Życiowa litania

Krzysztof Król

Gość Zielonogórsko-Gorzowski 25/2014 |

publikacja 19.06.2014 00:15

Duchowa przystań. Wielu ludzi, którym wydaje się, że nie ma już  dla nich ratunku, w Rokitnie często w ostatniej chwili chwyta się koła ratunkowego. I razem z Maryją płyną do portu.

„Przewodniczko pielgrzymów” przez codzienne życie, módl się za nami Krzysztof Król /GN „Przewodniczko pielgrzymów” przez codzienne życie, módl się za nami

WRokitnie cuda działy się nie tylko przed wiekami. Ludzie przyjeżdżają tu ze swoimi prośbami i modlą się słowami litanii: „Matko do opamiętania wzywająca”, „Matko nad dziećmi płacząca”, „Matko pięknej miłości”, „Matko poszukujących drogi życia”, „Matko sierot i rozbitych rodzin”, „Matko zagubionych”. A Matka Boża wyprasza wciąż wiele łask, m.in. zdrowia, potomstwa, trzeźwości, pojednania, a przed wszystkim nawrócenia. Niektóre z nich opisuje książka pt. „Zwycięstwo przez Maryję”, która została wydana specjalnie na 25. rocznicę koronacji cudownego obrazu Matki Bożej Cierpliwie Słuchającej przez duszpasterstwo trzeźwości i będzie dostępna w Rokitnie. Swoim świadectwem postanowili podzielić się gorzowscy małżonkowie: Janusz i Teresa. – Moja świętej pamięci kochana mama na kolanach codziennie prosiła Maryję o łaskę nawrócenia dla mnie i o trzeźwość mojego męża. W pokoju miała ołtarzyk z Matką Bożą. Przez wiele lat w każdy wtorek modliła się w katedrze w intencji trzeźwości, jeździła też do Rokitna. Cały czas prosiła, prosiła… – mówi pani Teresa z Gorzowa Wlkp. – W tym roku minęło 13 lat trzeźwości mojego męża. Dziękuję Matce Bożej za to, że właśnie w Rokitnie zaczęło się moje nowe życie, powrót do kościoła, do wiary. Dzisiaj jestem szczęśliwa, że mogę razem z mężem przystępować do Komunii św. – dodaje.
 

Matko o trzeźwość zatroskana

Janusz z Gorzowa Wlkp. swój pierwszy kontakt z alkoholem miał w wieku 16 lat. – Bardzo szybko poczułem, że jest doskonałym lekiem na moją nieśmiałość. Powoduje rozluźnienie i poczucie akceptacji w środowisku dorosłych osób. Dziś myślę, że wchodząc w dorosłe życie, już byłem uzależniony od alkoholu. To on kierował moim postępowaniem. Powtarzałem często, że sam sobie dam radę, przestanę pić, kiedy będę chciał. Mówiłem sobie: „Mam silną wolę i to ja decyduję: pić, czy nie”. Ale tak nigdy się nie stało – przyznaje szczerze pan Janusz. – Piłem 35 lat i wydawało mi się, że piję normalnie jak wszyscy. Porównywałem się do innych. U siebie nie widziałem problemu. Zawsze uważałem, że jestem lepszy. Miałem komfort picia: była rodzina, pieniądze, praca. Byłem dobrze ubrany, zawsze ogolony. Nie leżałem jak jakiś menel pod płotem – opowiada.

Najbliżsi bardzo cierpieli, ale on nie dostrzegał problemu. Problem z alkoholem w małżeństwie Janusza i Teresy trwał 25 lat. Pani Teresa nie myślała jednak o rozwodzie, ale o tym, jak zmienić swojego męża. – Moja mama wychowała mnie w duchu katolickim i małżeństwo było i jest dla mnie zawsze świętością. Nie myślałam o odejściu od męża, mimo że nie chodziłam wtedy do kościoła. Kochałam go i zawsze wierzyłam, że będzie lepiej. Jak był trzeźwy, to był do rany przyłóż – opowiada żona.
 

Matko do Boga wiodąca

Wyjścia z sytuacji zaczęła szukać najpierw pani Teresa, która poszła na spotkanie grupy Al-Anon, czyli wspólnoty ludzi, którzy mają lub mieli bliski kontakt z osobą uzależnioną od alkoholu. – Poszłam tam, bo chciałam uzdrowić mojego męża, a okazało się, że ja też potrzebuję pomocy. Dowiedziałam się, że nie mam wpływu na drugiego człowieka, mogę zmieniać tylko sie- bie i swoim postępowaniem wpływać na otoczenie oraz atmosfe- rę w domu – wyjaśnia pani Teresa.

