Anioły chodzą po wsiach

Szymon Babuchowski

GN 30/2014 |

publikacja 24.07.2014 00:15

Wędrują przez siedem wsi w okolicy Pakości, przynoszą swoją młodość, talenty i... Ewangelię. Ale nie wiadomo do końca, kto tu jest ewangelizującym, a kto ewangelizowanym.

Barwny korowód wędruje przez siedem wsi województwa kujawsko-pomorskiego Henryk Przondziono Barwny korowód wędruje przez siedem wsi województwa kujawsko-pomorskiego

Co tu się dzieje? Na polanie pełno młodych ludzi. Jedni, już z pomalowanymi twarzami, ćwiczą chodzenie na szczudłach, inni właśnie przyjmują na twarz dziwaczny makijaż. Ktoś przynosi ze sklepu lody i rozdziela je między znajomych, bo upał daje popalić. Z głośników płynie orientalna muzyka. Sołtys Rycerzewka Roman Kacprzak odpala kolejny eksponat ze swojej kolekcji starych traktorów. One też wezmą udział w barwnym korowodzie, który niespiesznie zaczyna się formować. Nad wszystkim czuwa postać w brązach: kapelusz, długa rudawa broda i połatany habit należą do o. Kordiana Szwarca, franciszkanina, którego wszyscy nazywają tu „bratem Kordianem” albo po prostu „Kordianem”. To on wymyślił projekt „Siedem Aniołów”. Projekt – bo to, z czym mamy do czynienia, trudno jednoznacznie określić pielgrzymką, rekolekcjami, ewangelizacją czy działaniem artystycznym. Tutaj mamy wszystkiego po trochu. Papież Franciszek powiedział: „Róbcie raban”, więc robią. A Bóg zajmie się resztą.

Robić dobrze dobro

Wędrują przez siedem wsi w okolicy Pakości w województwie kujawsko-pomorskim, każdego dnia rozbijają się w innym miejscu. Mieszkańcy wiosek dają im miejsce na obóz, ognisko, wieczerzę, prąd i bieżącą wodę. Oni przynoszą swoją młodość, talenty i... Ewangelię. O Bogu mówią na wiele sposobów. Tym najważniejszym jest Eucharystia, którą przeżywają razem z mieszkańcami. Kazania skoncentrowane są wokół listów do siedmiu Kościołów z Apokalipsy św. Jana. Ale oprócz Mszy św. jest też spektakl „Abraham” z pokazami ognia, zabawa z dziećmi, kino nocne czy warsztaty litografii. W trakcie wędrówki powstaje film fabularny. Profesjonalny. – Cieszę się, że kręcą go zawodowcy – mówi Magda Zaręba, która przyjechała z Wrocławia, by pomagać w organizacji „Siedmiu Aniołów”. – Mam poczucie uczestniczenia w czymś dobrym, co jest ważne dla innych, dlatego chcę, żeby było to robione dobrze.

 

Takich jak Magda jest więcej. Przyjechali z Torunia, Jarocina, Jarosławia. Z różnych wspólnot i stowarzyszeń. Przeżywają tu swoje rekolekcje, animują różne działania. Ale tak naprawdę nie wiadomo do końca, kto tu jest ewangelizującym, a kto ewangelizowanym. – Czuję się trochę jednym i drugim – daję i otrzymuję – wyznaje Mikołaj Kryszak, świeżo upieczony licealista z Pakości, w koszulce z napisem „Nirvana”. Wraz ze swoją dziewczyną Mają wyruszył pielgrzymować, zachęcony przez brata Kordiana. Wczoraj brał udział w nagrywaniu scen do filmu. Nie wszystkie napotkane osoby odniosły się do projektu życzliwie. Niektórzy patrzyli na nich jak na dziwaków. – Nie jest łatwo wyjść z czymś takim do sąsiadów – twierdzi Mikołaj.

Dodawanie maggi

Najczęściej jednak mieszkańcy wiosek darzą młodych pielgrzymów sympatią. Kiedy wyruszamy z Rycerzewka, ludzie stoją przy płotach i przyjaźnie machają do nas. Droga prowadzi wśród zieleni i złocących się zbożem pól. Z głośników dalej gra muzyka – tym razem na bardziej słowiańską nutę. Na tyłach korowodu dziewczyny z Jarosławia, z dominikańskiego duszpasterstwa „Baszta”, przy wtórze skrzypiec same podejmują śpiew. „Wszytcy niebianie, apostołowie,/ wierni świadkowie, zmęczeni, w zgonie,/ dziewice czyste, święci kapłani –/ chwalcie dziś Pana, Jemu wybrani” – rozbrzmiewa radosna harmonia. – Przyjechałam tutaj, żeby się uśmiechnąć – mówi Kasia Wygnaniec, gimnazjalistka z Jarosławia. – Nasz opiekun o. Tomasz Biłka powiedział kiedyś, że chrześcijaństwo bez radości jest jak rosół bez maggi. My dodajemy maggi – śmieje się Kasia.

