Boskie poczucie humoru

ks. Tomasz Jaklewicz

GN 28/2014 |

publikacja 10.07.2014 00:15

Czy w wierze chrześcijańskiej jest miejsce na żart, uśmiech? Ewangelia to wszak radosna nowina. Skąd więc wzięło się przekonanie, że śmiech jest podejrzany? Owszem, ironia bywa niszcząca, ale zdrowy humor pomaga żyć.

Jan Paweł II to ekstraklasa  świętych uśmiechniętych. Swoimi żartami podbijał nasze serca MASSIMO SAMBUCETTI /east news Jan Paweł II to ekstraklasa świętych uśmiechniętych. Swoimi żartami podbijał nasze serca

Skoro ma być o chrześcijańskim poczuciu humoru, to zacznijmy od dwóch żartów.

Na lekcji religii: – Mateusz, gdzie mieszka Pan Bóg? – W naszej łazience. – Jak to!? – Bo mama każdy dzień rano dobija się do łazienki i woła: „Boże! Jeszcze tam jesteś?!”.

Trzej Królowie przybyli do stajenki. Przy wejściu jeden z nich potknął się na progu i tak uderzył głową o framugę, że aż mu korona spadła. Złapał się za głowę i jęknął z bólu: – O Jezu… – Widzisz – mówi Maryja do Józefa. – I to jest bardzo dobre imię, a nie jakiś Stefan…

Oba te żarty znalazły się kiedyś w „Małym Gościu Niedzielnym”. Niektórzy czytelnicy zareagowali z niesmakiem. Nie wolno żartować ze spraw świętych, mówili.

Owszem, nie wolno. Ale nie wolno też zakładać, że Pan Bóg nie ma poczucia humoru i że chrześcijanie muszą być zawsze śmiertelnie(!) poważni. Czymś innym jest szyderstwo, czymś innym jest humor. Te rzeczy trzeba odróżniać. Ale zdrowy dystans do siebie i poczucie humoru są konieczne. Uśmiech pomaga pokonać pokusę agresji, dźwigać ciężar obowiązków, daje poczucie wolności. Nie może go zabraknąć w Kościele.

Powód do śmiechu daje nam Bóg

Na kartach Biblii uśmiech pojawia się pierwszy raz w historii Abrahama. Sara ma już 90 lat, a Abraham 100, kiedy anioł Jahwe zapowiada, że za rok będą mieli upragnionego syna. Zarówno Abraham, jak i Sara reagują na tę obietnicę śmiechem (por. Rdz 17,17; 18,12). To wyraz niedowierzania. Gdy Bóg zauważył ten uśmiech, Sara ze strachu zaprzecza: „Nie śmiałam się”. Ale Pan mówi: „Przeciwnie, śmiałaś się”. Motyw uśmiechu powraca już po urodzeniu syna Izaaka. Sara mówi tym razem tak: „Powód do śmiechu dał mi Bóg. Każdy, kto się o tym dowie, śmiać się będzie z mej przyczyny” (Rdz 21,6). Imię Izaak oznacza po hebrajsku „Bóg się śmieje”. Można by dodać, że On zawsze się śmieje ostatni.

Tę biblijną historię można uznać za wprowadzenie w teologię uśmiechu. „Śmiech Sary stanowi prototyp śmiechu biblijnego, ale także po prostu śmiechu ludzkiego. Sara stała się matką śmiejących się…” – pisze Benjamin Boisson. I nam czasem może wydawać się, że Bóg robi sobie z nas żarty (bezpłodna staruszka będzie mieć dziecko). Ale ostatnie słowo należy zawsze do Boga. Rzeczy niemożliwe stają się rzeczywistością. Łaska przekracza ludzkie kalkulacje. Kiedy się o tym przekonujemy, pojawia się szczera radość z cudownego działania Boga, w którym mieści się także śmiech z własnej niewiary. Sara widziała odtąd zawsze w Izaaku uśmiech Boga i chciała nim dzielić się z całym światem. Czy każda z łask, które otrzymujemy co dnia, nie jest takim Bożym uśmiechem?
 