W 2001 roku uzależnienie pana Janusza się nasiliło. Sam nie był w stanie rozwiązać tego problemu. – Bardzo się wystraszyłem, że moje życie może się zakończyć. Lęk i strach przed taką wizją spowodował podjęcie decyzji o całkowitej abstynencji. Tylko nie wiedziałem, jak to zrobić! Przy pomocy mojej żony trafiłem na detoks. Następnie na terapię w Ciborzu. Po zakończeniu terapii nie wierzyłem i nie wyobrażałem sobie, że mogę przestać pić. Alkohol był skuteczny na moje radości, smutki i codzienne życie – mówi pan Janusz. – Z wielkim oporem zacząłem uczęszczać na mityngi. Tam usłyszałem świadectwa osób, które zmieniły swoje życie i zostały uzdrowione z choroby alkoholowej poprzez powrót do Boga. Nie wierzyłem w te cudowne uzdrowienia. Był nawet taki moment, że myślałem o powrocie do picia – przyznaje szczerze pan Janusz.

Kluczem do przemiany oboj- ga małżonków była wiara. – Nawet nie wiem, kiedy oddaliłem się od Boga. Żyłem, jakby Go nie było. Były momenty, kiedy zwracałem się do Niego o pomoc, ale szybko zapominałem i dalej żyłem swoim życiem. Pan Bóg jednak nigdy mnie nie opuścił i ciągle był przy mnie – zwierza się mąż, który chodził na mityngi, ale któremu wyraźnie czegoś brakowało. Za namową kolegów w końcu pojechał na rekolekcje trzeźwościowe do Rokitna. – Pojechałem sprawdzić, czy Bóg pomaga i jest w stanie zmienić moje życie. W sanktuarium Matki Bożej Cierpliwie Słuchającej na kolanach płakałem i prosiłem Matkę Bożą o pomoc w uzdrowieniu mnie z uzależnienia od alkoholu. Błagałem o łaskę powrotu do Boga oraz siłę i błogosławieństwo na nowe życie. To, co się wydarzyło, było wielkim przeżyciem, którego nigdy nie zapomnę. To łaska i cud! Dzięki łasce Bożej uwierzyłem, że mogę podnieść się z dna i upadku. Uwierzyłem, że Bóg pragnie mojego dobra i pomoże mi wytrwać na drodze, którą zdecydowałem się iść – mówi pan Janusz. – Już na pierwszych rekolekcjach zafascynowałem się tymi ludźmi, tą atmosferą. Były pierwsze rekolekcje, potem drugie i kolejne, i kolejne. Pytałem się kolegów, jak przywieźć do Rokitna moją żonę – dodaje.

To jednak nie było łatwe. – Chodziłam do kościoła najwyżej raz w roku. Żyłam po swojemu, na bakier z przykazaniami. Nie dbałam też o wychowanie moich dzieci po katolicku. Napomnienia mojej mamy, która całe życie modliła się o moje nawrócenie, traktowałam z lekceważeniem – wyznaje szczerze pani Teresa. – Mój mąż po trzech miesiącach abstynencji trafił do Rokitna na rekolekcje trzeźwościowe. Wrócił z nich wyciszony, spokojny, odmieniony. Opowiedział o swoich przeżyciach na rekolekcjach i wspomniał, że następnie chce jechać do Częstochowy, Lichenia i znów do Rokitna. Pomyślałam wtedy, że chyba zwariował. Przestał pić, teraz tylko Kościół. Tak wtedy rozumowałam – kontynuuje.

W końcu sama trafiła do Rokitna. Wszystko dzięki mężowi. – Pamiętam, jak mój mąż zadzwonił do mnie z rekolekcji i powiedział, że chce, abym przyjechała. Powiedziałam: „W żadnym wypadku!”, ale mój mąż uparł się i powiedział, że przyjeżdża po mnie. Przyjechał i pojechałam z nim – wspomina pani Teresa. – Nie zapomnę tych rekolekcji do końca życia. Całe przepłakałam. Moje uszy i oczy zostały otwarte. Zaczęło do mnie docierać każde słowo Ewangelii. Całe moje życie zostało przewartościowane. Zaczęłam co niedzielę uczęszczać na Msze św. i słuchałam, słuchałam… Wcześniej nigdy przez głowę by mi nie przeszło, że podziękuję za chorobę mojego męża, bo dzięki niej ja wróciłam do Kościoła – dodaje.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.