Trzy dekady łaski

Agnieszka Napiórkowska
; GN 23/2014 Łowicz

publikacja 13.06.2014 05:50

Ile osób przewinęło się przez tę wspólnotę, trudno zliczyć. Dla jednych była to duchowa podróż pociągiem osobowym, dla innych – pospiesznym bądź dalekobieżnym. Bez względu na czas spędzony w „składzie”, którego maszynistą i zawiadowcą był Duch Święty, pasażerowie zgodnie potwierdzają, że była to jedna z najważniejszych i znaczących podróży w ich życiu.


Z okazji jubileuszu 30-lecia w parafii została odprawiona uroczysta Msza św. dziękczynna Monika Augustyniak /GN Z okazji jubileuszu 30-lecia w parafii została odprawiona uroczysta Msza św. dziękczynna

Przy ul. Floriana w Skierniewicach, tuż obok kościoła św. Jakuba, stoi stary, niezbyt duży, drewniany budynek. Mimo że czasy świetności dawno ma już za sobą, a od lat jego ściany nie miały bliższego spotkania z ręką malarza, dla wielu osób pozostaje miejscem niezwykłym. Otoczony krzakami i wysoką trawą, przypomina czasy, w których ponad 150 osób wzywało tu Ducha Świętego, obficie rozlewającego swoje dary na zebranych. Ale nie o budynku, a o Duchu mowa. W tym roku mija 30. rocznica powstania bodaj najstarszej w diecezji wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym – „Apostoła”. Z okazji jubileuszu w parafii św. Jakuba w połowie maja odbyła się uroczysta Eucharystia dziękczynna, a na dniach planowane jest spotkanie osób przez lata związanych z tą wspólnotą.


Wspólnota, nie koszary


– Mimo że od pierwszych spotkań „Apostoła” minęło już 30 lat, do dziś pamiętam jego początki – mówi Iza Kowalska, jedna z pierwszych członkiń wspólnoty. – Wszystko zaczęło się od małej grupy młodzieży, która razem z ks. Mirkiem Nowosielskim odwiedzała osoby starsze i chore. Naszym zadaniem było umilić im czas, zająć rozmową i zachęcić do wspólnej modlitwy. Potem Gosia i Lidka zwróciły się do Zygmunta Nowosielskiego z pytaniem, czy nie poprowadziłby jakiejś wspólnoty modlitewnej. Zygmunt się zgodził. Zaproponował, by była to grupa Odnowy w Duchu Świętym i tak to się zaczęło – wspomina Iza, od początku należąca także do scholi, która – po różnych przeobrażeniach i zmianach liderów – przetrwała do dziś jako Zespół Czwarty.


Od początków zawiązywania się wspólnoty, jak wspomina Z. Nowosielski, wszyscy mieli głębokie przekonanie, że zamysł ten jest z Ducha Świętego. – W moim przypadku powstanie grupy zbiegło się z końcem studiów – wyjaśnia Zygmunt. – Na różne sposoby próbowałem nie pójść do wojska, które wtedy – jak wiadomo – było miejscem indoktrynacji komunistycznej. Zanim złożyłem książeczkę wojskową, modliłem się o rozeznanie drogi. Wtedy dostałem słowo, które mówiło o tym, że Bóg potrzebuje mnie do innej służby. Później zrozumiałem, do czego zostałem zaproszony. Po złożeniu książeczki okazało się, że nie wpisano mi w niej przydziału do żadnej jednostki. Kiedy dopytywałem, dlaczego, usłyszałem, że znajduję się na liście osób przeznaczonych do rezerwy. Prośba dziewczyn o założenie wspólnoty była dla mnie znakiem, że zamiast w koszarach, Bóg chce mnie we wspólnocie.


W 1993 roku przed wakacjami odbyło się kilka spotkań. Nowa wspólnota zyskała przychylność ks. proboszcza Jerzego Wasiaka, a także ks. Krzysztofa Wojny, ówczesnego wikariusza. W miarę możliwości w spotkaniach uczestniczył także ks. Mirek. W końcu sierpnia 11 osób wzięło udział w pierwszych Rekolekcjach Ewangelizacyjnych Odnowy (REO). Od tego czasu wszystko zaczęło nabierać rozpędu.


– Przez pewien czas nie mieliśmy nazwy. Na jedno ze spotkań każdy miał przygotować propozycję. Wszystkie były pobożne, poprawne i grzeczne. Niektóre nawet się dublowały, ale ciągle było jakieś „ale”. Po modlitwie Piotr Broniarek przyznał, że miał światło, iż powinien to być „Apostoł”. Kiedy wypowiedział tę nazwę, wszyscy uznaliśmy, że jest to strzał w dziesiątkę – wspomina Z. Nowosielski.