Biblia mówi także o innym rodzaju śmiechu. Stary Testament ma dwa słowa na określenie śmiechu: „sahak” (od którego pochodzi imię Izaak) oznacza dobrą jego odmianę, natomiast słówko „laak” odnosi się do wersji szyderczej, złośliwej. W księgach prorockich i w Psalmach często pojawia się motyw „wyśmiewania” pobożnych przez złoczyńców. „Lecz kiedy się chwieję, z radością się zbiegają, przeciwko mnie się schodzą (…) napastują i szydzą ze mnie” (Ps 35,15-16). Starotestamentalni mędrcy przestrzegają przed śmiechem głupców (por. Syr 27,13). Pojawiają się także gorzkie uwagi o kruchości ziemskich radości: „Serce się smuci i w śmiechu, a boleść jest końcem radości” (Prz 14,13). Kohelet, biblijny egzystencjalista, pisze, że „wszystko ma swój czas. I jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem: Jest czas płaczu i czas śmiechu”. Zauważa jednak: „Lepszy jest smutek niż śmiech, bo przy smutnym obliczu serce jest dobre. Serce mędrców jest w domu żałoby, a serce głupców w domu wesela” (Koh 7,3).

Tego typu teksty nie oznaczają bynajmniej potępienia śmiechu jako takiego. Są raczej zwróceniem uwagi, że prawdziwa radość musi mieć swoje źródło w Bogu. Jak powtarza ks. Jerzy Szymik, śmierć siedzi każdemu z nas na karku. Dlatego tylko taka nadzieja, która „radzi” sobie ze śmiercią, może być fundamentem radości. Biblia wie o życiu wszystko. Zna dobrze i opisuje zaskakująco precyzyjnie (Psalmy!) ten tak dziś modny szyderczy śmiech z wielkich wartości podszyty rozpaczą, ten wisielczy humor ludzi bez nadziei, zaprawiony goryczą. Śmiech bez Boga często zamienia się w śmiech wymierzony przeciwko Niemu. Bywa natrząsaniem się ze Stwórcy, z którego najpierw robi karykaturalny obraz, a potem obwinia o wszelkie ludzkie nieszczęścia.

Dowodem na biblijne poczucie humoru jest Księga Jonasza. Ta starotestamentalna przypowieść jest w całości przyprawiona lekką ironią wobec proroka, który uparcie trzyma się swoich ciasnych wizji Boga. Nie cieszy się z nawrócenia Niniwy, nie dostrzega Bożego miłosierdzia. Oburza się z powodu uschniętego krzewu rycynusowego, który pozbawił go cienia. Pan mówi wtedy do niego: „Tobie żal krzewu, którego nie uprawiałeś i nie wyhodowałeś, który w nocy wyrósł i w nocy zginął. A czyż Ja nie powinienem mieć litości nad Niniwą, wielkim miastem, gdzie znajduje się więcej niż sto dwadzieścia tysięcy ludzi” (Jon 4,10). Hm… Czy nie przypominamy często Jonasza? Pan Bóg chyba nieraz uśmiecha się, słuchając naszego zrzędzenia.

Czy Jezus się śmiał?

Żaden z ewangelistów nie mówi wprost o śmiechu Chrystusa. Ale widzimy Go jako człowieka, który podlega zwykłym, ludzkim emocjom. Bywa zmęczony, zdenerwowany, smutny, radosny, wzruszony do głębi. Mowa jest o tym, że miłował Martę, Marię i Łazarza. Często, zwłaszcza w momencie powołania, pojawia się w Ewangeliach zdanie, że Jezus spojrzał na kogoś. Bogaty młodzieniec poczuł na sobie kochający wzrok Zbawiciela. Kiedy Pan mówi do apostołów: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie”, a potem bierze je w objęcia, kładzie na nie ręce i błogosławi (por. Mk 10,14-16), trudno wyobrazić sobie Jego twarz bez uśmiechu. Do uczniów powracających z ewangelizacji mówi: „Cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie”. A wypowiadając te słowa, sam „rozradował się w Duchu Świętym”. „Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie” (Łk 10,20-23) – słyszą uczniowie. Skoro Jezus płakał (nad grobem Łazarza, nad Jerozolimą), więc pewnie i śmiał się. Bo przecież śmiech i płacz są czymś, jak pisze poeta, arcyludzkim, „właściwie się nie różnią”, „są znakiem i skutkiem zachłystywania się życiem, więc znaczą wiele”.

