Jak bumerang

Weronika Pomierna

GN 28/2014 |

publikacja 10.07.2014 00:15

Wychodzą na peryferie. Do osób ubogich, bezdomnych, narkomanów i prostytutek. Mówią o miłosierdziu Boga z niezwykłą radością. Tłumaczą to szaleństwo krótko: To wina Jana Pawła II i siostry Faustyny.

Jak bumerang Jakub Szymczuk /Foto Gość Ojcowie Enrique i Antonello

Regularnie odwiedzają Polskę. Enrique Porcu i Antonello Cadeddu, ojcowie z końca świata. Choć mówią po portugalsku i mieszkają w Brazylii, są Włochami. Jednak to właśnie tam, w Ameryce Południowej, założyli 14 lat temu pierwsze domy wspólnoty Przymierze Miłosierdzia. W 2007 r., po Brazylii, Portugalii, Włoszech, Francji i Belgii, przyszedł czas na Polskę. Jezus obiecał, że stąd ma wyjść „iskra, która przygotuje świat na Jego ostateczne przyjście”. Nic dziwnego, że wspólnota mówiąca tak wyraźnie o Bożym miłosierdziu dotarła i tu. Zaczęło się od rekolekcji, które ojcowie głosili w Polsce. Nie tylko dla świeckich, ale i dla kapłanów. Potem powstała pierwsza grupa w Szczecinie. Dziś Przymierze Miłosierdzia jest w 7 polskich miastach.

Rozniecić iskrę

Poznali się na Sardynii. To samo seminarium, ta sama wspólnota i to samo pragnienie, aby pomagać najuboższym. Obaj zetknęli się z Ruchem Focolari, gdzie doświadczyli obecności żywego Jezusa. Zostali wyświęceni na księży o tej samej godzinie. Potem o. Enrique wyjechał na kilka lat do Brazylii. Gdy wrócił, do Brazylii wysłano Antonella. „W 2000 r. spotkaliśmy się w São Paulo i wtedy rozpoczęły się nasze problemy, a w szczególności problemy innych ludzi” – mówił w jednym z wywiadów ojciec Enrique.

To tam skrystalizowało się ich wspólne marzenie, aby żyć w pełni Ewangelią, nie dać się ograniczać ostrożności ludzkiej w doświadczaniu Ducha Świętego oraz aby przyjmować ubogich, ryzykując nieraz życie. O. Enrique wielokrotnie wspominał, jak spotkał pewnego dnia ubogiego, kalekiego mężczyznę. Został on potrącony przez samochód i pukał do drzwi parafii, zakonów, ale nikt nie chciał go przyjąć. Zaopiekowali się nim prostytutka i alkoholik. Ojciec poczuł wtedy, że chciałby być we wspólnocie, która opiekowałaby się takimi ludźmi.

Tylko czy Bóg chce, aby powstała nowa wspólnota? – zastanawiali się ojcowie. Zaczęło się rozeznawanie. Razem ze świecką misjonarką Marią Paulą oraz czterema innymi osobami przez 40 dni modlili się i pościli. Prosili o znak. Czterdziestego dnia uderzyły ich słowa czytania: „Duch Pana Boga nade mną, bo Pan mnie namaścił. Posłał mnie, by głosić dobrą nowinę ubogim, by opatrywać rany serc złamanych, by zapowiadać wyzwolenie jeńcom i więźniom swobodę”. 30 kwietnia 2000 r. o. Enrique, który przebywał w Rzymie, postanowił poprosić Boga o kropkę nad i. Modlił się, aby – mimo braku oficjalnej akredytacji – mógł koncelebrować Mszę kanonizacyjną s. Faustyny. Pomodlił się i poszedł na plac św. Piotra. Mijał strażników. Nikt go nie zatrzymywał. Gdy wreszcie ktoś zapytał go o akredytację, o. Enrique usłyszał głos znajomego biskupa: „Co ty tu robisz, Enrique?”. „Przyjechałem odprawić Mszę” – odpowiedział. „No, to chodź szybko, bo się spóźnimy” – zawołał biskup i złapał ojca za rękę. Strażnik nawet nie drgnął. Gdy weszli do zakrystii, o. Enrique z przerażeniem stwierdził, że wszystkie miejsca dla kapłanów są zajęte. I wtedy okazało się, że jeden biskup zachorował i zwolniło się krzesło przy ołtarzu. Gdy wracał do Brazylii, otworzył „Dzienniczek”. Faustyna opisała dokładnie swoją kanonizację. Napisała: „Tłumy były tak wielkie, że ani okiem przejrzeć nie mogłam. Wszyscy z wielką radością brali udział w tej uroczystości, a wielu z nich otrzymało to, co pragnęło” i dalej: „Jezus spojrzał się z taką wielką łaskawością i radością na Ojca św. i pewnych kapłanów”. O. Enrique uśmiechnął się.

Ojcowie radzili się też biskupów. Gdy jeden z nich usłyszał o ich wizji, powiedział: ewangelizować, aby przemieniać osoby najuboższe, materialnie i duchowo, z osób ewangelizowanych w ewangelizatorów. Ten model działa.

