Wierzę w teamwork

GN 34/2014 Gliwice

publikacja 27.08.2014 06:00

O duszpasterstwie w sercu buszu, uniwersytecie nad Oceanem Spokojnym i innej ewangelizacji z ks. Janem Czubą, rektorem Uniwersytetu Słowa Bożego w Madang i Konsulem Honorowym w Papui-Nowej Gwinei rozmawia Klaudia Cwołek.

Wierzę w teamwork Studenci Uniwersytetu Słowa Bożego w Madang korzystają z najnowszych technologii ARCHIWUM DIVINE WORD UNIVERSITY /Foto Gość

Gwineę Ojciec wybierał sam, czy ten kierunek wyznaczyli przełożeni?

O. Jan Czuba: Należę do Zgromadzenia Słowa Bożego, które jest nastawione wyłącznie na pracę misyjną. Każdy z nas po święceniach diakonatu może wybrać trzy kraje, dokąd chciałby jechać. Byłem bardzo zainteresowany kulturą nowogwinejską, więc na kartce trzy razy napisałem: „Papua-Nowa Gwinea”.

Jak zrodziła się fascynacja tym krajem?

Interesowały mnie kultury, które jeszcze nie są zmienione przez cywilizację zachodnią. A ta doszła do Papui-Nowej Gwinei zaledwie 120 lat temu, więc nie miała jeszcze tak dużego wpływu na miejscową tradycję. Najpierw pracowałem w prowincji West Sepik w parafii Ambunti. Miałem parafię, bardzo odizolowaną, nie było drogi, komunikacja odbywała się rzeką. Założyłem na miejscu 32 stacje, do każdej należało kilka wiosek. We wszystkich stacjach są szkoły podstawowe i mała klinika. Ponieważ byłem jedynym księdzem na tym terenie, założyłem też centrum katechetyczne, szkołę średnią i dwie szkoły techniczne. Tam byłem 11 lat i bardzo mi się podobało.

Czy zamiłowanie do nauki doprowadziło Ojca do utworzenia uniwersytetu?

Będąc w sercu buszu, odkryłem, że to jest jedyny kraj na świecie, który ma ponad 800 języków na 7,4 mln ludności. To efekt odizolowania poszczególnych klanów. Te języki i kultury etniczne są zupełnie inne. Ale to jeszcze nic, najgorsze dla mnie było to, jak dowiedziałem się, że jest ponad 2600 różnych odłamów chrześcijańskich Kościołów, z sektami włącznie, i 32 partie polityczne. Jak w takich warunkach ten naród zjednoczyć? Religie nie zawsze to robią, a w tym wypadku na pewno nie. Pomyślałem sobie, że Chrystusowi bardzo zależało na jedności i dlatego w 1996 roku założyłem Uniwersytet Słowa Bożego w Madang nad Oceanem Spokojnym. Jego podstawy są ekumeniczne: każdy ma prawo u nas studiować, jest tak samo traktowany, o religię się nie pytamy. Chodziło o to, żeby ludzie przychodzący z różnych grup językowych, etnicznych i wyznaniowych poczuli się w jednej rodzinie. Nikt nie ma prawa nikogo nawracać. To jest bardzo katolickie, bo powszechne. Są duszpasterz i kaplica katolicka, do której wszyscy mogą przychodzić. Uważam, że ewangelizacja w dzisiejszym świecie powinna być inna. Należy ludziom mówić o Bogu, ale także stworzyć warunki, gdzie mogą Go spotkać. A na uniwersytecie studenci i wykładowcy mają taką możliwość. Uczelnia ma filie w innych prowincjach, a od kilku lat pod względem poziomu akademickiego uznawana jest przez władze australijskie, nowogwinejskie i Unii Europejskiej za najlepszy uniwersytet w tym kraju.

Ilu macie studentów?

Ponad 6 tysięcy, językiem wykładowym jest angielski. Kadrę tworzy 27 narodowości, osoby te wyszukuję przez agencje międzynarodowe. Mamy pięć fakultetów: teologiczny, zdrowia, powiązany z naszym szpitalem, edukacji, humanistyczny oraz ekonomiczno-informatyczny. W naszym systemie pełnimy dwie role: formacyjną i edukacyjną. Dlatego oprócz egzaminów końcowych, nawiązując do rodzimej tradycji inicjacji – potwierdzenia wejścia w dorosłe życie, stworzyliśmy tzw. Missioning Ceremony. W obecności nuncjusza apostolskiego, ambasadora USA i rodziców studenci otrzymują krzyż z wygrawerowanym inicjałem uniwersytetu. Są Msza i modlitwa rodziców za dzieci. Niestety, w 2011 roku dotknęła nas tragedia. 28 rodziców w drodze na uroczystość zginęło w katastrofie samolotowej. Dla ich upamiętnienia postawiliśmy u nas pomnik.

Czy poszukując wykładowców, stawia Ojciec na katolików?

Nie, bo nie byłbym w stanie tylu osób znaleźć. Ale wszyscy wiedzą, że to jest Uniwersytet Słowa Bożego, studia zakorzenione w filozofii edukacji katolickiej, tu nie ma żadnego kompromisu. Miałem taką rodzinę ze Stanów Zjednoczonych, należącą do Church of Christ. On był pastorem, a ona szukała pracy. Oboje mieli bardzo negatywne podejście do Kościoła katolickiego. Gdy po 11 latach wyjeżdżali do domu, przyszli do mnie i dziękowali za możliwość życia we wspólnocie katolickiej. Zupełnie zmienili zdanie. Widać, że łaska Boża działa i Chrystus może być odnaleziony, jeśli się żyje według Jego prawa. Od czasu do czasu niektórzy studenci zgłaszają się, że chcą przyjąć chrzest lub inne sakramenty. Dla nich mamy neokatechumenat, prowadzony przez naszego kapelana.

Na uniwersytecie odbyło się także spotkanie misjonarzy z Polski?

Organizuję je co roku. Na całej Nowej Gwinei jest ponad 75 Polaków. To jest bardzo trudny kraj pod względem klimatu, chorób, sytuacji politycznej i społecznej. Po Bożym Narodzeniu a przed Nowym Rokiem, gdy budynki na uniwersytecie są wolne, zapraszam ich wszystkich. Mamy wtedy polską Mszę, polską wigilię i polskie jedzenie. Ci, którzy pracują w górach i chcieliby troszeczkę odpocząć nad oceanem, mogą u nas zostać dwa tygodnie. W ten sposób staram się, żeby Polacy poczuli się razem jako wspólnota.

Skąd Ojciec ma tę chęć jednoczenia?

Zawsze miałem głęboką świadomość tego, że osoba indywidualna niewiele może zrobić. Przez pierwsze jedenaście lat w buszu żyłem w bardzo trudnych warunkach. Wiem, co to znaczy samotność, malaria, choroby, odizolowanie. Mając więc na uniwersytecie taką możliwość, postanowiłem, że Polacy mają spotykać się w jednym miejscu, mówić w swoim języku, śpiewać polskie kolędy. To dodaje siły. Oni dzielą się wrażeniami, trudnościami, jeden drugiego wspiera. Uważam, że to jest wspaniała rzecz, zresztą zawsze wierzyłem w teamwork (ang. praca zespołowa).

Taką misję mógłby Ojciec zorganizować też u nas, bo gdzie dwóch Polaków tam trzy zdania...

Zdaję sobie z tego sprawę, ale mądrość życia polega na tym, żeby pozwolić innym myśleć i wyrażać się inaczej. Jak ktoś myśli inaczej, to ja się cieszę, bo wtedy się czegoś uczę. Uważam, że narzucanie swojej perspektywy ogranicza drugich, bo mogą się wycofać, jeśli nie mają przebojowej osobowości. Bardzo sobie cenię różne spojrzenia na życie, różne rozwiązania, ale ważne jest przy tym, żebyśmy wiedzieli, dokąd idziemy. Żeby iść w wyznaczonym kierunku, nie wszyscy muszą tak samo myśleć. Zauważyłem, że w Polsce jest tak, że jak ktoś coś myśli, to uważa, że tylko jego punkt widzenia jest prawdą. Ale nad tym można pracować. Też jestem Polakiem i wiem, że to da się zmienić.

Uniwersytet Słowa Bożego – co ta nazwa dla was oznacza w praktyce?

W Polsce obserwujemy obecnie powrót do praktyki lectio divina. Czy u Was też jest ona obecna? Kościół katolicki za bardzo odszedł od Pisma Świętego, za bardzo skoncentrowaliśmy się na liturgii i hierarchii. W Papui-Nowej Gwinei prowadzę też parafię, gdzie bardzo duży nacisk kładę na znajomość słowa Bożego. Jak mnie nie ma, ludzie spotykają się w małych grupach, czytają Pismo Święte i modlą się. Każdy człowiek, katolik czy niekatolik, moc może zaczerpnąć ze słowa Bożego i medytacji. Wystarczy przeczytać kilka akapitów i starać się zrozumieć. Zapytać, jak te słowa mogą mi w życiu dopomóc. Dlatego edukacja jest tak ważna. Wszystkie książki teologiczne podają jedynie wiedzę o Bogu, ale spotkanie z Nim to nasz indywidualny wysiłek. Systematyczne czytanie Pisma Świętego z medytacją to spotkanie zapewnia. W Nowej Gwinei Pismo Święte jest bardzo popularne. Wszędzie – w parlamencie, sądach, szkołach.

Ostatnio zaproponowano Ojcu funkcję konsula. Jak do tego doszło?

Polacy w tym kraju nie mieli nikogo, kto by ich oficjalnie reprezentował, a ja przez wiele lat to zadanie pełniłem nieformalnie. Teraz minister spraw zagranicznych powiedział, że to musi być zatwierdzone. Zgodziłem się na funkcję konsula honorowego, bezpłatną, apolityczną, za przyzwoleniem przełożonych. Wszyscy wiedzą, że jestem księdzem. Taka osoba z kontaktami jest potrzebna, zwłaszcza w sytuacji jakichś problemów: dużej powodzi, potężnego trzęsienia ziemi, wojny czy nawet poważnej choroby, gdy trzeba kogoś ewakuować. Więc się zgodziłem.

Ojciec Jan Czuba

Urodził się w 1959 roku w Wojcieszowie na Dolnym Śląsku. W Polsce z rodziną ostatnio mieszkał w parafii NMP Wspomożenia Wiernych. Studiował w Misyjnym Seminarium Duchownym w Pieniężnie i teologię dogmatyczną na KUL, a później finanse w Macquarie University w Sydney. Święcenia kapłańskie przyjął w 1985 roku. Po kursie językowym w Irlandii wyjechał na misje do Papui-Nowej Gwinei, gdzie pracuje do dziś. Jest m.in. założycielem i rektorem Uniwersytetu Słowa Bożego w Madang, zarządcą szpitala, duszpasterzem w parafii. Opracowuje narodowe programy edukacji, jest też przedstawicielem UNESCO w dziedzinie mediów. Pełni funkcję konsula honorowego RP.

TAGI: