Niezłe ciało

ks. Tomasz Jaklewicz

GN 33/2014 |

publikacja 13.08.2014 00:15

Maryja z duszą i z ciałem została wzięta do chwały niebieskiej. Z ciałem! Reakcją na współczesną profanację cielesności nie może być ucieczka w sfery czysto duchowe, ale przywrócenie ludzkiemu ciału jego właściwego miejsca.

Wniebowzięcie jest znakiem nadziei, że i my, jak Maryja, dojdziemy do nieba wraz z ciałem. Na zdjęciu uroczystości na Górze św. Anny HENRYK PRZONDZIONO /foto gość Wniebowzięcie jest znakiem nadziei, że i my, jak Maryja, dojdziemy do nieba wraz z ciałem. Na zdjęciu uroczystości na Górze św. Anny

To jeden z tematów do podjęcia w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Temat konkretny, aktualny. I ciekawy, bo ludzkie ciało od zawsze budziło zainteresowanie, fascynację, pożądanie. Cielesność wiąże się z seksualnością, z miłością. A nie ma sprawy ważniejszej dla człowieka niż miłość. Erotyka na skutek zachodniej rewolucji seksualnej została potwornie zdegradowana, oderwana od kontekstu miłości, małżeństwa i płodności. W tej dziedzinie panuje spustoszenie, z którego niszczących efektów w pełni jeszcze nie zdajemy sobie sprawy. Kościół nie może dezerterować z tego pola walki o człowieka. Zdawał sobie z tego doskonale sprawę Jan Paweł II, dlatego zaproponował Kościołowi i światu niezwykle oryginalną wizję „teologii ciała”. Właśnie spoglądając na Maryję, wziętą wraz z kobiecym ciałem do nieba, warto przypomnieć sobie o pięknie, godności i miejscu ciała człowieka w Bożym planie. „Przyjął ciało z Maryi Dziewicy” – wyznajemy w Credo. Wniebowzięcie jest ostatnim akordem tajemnicy wcielonego Boga, w której Maryja odegrała wyjątkową rolę. Wniebowzięcie mówi o tym, że „cały człowiek” jest powołany do zbawienia. Jest tu swoisty niebiański parytet. We wniebowstąpienie akcent pada na zmartwychwstałe ciało Mężczyzny, we wniebowzięcie – na ciało Kobiety. W Kościele pojawiały się raz po raz tendencje manichejskie, uznające cielesność za sferę z definicji grzeszną, a przynajmniej mocno podejrzaną. Mówimy „duszpasterstwo”, a przecież troska Kościoła nie powinna ograniczać się tylko do duchowej strony człowieka. Konieczne jest uzupełnienie, „ciałpasterstwo” – czyli mądre ukazywanie znaczenia cielesności (seksualności) w Bożym planie. Jest to tym bardziej potrzebne, im więcej w tej dziedzinie zagubienia. Genialne intuicje Jana Pawła II są niezwykłą szansą. Trzeba tylko odkryć skarb, który nam pozostawił.

Powrót do początku

Dajemy się w tych sprawach łatwo zapędzić w kozi róg. Katolickie spojrzenie na cielesność, płciowość, seksualność bywa zredukowane do zakazów. Tego nie wolno, tamtego i jeszcze tego. Ale właściwie dlaczego? Wiele osób zadaje to pytanie. Sobie, księżom, Kościołowi. Jeśli ktoś stawia takie pytanie, to bardzo dobrze. Bo to znaczy, że wciąż przejmuje się tym, co wiara katolicka ma na ten temat do powiedzenia. Każde katolickie NIE w tej dziedzinie (dla aborcji, antykoncepcji, in vitro, eutanazji) wynika z wielkiego TAK. Czy potrafimy przekonująco pokazać owo TAK dla życia, ciała, seksualności? Jan Paweł II podjął wyzwanie. Cykl 130 katechez środowych, które wygłosił od września 1979 roku aż do listopada 1984 roku, poświęcił ukazaniu chrześcijańskiej wizji cielesności i związanej z nią seksualności człowieka. Wydano je w tomie „Mężczyzną i niewiastą stworzył ich”.

Często słyszy się zdanie George’a Weigela, nazywającego „teologię ciała” teologiczną bombą zegarową, która wybuchnie w trzecim tysiącleciu. Pora, żeby wreszcie wybuchła. „Jeśli teologia Jana Pawła zostanie potraktowana tak poważnie, jak na to zasługuje, może się okazać przełomowym momentem w wypędzeniu z katolickiej teologii moralnej manichejskiego demona wraz z jego deprecjonowaniem płciowości człowieka”, twierdzi Weigel.

Tematyka małżeńska została zadana Kościołowi przez papieża Franciszka. Po co wyważać otwarte drzwi? Mamy przecież do dyspozycji wyjątkowy materiał, który stanowi świetny punkt wyjścia do dalszej dyskusji o małżeństwie. Nie wiem, czy kiedykolwiek w dziejach inny papież poświęcił więcej miejsca zrozumieniu ludzkiej cielesności niż Jan Paweł II. Nie dajmy się też zwieść gadaniu, że to za trudne, za wzniosłe, zbyt oderwane od konkretów. Zanim postawimy pytanie, co mamy robić, musimy zapytać, kim jesteśmy. Agere sequitur esse – działanie wynika z istoty. Bez wizji człowieczeństwa opartej na słowie Boga nauczanie Kościoła pozostanie tylko zestawem zakazów. Kto jednak odkryje fundament, czyli Boży pomysł na człowieka, a więc i na ludzkie ciało, ten zupełnie inaczej spojrzy na konkretne (owszem, nieraz wymagające) moralne nakazy. Rzeczy pierwsze muszą być pierwsze. Trzeba zacząć od początku. Jan Paweł II w swojej katechezie wychodzi od rozmowy Jezusa z faryzeuszami, którzy zapytali Go o rozwody dopuszczone przez Mojżesza. Pan odpowiedział: „Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony; lecz od początku tak nie było” (Mt 19,8). Jak więc było od początku? Papież słowo „początek” rozumie bardzo głęboko. Chodzi o pomysł Boga na człowieka, na jego płciowość. Chodzi o odróżnienie, co zamierzał Bóg, a co zepsuł człowiek. Wszyscy od Adama i Ewy mamy talent do niszczenia, do „używania” Bożych dzieł sprzecznie z ich przeznaczeniem, niezgodnie z wolą Pomysłodawcy. Ale jak to powinno być? Papież szuka światła przede wszystkim na kilku pierwszych stronach Biblii. Analiza paru zdań z Księgi Rodzaju poświęconych stworzeniu człowieka jest punktem wyjścia do ukazania miejsca ludzkiej cielesności w całości człowieczeństwa.

Dotyk dłoni, pocałunek

Księga Rodzaju zawiera dwa opisy stworzenia człowieka. Każdy z nich nieco inaczej rozkłada akcenty. Jeden wyjaśnia drugi. Nie zapominajmy, że Biblia nie jest reportażem z początku świata. To nie jest opis historyczny. To jest poetycka wizja ukazująca „początek”, czyli absolutne źródło rzeczywistości świata i człowieka. Poezja kojarzy się nam z czymś ulotnym, sentymentalnym. Tymczasem dobra poezja potrafi przekazać najgłębsze prawdy. Tak też jest w Biblii, tym bardziej że to poezja natchniona przez Boga. Pierwszy opis stworzenia, w którym mowa jest o sześciu dniach Bożej „pracy” nad stwarzaniem świata, ujmuje początek człowieka niezwykle lakonicznie: „A wreszcie rzekł Bóg: »Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam« (…). Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę” (Rdz 1,26-27). Sednem jest tutaj prawda o „obrazie Boga” odciśniętym w człowieczeństwie jako takim. Na jednym oddechu pojawiają się „mężczyzna i niewiasta”, jak brat i siostra w człowieczeństwie. Już w tym miejscu pojawia się sugestia, że ludzkie podobieństwo do Boga leży bardziej we wspólnocie damsko-męskiej niż w samotnym mężczyźnie czy kobiecie. Litera „i” jest tu ważna! Jan Paweł II o wiele więcej miejsca poświęca jednak opisowi z 2. rozdziału Księgi Rodzaju.