Jezus jak każdy pobożny Żyd modlił się psalmami. Tam bardzo często występuje motyw radości. Ponad 40 psalmów ze 150 mówi o radości. „Sławcie Boga z radością, wszystkie ziemie” (Ps 66,1). „Rozradują się moje wargi, gdy będę Ci śpiewał” (Ps 71,23). Może najbardziej wymowne w tym kontekście są słowa Jezusa z Ewangelii św. Jana: „To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna” (15,11). Czym jest ta radość Jezusowa? Jej źródłem jest On sam, który obiecuje przemianę łez smutku w łzy szczęścia – „smutek wasz zamieni się w radość”. To obietnica ostatecznego spełnienia, pełni życia. „Proście, a otrzymacie, aby radość wasza była pełna” (16,24).

Podobnie jak w Starym, i w Nowym Testamencie pojawiają się przestrogi przed śmiechem pustym, bazującym na pokładaniu ufności w ziemskich podróbkach szczęścia. „Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie” (Łk 6,25). To „biada” przeciwko śmiejącym się trzeba odczytać w kontekście pozostałych trzech. Jezus mówi bowiem także: biada bogatym, sytym i chwalonym. Powtarza się więc w Nowym Testamencie rozróżnienie między dobrym i złym śmiechem.

Święty, czyli radosny

Książka i film „Imię róży” utrwaliły w popkulturze karykaturalny obraz mnicha. Benedyktyni w powieści Umberta Eco umierają po przeczytaniu zakazanej księgi, którą jest dzieło Arystotelesa poświęcone komedii. Przesłanie jest więc takie: śmiech jest czymś nie do pogodzenia z życiem zakonnym, jest w gruncie rzeczy niekatolicki. Nad śmiechem czai się potępienie inkwizytora. Trzeba przyznać, że tu i ówdzie taki stereotyp funkcjonuje wśród samych katolików. Jest on z gruntu fałszywy. O biblijnych argumentach była już mowa, sięgnijmy do kilku przykładów z historii Kościoła.

Znajdziemy w niej mnóstwo świętych, których życie pełne jest humoru i zdrowego śmiechu. Ojcowie pustyni, słynący z radykalnej ascezy, zostawili po sobie między innymi tzw. apoftegmaty, czyli krótkie sentencje i opowiadania. Sporo w nich znajomości nie tylko teologii, ale i ludzkiej natury. Wiele przykładów mądrości podanej ze sporą dozą humoru, z jakąś lekkością. Na przykład abba Hilarion powiedział pewnego dnia: „Być smutnym to jakby myśleć bez ustanku o sobie samym”.

Patronem chrześcijańskiej radości mógłby być z powodzeniem św. Franciszek. Żartował chętnie z siebie i z innych. „Kwiatki św. Franciszka” to słynny zbiór opowiadań z życia Biedaczyny, w których dominuje ów cudowny, łagodny, mądry rodzaj humoru płynący z faktu pogodzenia się z Bogiem, bliźnimi, światem stworzonym. Św. Tomasz Morus, który z powodu wierności Kościołowi został ścięty z rozkazu Henryka VIII, zachował dobry humor, nawet idąc na szafot. Poprosiwszy kata o pomoc w wejściu na miejsce egzekucji, powiedział do niego: „Z powrotem dam sobie radę sam”. I dodał: „Moja głowa należy do króla, lecz uważaj na brodę, by jej nie uszkodzić”. Ów święty Anglik jest autorem modlitwy o łaskę pogody ducha, w której padają i takie słowa: „Panie, obdarz mnie zmysłem humoru. Daj mi łaskę rozumienia się na żartach, abym zaznał w życiu trochę radości, a i innych mógł nią obdarzać”.