Salka wzrostu


W czasach największego rozkwitu wspólnoty w spotkaniach modlitewnych uczestniczyło ponad 150 osób. Żeby zająć miejsce siedzące, wielu z nich przychodziło trochę wcześniej. Ducha Świętego wzywali uczniowie ostatnich klas szkoły podstawowej, licealiści, studenci, a nawet kilka osób starszych. Jedną z nich był Zygmunt Owczarek, który – bez względu na okres liturgiczny – zawsze na ustach miał słowo „Alleluja!”. Z roku na rok wspólnota angażowała się w coraz więcej dzieł. Dbała o oprawę jednej z niedzielnych Eucharystii, prowadziła modlitwę wstawienniczą, czuwania pierwszopiątkowe i przed zesłaniem Ducha Świętego. Ponadto przygotowywała jeden z ołtarzy na Boże Ciało. Osoby ze wspólnoty zajmowały się prowadzeniem grupek dzielenia nie tylko we wspólnocie, ale także w szkołach. Starsi członkowie stanowili również kadrę animatorską podczas obozów letnich w Mikaszówce.


Podanie dziś liczby osób, które we wspólnocie uczyły się modlitwy i poznawały żywego Boga, stwarza niemałą trudność. Szacuje się, że w samym REO wzięło udział ponad 500 osób. Osobista relacja z Bogiem, a także zawiązane przyjaźnie to dobro, na które wskazują wszyscy dawni i obecni członkowie „Apostoła”.
– To były niezwykłe czasy – wspomina I. Kowalska. – Mimo że moja nieśmiałość kazała mi na początku trzymać się nieco z boku, w tym miejscu rozwinęłam skrzydła. Pojechałam na REO, grałam na gitarze, śpiewałam w scholi. Zawiązałam przyjaźnie, które trwają do dziś. Właśnie we wspólnocie, nauczyłam się rozmowy, pracy nad sobą. Tam przygotowywałam się do małżeństwa i tam uczyłam się pewnej kultury duchowej. To były niezwykłe lata. Mimo że mieliśmy jeden sweter, jedne spodnie i stare buty, czuliśmy się szczęśliwi. Kościół był wówczas naszym domem, a Duch Święty – kierownikiem – wspomina Iza.


Ziarenko z mocą


Ci, którym dane było choć na chwilę zakotwiczyć we wspólnocie, zgodnie potwierdzają, że był – a dla tych, którzy nadal w niej są, jest – to czas wzrostu, służby i zaprzyjaźniania się z Bogiem i ludźmi. – „Apostoł” miał wpływ na całe moje życie. Zostałam w nim wyposażona w coś w rodzaju szkieletu moralnego – podkreśla Anna Juraś, która do wspólnoty przyszła w czasie, gdy bardzo potrzebowała akceptacji. – Tam ją znalazłam. Wówczas wiele rzeczy wydawało mi się czarno-białymi. Taki radykalizm zachęcał do wysiłku. Dziś wiem, że Bóg kocha nas bez względu na wszystko, ale wiem też, że z Jego pomocą możemy wiele przetrwać i wyrwać niejedną morwę z korzeniami. Tym, nad czym często się zastanawiam, są niesamowite relacje z ludźmi. Bez względu na to, ile lat się nie widzieliśmy, ciągle mamy do siebie zaufanie. Spotykając się po latach, rozmawiamy tak, jakbyśmy ostatni raz widzieli się wczoraj. Z koleżankami z klasy takiej prawidłowości nie zauważam. No, ale z nimi nie przeżyłam tylu wspaniałych chwil i wzruszeń – wspomina Ania, którą za czasów „Apostoła” wujek straszył, że przez to, że należy do wspólnoty, nie dostanie się na studia.


– Takie to były czasy – wtrąca Robert Miklaszewski, który zawsze chętnie angażował się nie tylko w życie religijne, ale i akcje patriotyczne. – Nie mam wątpliwości, że odwagę do takich działań wyniosłem ze wspólnoty. Mając swój styl, byłem tam akceptowany. Wiedziałem też, że Bóg nade mną czuwa, a walka w słusznej sprawie ma sens. Na początku najważniejsi byli dla mnie ludzie. Z czasem Bóg zajął pierwsze miejsce. Gdyby nie „Apostoł”, nie wiem, jak potoczyłoby się moje życie. Ciągle mam poczucie, że zasiane wówczas ziarno kiełkuje i ma moc. To, że tymi ziarnami Duch Święty obdzielił wiele osób, sprawia, że istnieje spora grupa ludzi, którzy się rozpoznają, mogą na siebie liczyć. I to jest niezwykłe.


Dziś, mimo że w spotkaniach nie uczestniczą tłumy, „Apostoł” nadal jest miejscem wzrostu dla wielu osób. Wśród jego członków są tacy, którzy związani są z nim 30 lat. Pamiętając swoją młodość, z zachwytem patrzą na swoje dzieci i nowe pokolenie, które – tak jak oni kiedyś – otwiera się na Ducha Świętego, otrzymuje Jego dary i zaczyna nimi posługiwać.
– Od zawsze ważne było dla mnie to, że w „Apostole” są osoby starsze ode mnie – wtrąca Monika Sawicka. – Przy nich dokonało się moje nawrócenie. Ich świadectwo to nie tylko słowa. To, co mówią, widzę w ich życiu. Widzę też, jakie owoce przyniosło to w ich dzieciach. Ich przykład jest lampą dla mojego małżeństwa i podpowiedzią, jak prowadzić własne dzieci.

TAGI: