publikacja 15.08.2014 06:00
O wojnie sprawiedliwej i służbie do ostatniej kropli krwi z ks. płk. prał. dr. Stanisławem Gulakiem, kapelanem Garnizonów Kraków i Kraków-Balice, rozmawia Anna Kaik.
Tadeusz Warczak
Ks. płk Stanisław Gulak wręcza kard. Stanisławowi Dziwiszowi symboliczny Nóż Komandosa, broń żołnierzy jednostek specjalnych
Anna Kaik: Dlaczego żołnierze obchodzący 15 sierpnia, święto Wojska Polskiego mają swoich „księży specjalnych” – kapelanów wojskowych?
Ks. płk Stanisław Gulak: Dobre pytanie. Użyła pani słowa „specjalnych”. Generalnie kapelani nie są „specjalni”, w moim jednak przypadku jest tak, że od 6 lat pełnię służbę jako dziekan wojsk specjalnych krakowskiej jednostki „Nil”. Mamy kilka miejsc w Polsce, gdzie są jednostki specjalne i tam są kapelani tych jednostek. To nowy, powołany 7 lat temu rodzaj wojsk, najbardziej elitarny i najlepiej wyszkolony do zadań specjalnych w kraju i poza jego granicami. Duszpasterstwo wojskowe zaś jest oczywiście specyficzne, intrygujące, nie specjalne, a raczej specjalistyczne. Dzisiaj armia jest zawodowa. Ksiądz, który jest żołnierzem, zna specyfikę służby, ponieważ jest na posterunku razem z żołnierzami. Błogosławi im, modli się, ale także sam się szkoli – zdaje egzaminy sprawnościowe, zdobywa poszczególne kwalifikacje. Jest na poligonie podczas skoków spadochronowych i jest na wojnie. Tam, gdzie wojsko, tam kapelan.
Jaki był najtrudniejszy problem, z którym Ksiądz musiał się zmierzyć?
Niewątpliwie śmierć. Jestem kilkanaście lat w wojsku i wiem, czym jest nagła śmierć żołnierza. Pierwszy raz pamięta się chyba najbardziej. Była to śmierć pilota, który zginął w samolocie iskra w 2001 roku, podczas lotu ćwiczebnego. Później też miałem wiele spotkań ze śmiercią żołnierzy, którzy wracali w trumnach z niedokończonych misji na Bałkanach, w Iraku czy Afganistanie.
W roku 2009 zginął Piotr Marciniak, 30-letni żołnierz z krakowskiej jednostki.
Tak, to było dwa tygodnie po tym, jak miałem okazję z delegacją ministerstwa odwiedzać naszych żołnierzy w Afganistanie. Byłem tam we wszystkich naszych bazach. Niestety, później odprowadzałem go na miejsce wiecznego spoczynku, głosiłem słowo Boże na jego pogrzebie i sprawowałem Eucharystię. Śmierć bardzo łączy i solidaryzuje, wszyscy wtedy stajemy się jedną rodziną, pogrążoną w żałobie. Pamiętam niesamowicie godne zachowanie ojca tego żołnierza, jak i całej jego rodziny, która choć w bólu, ale bohatersko przeżywała cały ten dramat. Niestety, śmierć jest wpisana w służbę żołnierską. O tym mówi przysięga wojskowa, którą żołnierz składa na sztandar: „Będę bronił do ostatniej kropli krwi”.
Co jest najważniejsze w tak trudnych momentach?
Najważniejsze jest spotkanie z rodziną. W każdej jednostce jest zorganizowany tzw. zespół powiadomienia, w którego skład wchodzą: dowódca jednostki, psycholog, kapelan i oficer wychowawczy. Zespół ma za zadanie przekazać rodzinie tę smutną wiadomość, zanim media powiadomią, że zginął żołnierz. To najtrudniejszy moment. Wtedy najważniejsze staje się właśnie bycie z tą rodziną, która musi zmierzyć się z problemem dotykającego ją nagle bólu, że już więcej nie zobaczy męża, syna, brata... W wielu przypadkach nie trzeba nic mówić, tylko po prostu być.
Jednostki wojskowe z Krakowa biorą udział w misjach międzynarodowych. 6. Brygada Powietrznodesantowa była dwukrotnie w Afganistanie. Obecnie są na misji w Afryce Środkowej. Co Ksiądz mówi im i ich rodzinom przed wyjazdem, gdy wszyscy mają świadomość, że mogą widzieć się po raz ostatni?
Spotkania z rodzinami przed wyjazdami na misje odbywają się cyklicznie. Sami żołnierze są przygotowywani do tych wyjazdów w sposób profesjonalny, jeśli chodzi o wyszkolenie, ale i od strony psychologicznej, a także duchowej – to rola kapelana. Jednak nikt, wyjeżdżając, nie dopuszcza myśli, że może zginąć. I bardzo dobrze. Aczkolwiek w podświadomości taka myśl może się tlić, jednak żołnierz to nie zawód, to styl życia i wykonywanie zadań, w których czyha niebezpieczeństwo. Kiedy idziemy ulicą, też możemy zginąć, ale czy dopuszcza pani do swoich myśli, że może idzie pani tędy ostatni raz? Gdyby tak było, nie wyszlibyśmy w ogóle na ulicę. Natomiast gdy przychodzi śmierć, musimy być na nią przygotowani. Rodziny też muszą, każdy musi być przygotowany na śmierć swoją i swoich bliskich. Choć ona może być tematem tabu, zwłaszcza dla żołnierzy.
A co z zabiciem człowieka? Nie jest grzechem?
Na wojnie nie. Sam Katechizm Kościoła Katolickiego wprowadza pojęcie „usprawiedliwionej obrony” i użycia siły militarnej. Uprawniona obrona jest nie tylko prawem, ale poważnym obowiązkiem tego, kto jest odpowiedzialny za życie drugiej osoby, za wspólne dobro, rodziny lub państwa. A wtedy, niestety, może dojść do zabicia człowieka, i to nie będzie grzech.
Jaka jest specyfika garnizonu krakowskiego w porównaniu z ogólnopolską strukturą wojska?
Kraków to bardzo ważny garnizon. Jeśli chodzi o liczbę żołnierzy, jest to drugi garnizon w kraju, po Warszawie. Dlatego ma trzech kapelanów oraz kapelana emeryta w szpitalu wojskowym. A specyfika? W Krakowie stacjonują trzy rodzaje wojsk – wojska specjalne, siły powietrzne i wojska lądowe. WP bierze czynny udział we wszystkich uroczystościach religijnych, patriotycznych i państwowych. W Polsce władze wielu dużych miast chciałyby mieć żołnierzy na swoim terytorium, ale niestety nie jest to możliwe. Kraków ma to szczęście, że ma swoich żołnierzy i to naprawdę elitarnych – wyszkolonych, wykształconych, którzy są wizytówką i elitą polskiej armii. Kraków kocha wojsko i myślę, że z wzajemnością. Mundur w Krakowie jest dobrze postrzegany.
Czym jest mundur dla Księdza?
Ja kocham mundur. Wiemy, jakie znaczenie w polskiej historii miało i ma noszenie munduru oficerskiego, i czym jest sam etos oficera, etos żołnierza. A połączenie etosu oficera żołnierza z etosem księdza jest, mówiąc najprościej, najpiękniejsze, co mogło mi się przytrafić w życiu.