Ewidentnie ten tekst go fascynuje. „Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą” (Rdz 2,7). Nasze ciała są zbudowane z prochu ziemi, z tych samych składników co cała materia. A jednak to Bóg sam „ulepił” ciało ludzkie (nawet jeśli posłużył się ewolucją), czyli ciało każdego z nas jest dziełem, cudem Stwórcy. Wyszliśmy spod Jego rąk jak garnek spod dłoni garncarza. Nasze ciała mają w sobie nie tylko pamięć genów naszych przodków, ale nade wszystko „pamiętają” ów dotyk Bożych rąk oraz Jego „tchnienie”. Można to tchnienie nazwać pocałunkiem Stwórcy. Ludzkie ciało zostaje wyniesione na wyższy poziom właśnie dlatego, że jako jedyne spośród innych ciał zostało obdarowane „tchnieniem” Boga. Święty Paweł tę samą prawdę sformułuje nieco inaczej – nasze ciała są świątyniami Ducha Świętego. W Biblii słowo „tchnienie” jest synonimem „ducha”. Ludzkie ciało w sensie biologicznym powstaje z seksualnego zbliżenia rodziców, z ich miłości. Ta ludzka miłość (często niedoskonała) jest znakiem tej pierwotnej miłości Bożej, z której wszyscy jesteśmy. Cały człowiek (ciało i dusza) jest dziełem miłości Boga. I ciało, i dusza noszą w sobie Jego obraz. I ciało, i dusza „instynktownie” tęsknią za Nim, za tą pierwszą miłością. „Człowiek jest osobą przez swoje ciało i ducha zarazem” – podkreśla św. Jan Paweł. „Nie można tego ciała sprowadzać do wymiarów czystej materii. Jest bowiem ciałem »uduchowionym«, podobnie jak duchem jest tak głęboko zjednoczony z ciałem, że poniekąd można go nazwać duchem »ucieleśnionym«”.

Ciało na obraz Boga

Opis stworzenia kobiety z żebra Adama niezwykle inspiruje Jana Pawła II. Kilka biblijnych zdań niesie w sobie ogromnie wiele treści. „Nie jest dobrze, ażeby człowiek był sam; uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc” (Rdz 2,18) – mówi Bóg. Człowiek nie jest powołany do samotności, potrzebuje pomocy drugiego człowieka. Ta pierwotna samotność wśród innych wskazuje na to, że choć ciało człowieka w swej biologicznej strukturze podobne jest do zwierząt, jest ono powołane do czegoś większego, do przekraczania materii, biologii. Adam spotykając po raz pierwszy Ewę, wypowiada słowa pełne uniesienia: „Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała!” (Rdz 2,23). Pełny sens płciowego zróżnicowania ujawniają kolejne dwa wersy: „Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem. Chociaż mężczyzna i jego żona byli nadzy, nie odczuwali wobec siebie wstydu” (Rdz 2,24-25). Jan Paweł II podkreśla, że podobieństwo człowieka do Boga to nie tylko pewne duchowe uzdolnienia (wolność, rozumność). Także ciało jest na „obraz Boży”.

W jaki sposób cielesność może być obrazem niewidzialnego Boga? Ponieważ ciało ma zdolność do wyrażania miłości, dawania daru z siebie w miłości, może być ono obrazem Boga, który jest miłością. „Ciało bowiem, i tylko ono, zdolne jest uczynić widzialnym to, co niewidzialne, duchowe, Boże. Ono zostało stworzone po to, aby przenosić w widzialną rzeczywistość świata ukrytą odwiecznie w Bogu tajemnicę i aby być jej znakiem”. Co więcej, ów „obraz” Boży ujawnia się najpełniej właśnie w miłości mężczyzny i kobiety, w ich powołaniu do tego, aby stanowili jedno ciało. Jan Paweł II: „Człowiek stał się »obrazem i podobieństwem« Bożym nie tylko przez swoje człowieczeństwo, lecz także przez wspólnotę osób, jaką mężczyzna i niewiasta tworzą od początku. Funkcja obrazu polega na odzwierciedlaniu tego, kto jest pierwowzorem, na odtwarzaniu swojego prototypu. Człowiek staje się obrazem Boga nie tyle w chwilach samotności, ile w chwili wspólnoty”.

