Kogo naśladujemy?

Joanna M. Kociszewska

Powstaje pytanie: czy my, którzy świadczymy o Bogu, potrafimy tak żyć, by swoim życiem Go pokazać? Kogo na co dzień naśladujemy?

Kogo naśladujemy?

Opublikowane w zeszłym tygodniu statystyki ISKK spowodowały trochę szumu. W jedną z październikowych niedziel w ubiegłym roku we Mszy świętej uczestniczyło 39 procent katolików. Nieco ponad 16 procent przystąpiło do Komunii świętej.

Komentarze do tego wydarzenia są różne. Zaczynając od spostrzeżenia, że wielu młodych Polaków wyemigrowało po rytualne komentarze o postępującej laicyzacji i niepotrzebnym Bogu. Niektórzy, jak Tomasz Terlikowski, piszą z kolei: realnie katolikami jest – mniej więcej – od 39 do 40 procent Polaków. […] I dobrze, że zaczyna się to przekładać na statystyki uczestnictwa w mszach świętych. Dzięki temu ludzie wierzący zaczynają mieć świadomość, iż marzenie o kraju, który ewangelizuje, a sam nie wymaga ewangelizacji, można włożyć między bajki.

Jednak to nie wyniki statystyczne podane przez ISKK są najciekawsze, ale ich szersza analiza. W ostatnich 20 latach najliczniejsza grupa tzw. kulturowych katolików wyraźnie się zmniejsza na rzecz obu skrajnie przeciwstawnych sobie grup – zaangażowanej w życie Kościoła i zdystansowanej od niego. Te dwa bieguny systematycznie się rozszerzają – mówił ks. Sadłoń przedstawiając wyniki. - Osoby, które przychodzą do kościoła motywowane przywiązaniem do tradycji i kulturowego bagażu odziedziczonego po rodzinie, ale nie przeżywają swojej wiary w sposób wystarczająco osobisty, stopniowo przestają praktykować.

To ważna obserwacja. Tradycyjny przekaz już nie wystarcza. Propozycji stylu życia jest wiele, wzór chrześcijański jest tylko jedną z nich. Nieoczywistą. Zresztą, często chodzi nie tyle o chrześcijański styl życia, ile o zachowywanie tradycyjnych rytuałów, które – oderwane od ich sensu i niezrozumiałe – stają się obciążeniem. Nie mają najmniejszego znaczenia dla codziennego życia, a płaci się za nie najdroższą dzisiaj walutą: czasem.

To jednak nie znaczy, że przekaz kulturowy przestaje mieć znaczenie. Chrześcijaństwo nie będzie pociągać, jeśli nie wyrazi się życiem. Stylem życia, którego osią i źródłem będzie sam Bóg. Stylem życia w wolności, radości i bez lęku. Stylem życia, który nie odrzuca tego, co świat przynosi, ale je przemienia.

Chrześcijaństwo to nie jest przede wszystkim prawo. To nie są zakazy. Póki będzie się kojarzyło głównie z niezrozumiałymi normami i potępieniem, nie będzie pociągać. Chrześcijaństwo to jest zaufanie Bogu, pewność Jego miłości i wolność. Przede wszystkim od lęku.

Bóg nie potępia. Ani nas, ani żadnego człowieka. Nie musimy się bać. Bóg przebacza i uwalnia. Od potępiania jest ktoś zupełnie inny. Powstaje pytanie: czy my, którzy świadczymy o Bogu, potrafimy tak żyć, by swoim życiem Go pokazać? Kogo na co dzień naśladujemy?