Zarażeni miłosierdziem

Ojciec Rogerio jest jednym z dziewięciu misjonarzy Przymierza Miłosierdzia, którzy przyjechali do Polski z Brazylii, oraz głównym koordynatorem grup Przymierza w Polsce. Zanim poznał wspólnotę, przez kilka lat brał narkotyki, był ateistą i nie chciał mieć z Kościołem nic wspólnego. Rozrywkowy styl życia nie był jednak w stanie zapełnić pustki, którą czuł w sercu. Jego mama zauważyła, że jest coraz bardziej przygnębiony, i poprosiła ludzi z Kościoła, aby namówili go na rekolekcje. Ukradkiem dawała im znać, gdy przychodził do domu, i po kwadransie wpadali w odwiedziny, wspominając o rekolekcjach. Po tygodniu stwierdził, że pojedzie – tylko po to, żeby udowodnić, że Boga nie ma. Na konferencjach nudził się niemiłosiernie. Drugiego dnia chciał wyjść, ale ktoś powiedział mu: „Zostań jeszcze na chwilę”. W tym momencie prowadzący spotkanie powiedział: „Teraz wejdzie największy kaznodzieja na świecie”. Rogerio był przerażony – kolejna osoba, która będzie mówić. Padły słowa: „Jezu, możesz wejść”. Na myśl o tym, że zaraz wejdzie ktoś przebrany za Jezusa, Rogerio zaczął się głośno śmiać. Gdy do sali wszedł kapłan z monstrancją, upadł na kolana. Potem opowiadał, że zobaczył Jezusa i Jego spojrzenie. Czuł, że On go nie potępia, nie oskarża, ale kocha takiego, jakim jest. Zaczął płakać. Przypomniał sobie, że gdy wracał w nocy do domu pijany, w kuchni zawsze spotykał mamę, która modliła się na różańcu. Bardzo go to denerwowało. Wyrzucał jej: „Po co się modlisz? Powiedz temu swojemu Bogu, żeby – jeżeli istnieje – przyszedł do mnie. Może wtedy uwierzę” – ironizował. Gdy patrzył na Jezusa, poczuł, że On mówi do niego: „Chciałeś, żebym przyszedł do ciebie, więc jestem”. Potem usłyszał słowa: „Rogerio, pójdź za mną”. Przez dwa lata opierał się. Za każdym razem, gdy szedł na adorację, słyszał jednak te słowa. Od prawie czterech lat jest księdzem.

Na ulice marsz

! Ojcowie podkreślają rolę świadectwa. – Jeżeli człowiek, który był satanistą, mówi, że spotkał Jezusa i to zmieniło jego życie, brzmi to niezwykle mocno – mówi o. Enrique. Ojcowie idą w Brazylii w dzielnice biedy, gdzie jest wielu dealerów, prostytutek. Modlą się nad ludźmi.

– Nieraz podchodzą do nich ludzie z nożami, próbują zabronić innym zbliżyć się do ojców. Zdarza się, że szef gangu, nad którym modlono się, każe po modlitwie wszystkim swoim ludziom ustawić się w kolejce do modlitwy – mówi Justyna z Przymierza ze Szczecina. – Nie wychodzimy w te dzielnice sami, ale z Panem Jezusem, który nas ochrania – podkreśla.

Osoby, które po modlitwie zdecydowały, że chcą zmienić swoje życie, są zapraszane do domów wspólnoty, osobnych dla mężczyzn, kobiet oraz dla dzieci. – Otrzymują tam jedzenie, mogą uczestniczyć w warsztatach. Ojcowie i misjonarze zachęcają ich, aby zrobili kolejny krok, jakim jest roczny pobyt w domach wspólnoty – opowiada Michalina, która spędziła w São Paulo osiem miesięcy, pracując z ojcami. – Kolejnym etapem jest przeprowadzka do mieszkania dla kilku osób, podjęcie pracy, wszystko w bliskim kontakcie ze wspólnotą. Jeśli te osoby są wystarczająco silne, mogą pójść własną drogą.

Gdy ojcowie rozpoczynali pracę, mieli do dyspozycji dwa małe mieszkania. Jedną z pierwszych osób, która z nimi zamieszkała, był chłopak, nad którym modlili się na ulicy. Wcześniej był członkiem gangu, zabił kilka osób. Po modlitwie postanowił zmienić swoje życie. Pewnej nocy, gdy był pod wpływem narkotyków, zaczął niszczyć żyletką wiszący na ścianie obraz Maryi. Mówił później, że gdy obudził się, miał ochotę zabić tych, którzy byli w domu, ale coś go powstrzymało. Mimo takich sytuacji ojcowie podkreślają konieczność wychodzenia do osób najuboższych i bezdomnych. – Ubodzy są niewygodni. Ale w ten sposób sam Jezus się manifestuje – mówią.

W czasie jednego z pierwszych wyjść na ulice São Paulo sami doświadczyli, że Jezus mówi przez ubogich. – Na początku było bardzo trudno. Nie mieliśmy jedzenia dla ludzi – wspomina o. Enrique. – Wiele osób w domu sprawiało problemy. Spotkaliśmy na ulicy pijanego mężczyznę, który zaczął nas wyzywać. „Czego chcecie? Przyszliście nam tu przeszkadzać na ulicy? Idźcie stąd!” – wołał. Poczuliśmy, jakby ktoś spuścił z nas powietrze. Ofiarowaliśmy to cierpienie Panu Bogu, prosząc, żeby przemienił je w radość. Gdy przechodziliśmy koło niego po kilkunastu minutach, nie wyglądał już na pijanego, zmienił głos. Powiedział do nas: „Nie bójcie się, jesteście wybranymi przez Pana. Jesteście obecnością Boga, która kroczy po ulicach. Moi ubodzy wołają o chleb i wołają o Słowo”.

Ojciec Antonello podkreśla, że chrześcijanie nie powinni zamykać się w swoich wspólnotach, gdzie czują się dobrze, ale nieustannie wychodzić do innych. – Powinniśmy mieć odwagę głosić Chrystusa tym, którzy są daleko od Boga. Chcemy doświadczyć Ducha Świętego, ale nie doświadczamy Go, bo zamykamy się w nas samych. Trzeba wychodzić na peryferie: na ulice, do dyskotek, szpitali, szkół, pubów, tam, gdzie są ludzie. Pracy jest dużo.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.