Bóg sam w sobie jest komunią Ojca, Syna i Ducha Świętego. Dlatego zostaliśmy stworzeni do bliskości, do życia w komunii osób, we wspólnocie miłości, której ideałem pozostaje miłość Osób Bożych. Małżeństwo mężczyzny i kobiety jest więc od momentu stworzenia podstawowym powołaniem człowieka. Cielesność jest, o ile tak można powiedzieć, w służbie tej sprawy, jest włączona najgłębiej w miłość i płodność. Skrótowo rzecz ujmując, refleksje Jana Pawła II akcentują następujące prawdy: 1) głęboką jedność ciała i ducha człowieka, człowiek nie tyle ma ciało, co jest ciałem, ale uduchowionym; 2) ciało pełni rolę znaku, ma znaczenie sakramentalne, dlatego „mowa ciała” musi być spójna z duchem; 3) ciało ma znaczenie oblubieńcze – to zupełnie nowatorskie sformułowanie papieża. Chodzi o to, że ciało ma zdolność wyrażania miłości, czyli dawania siebie i odbierania drugiego jako daru. Powtarzał on setki razy: „Człowiek nie może odnaleźć siebie w pełni inaczej jak tylko przez bezinteresowny dar z siebie”. W tej logice daru ciało mężczyzny czy kobiety nie jest nigdy rzeczą, towarem, przedmiotem. Ale jest włączone w dar osoby. Jest integralną częścią wzajemnego obdarowywania sobą.

Nadzieja na nowe ciało

Boży pomysł zniszczył w znacznym stopniu grzech. To zaczęło się już w raju. Zerwanie owocu z drzewa było symbolem wypowiedzenia posłuszeństwa Bogu. My sami zbudujemy swoje szczęście – postanowili Adam i Ewa. Wciąż odtwarzamy ten błąd. Efekty widać. Po grzechu mężczyzna i kobieta chowają się przed Bogiem i nawzajem się obwiniają. „Otworzyły się im obojgu oczy i poznali, że są nadzy; spletli więc gałązki figowe i zrobili sobie przepaski” (Rdz 3,7). Tu nie chodzi o zwyczajną wstydliwość, ale o to, że serce człowieka zostało skażone pożądliwością. Odtąd w każdym z nas toczy się walka między miłością a pożądaniem. „Pożądliwość sama z siebie nie jednoczy, ale przywłaszcza. Układ obdarowania zamienia się w układ przywłaszczania”, pisze Jan Paweł II.

Mężczyźni i kobiety chcą kochać bezinteresowną miłością, ale serce człowieka jest rozbite, doświadcza przynaglenia, by brać, a nie dawać, posiadać zamiast szanować, dominować zamiast służyć. Lekarstwem jest Słowo, które stało się ciałem. Chrystus wydając swoje ciało, zrodzone z Dziewicy Maryi, na krzyżu przywrócił nam nadzieję. Spoglądając na krzyż, widzimy na nim nagie ludzkie ciało. To umęczone ludzkie ciało Boga mówi o miłości. Sakramentalna rola ludzkiego ciała osiąga tutaj swój szczyt. W ludzkim ciele sam Bóg wyraża swoją miłość. Ta miłość jest większa niż egoizm, niż grzech, niż śmierć. Ciało Pana złożone do grobu jest ziarnem posianym, z którego wyrosło zmartwychwstanie. Ostatecznym przeznaczeniem ciała ludzkiego jest niebo, choć czym będzie to przebóstwione ciało, trudno powiedzieć. Jak wielkie jest znaczenie cielesności w dziele zbawienia! W ciele Chrystusa dokonało się odkupienie, w Eucharystii karmi nas swoim Ciałem i Krwią, Kościół jest Jego Ciałem…

Wracając do Maryi, Jej wzięcie do nieba wraz z ciałem jest dla nas znakiem pełnym nadziei. Jej los jest dla nas zapowiedzią celu, do którego zmierzamy. Także i my zostaniemy wzięci do nieba z naszym ciałem. Owszem, śmierć oznacza rozpad ciała, ale dla Boga nie ma nic niemożliwego. Nasza cielesność, która nieraz daje nam sporo radości, a czasem jeszcze więcej bólu, zostanie przemieniona, ocalona, wyniesiona na jakiś wyższy poziom życia, życia wolnego od doczesnych ograniczeń. Ciało przebóstwione – mówi teologia. Skoro więc tak wzniosłe jest powołanie naszych ciał, warto traktować je dobrze, z szacunkiem, z odpowiedzialnością, podmiotowo. Kiedyś bowiem w naszych ciałach, odnowionych mocą miłości Jezusa, rozbłyśnie pełna Boża chwała. Ludzkie ciało jest piękne na każdym etapie życia, bo jest znakiem osoby. Ciało kilkudniowego embrionu, ciało niemowlaka, dziecka, nastolatka, dojrzałego mężczyzny czy dojrzałej kobiety, ciało z pierwszymi oznakami starzenia, ciało starca, chorego, umierającego, ciało zmarłego. Niech Bóg będzie w nich zawsze uwielbiony!

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.