Św. Teresa z Avila, jedna z największy mistyczek w dziejach, znana była z ciętego języka. Podczas pewnej męczącej podróży zraniła się w nogę. Zawołała: „Panie, po tylu cierpieniach jeszcze tego brakowało”. W odpowiedzi usłyszała: „Nie wiesz, że w taki sposób traktuję przyjaciół!?”. Teresa odrzekła z przekąsem: „Mój Boże, to dlatego masz ich tak niewielu!”. Święty Filip Neri uchodzi za największego wesołka wśród świętych. Ten niezwykły duszpasterz Rzymu, nawracający biedotę i zamożnych kardynałów, uwielbiał żarty i nie stronił od robienia z siebie błazna. Pewnego dnia na ważnym zebraniu pojawił ogolony tylko na połowie twarzy. Nakłuwał nadęte balony klerykalnej próżności, której w Rzymie nie brakowało. Sięgając bliżej naszych czasów, pomyślmy o słynnym poczuciu humoru dobrego papieża Jana XXIII czy naszego Jana Pawła II, który uśmiechem i żartem podbijał serca tak wielu.

A jak to wygląda dziś w naszych kościołach, parafiach? Czy jest w nich miejsce na humor? Pomyślmy o uroczej postaci Don Camilla i jego bezcennych dialogach nie tylko z lokalnym komunistą, ale także z Ukrzyżowanym. Księża mają swój specyficzny świat. Można z tego szydzić, ale można się także śmiać w sposób czysty, życzliwy. A my, sami księża, czy potrafimy się śmiać z siebie? W ogłoszeniach parafialnych raz po raz pojawiają się zabawne fragmenty. Choćby takie: „Chór seniorów przerwie swoją działalność na okres lata. Podziękowania od całej parafii”; „W przyszły czwartek o godzinie 17.00 odbędzie się spotkanie grupy matek. Panie, które chciałyby się w niej znaleźć, są proszone o kontakt z proboszczem”; „Drogie panie, nie zapomnijcie o kiermaszu na cele dobroczynne. To dobra okazja do pozbycia się z domu niepotrzebnych rzeczy. Weźcie ze sobą mężów”.

O śmiechu na poważnie

„Panie, chroń nas przed świętymi, którzy są ponurzy, poważni i posępni” – modliła się św. Teresa Wielka. Nie chodzi bynajmniej o to, aby szczerzyć zęby w reklamowym uśmiechu zgodnie z hasłem „keep smiling”. „Komizm chrześcijański jest radością Chrystusowego zmartwychwstania, radością wielkanocnej Dobrej Nowiny. Poza smutkiem, trwogą czy nawet odrazą do życia w każdym człowieku, a zwłaszcza ochrzczonym, kryje się siła będąca cechą typowo ludzką: szczera radość. Drzemie śmiech stłumiony lub głośny, śmiech pod sutanną lub na ambonie, śmiech w parafii lub w pracy. Słowem: wszędzie pulsują wszelkie jego formy, które oddają cześć Bogu i są Mu miłe” (B. Boissin).

Taki śmiech nie ma nic wspólnego z szyderczym śmiechem nikczemników z Biblii, z sarkazmem, z pustką. Humor chrześcijański ma w sobie jakąś łagodność, zachwyt życiem, a ostatecznie bazuje na nadziei, że to, co mówi nam wiara, jest prawdą. Paradoksalnie właśnie spojrzenie na Ukrzyżowanego, na Baranka, który zabity, żyje, pozwala nam odnaleźć radość. Ponieważ On żyje, wiemy, że kiedyś nasz płacz się skończy i zostanie przemieniony w śmiech. A więc śmiejmy się z siebie (można poćwiczyć przed lustrem), śmiejmy się do siebie nawzajem, śmiejmy się do Boga. Bo On co dnia rozpromienia swoje oblicze nad nami. A jak mówi bł. Matka Teresa: „Nasza radość to najlepszy sposób głoszenia chrześcijaństwa”.

Korzystałem z książki: Benjamin Boisson, Uśmiech Pana Boga, Warszawa 2011.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.