomo, kto nad jakim terenem panuje.  

Na obszarze zamieszkanym przez ponad 5 mln ludzi może pracować obecnie tylko jeden, względnie dwóch kapłanów katolickich?

Tak jest. Inni zostali zmuszeni do wyjazdu albo dla ich dobra zdecydowaliśmy, aby stamtąd wyjechali. Pomagają jednak swoim parafianom, którzy podobnie jak oni wyjechali z Donbasu. To poważny problem, gdyż bardzo wielu spośród tych, którzy zdecydowali się na wyjazd, zabrało ze sobą tylko niewielki bagaż, aby nie wzbudzać podejrzeń separatystów, kontrolujących punkty wyjazdowe i dworce. Teraz potrzebują praktycznie wszystkiego.  

Jaka część katolików, szacunkowo, wyjechała z Donbasu?

Myślę, że przynajmniej połowa, szczególnie z Doniecka. W innych rejonach, jak w Jenakijewe czy Słowiańsku, większość katolików została na miejscu. Natomiast kapłanowi trudno tam dojechać.  

Czy podobny jest los wiernych Kościoła katolickiego obrządku wschodniego?

Wierni tego Kościoła pozostali bez pasterzy. Do wyjazdu zmuszony został biskup greckokatolicki Stefan Meniok, a budynki kurii zostały opieczętowane przez separatystów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.