Droga do Wielowsi to siedem i pół kilometra. Krystian Malik przebył cały ten odcinek na szczudłach. Twierdzi, że nie bolą go nogi. Dziś wieczorem wraz z grupą teatralną Santo Fuego, do której należy, będzie jeszcze prezentował swoje umiejętności w spektaklu o Abrahamie. Ale nie wszyscy są tak zaprawieni w bojach. Zmęczenie trochę daje znać o sobie, zwłaszcza że żar cały czas leje się z nieba. Brat Kordian pozwala chwilę odsapnąć w cieniu, potem jednak woła chłopaków do rozbijania namiotów, a dziewczyny na próbę śpiewu. Po obiedzie wszyscy rozchodzą się do swoich zajęć. Magdalena Bartoszewicz, reżyser powstającego właśnie filmu, zbiera ekipę do kręcenia kolejnej sceny. – Poruszające jest to, że tej młodzieży chce się działać, i to na wielu obszarach artystycznych – mówi pani reżyser. – Oczywiście, mają jeszcze braki warsztatowe, ale tkwi w nich ogromny potencjał. Zresztą nie sam film jest tutaj istotny, ale właśnie te dzieciaki, które w nim grają.

Życie jak scenariusz

Film opowiada o dzieciach, które uciekają z domu. Dołączają do grupy cyrkowców i podczas spektakli kradną ludziom portfele. Grupie towarzyszy pan Tomasz, mieszkający w barakowozie. Wie o procederze, ale nie ocenia tych młodych ludzi, tylko mówi im o miłości. Przyprowadza ich do barakowozu, gdzie spotykają... Pana Jezusa. Zbuntowane wcześniej dzieciaki zaczynają się przemieniać. – Niezwykłe jest to, że Kordian, nie znając mojego scenariusza, dobrał do filmu dzieci, które idealnie do niego pasują – cieszy się Magdalena Bartoszewicz.

Jeszcze bardziej zaskoczony jest Wojciech Przybysz, odtwórca roli pana Tomasza i szef stowarzyszenia Wędka z Torunia, opiekującego się dziećmi ulicy. – Kiedy przeczytałem scenariusz, myślałem, że ktoś opowiedział pani reżyser mój życiorys – mówi. – Pięć lat temu nawróciłem się, „z wiary katolickiej na katolicką”. Spotkałem ludzi, którzy żyli blisko z Jezusem. Do sklepu z biżuterią, który prowadziłem na toruńskiej starówce, zaczęły wtedy przychodzić dzieci zaciekawione świecidełkami. Byłem chyba jednym z nielicznych przedsiębiorców, którzy ich nie przeganiali. Zdarzało się, że kradły, rozbijały szyby, ale przychodziły coraz częściej, odrabiały u mnie zadania. Sam wcześniej miałem do dzieci stosunek obojętny. Pochodzę z domu gdzie stosowana była przemoc, więc miałem w sobie jakąś blokadę. Te dzieciaki mnie pootwierały, pokazały mi, że potrafię kochać bezinteresownie. Zacząłem więc pytać Boga, co mam dalej robić. Na rekolekcjach ignacjańskich dostałem słowo: „Zajmij się moimi dziećmi, a odnajdziesz mnie”.

Dziś Wędka to dziesiątki dzieci wyciągniętych z bram, ulic, podwórek i objętych pomocą. Dzięki stowarzyszeniu mają swoją gazetkę, teatr, warsztaty tańca, zajęcia sportowe. – Oduczamy roszczeniowej postawy. Chcemy dać wędkę, a nie rybę – opowiada Wojciech Przybysz.

Ponad normę

W międzyczasie podchodzi do nas mały Jakub, jeden z podopiecznych pana Wojtka. Uwielbia tankować auto, więc pojedzie ze swoim opiekunem na stację benzynową. Zabieram się z nimi i widzę relację pełną sympatii, ale bez zbytniego spoufalania się. Pan Wojtek szkoli chłopca w rodzajach paliwa i uczy go uważnego czytania znaków drogowych. Chłopak, trochę rozkojarzony, początkowo myli się, ale stopniowo łapie przekazywaną wiedzę. – Lubię Wędkę, bo przychodzi tam dużo dzieci. Można się z nimi zaprzyjaźnić i powygłupiać się z panem Wojtkiem, który zabiera nas na wycieczki – mówi. W „Siedmiu Aniołach” uczestniczy ośmioro podopiecznych Wędki i troje opiekunów.

Za chwilę zacznie się Msza św. Dziewczyny układają pod ołtarzem kwiaty przyniesione przez społeczność Wielowsi. – Mieszkańcy wiosek są dla nas aniołami, a my dla nich – mówi o. Ambroży Okroy OFM. – Chcemy być takim listem, który przekazuje przesłanie Ewangelii przez sztukę i radosne działanie. Najtrudniej głosi się słowo Boże u siebie, więc ci młodzi ludzie na pewno muszą się przełamać, żeby dać świadectwo. Ale robią to świetnie.

– Fajnie, że dzieciaki w dobie internetu chcą w czymś takim uczestniczyć – komentuje Justyna Zawadzka, mieszkanka Wielowsi. – U nas we wsi odbywa się sporo imprez, ale to wydarzenie jest wyjątkowe, bo ma charakter duchowy. Prowadzą to młodzi ludzie, ale na spotkania przychodzą osoby w różnym wieku. To pozwala jednoczyć społeczność.

Brat Kordian, zmęczony, ale zadowolony, siada na chwilę pod wiatą, by spojrzeć w stronę radosnego obozowiska. – Skąd to wszystko? Nie wiem. Każde dzieło wykraczające ponad normę rodzi pytanie o przyczynę. Bo przecież nie wszystko jest tu zaplanowane. To, co się dzieje, nie jest wyłącznie wynikiem naszych przygotowań. Widzę, że ludzie uczestniczą w liturgii, przychodzą do spowiedzi. Pan Bóg działa w każdym, chodzi tylko o to, by otworzyć się na Ducha.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.