Przyjaciel czy wróg?


ks. Jacek Stryczek
; GN 23/2014 Kraków

publikacja 10.06.2014 06:00

Oczywiście piszę ten tekst z pozycji księdza. Niedawno jedna z moich znajomych opowiadała mi historię sprzed lat.


Przyjaciel czy wróg?
 Henryk Przondziono / Agencja GN ks. Jacek Stryczek

Chciała spisać protokół przedmałżeński. Tyle tylko, że czasy były trudne i nie była w stanie dostosować się do czasu funkcjonowania kancelarii parafialnej ze względu na swoją pracę. Ksiądz proboszcz, słysząc prośbę o spotkanie w innym terminie, a najchętniej w niedzielę, fuknął tylko i poszedł sobie. Znajoma powalczyła nieco (poprosiła wikarego) i udało się. Ale ktoś inny, widząc agresywne zachowanie księdza, powiedział, że jeśli tak, to będzie siedział „na bachę”. Dopiero po jakimś czasie ksiądz proboszcz wysłał do niego ministranta z informacją, że pomoże przy ślubie.

Moja znajoma, osoba bardzo wierząca, opowiada dalej: „Bo wie ksiądz, przecież nie na co dzień chodzi się do księdza, można być zdenerwowanym, nie wiadomo, jak się zachować”. Rozumiem, co chciała powiedzieć: Człowiek stara się, ale może mu nie wyjść.
To teraz z drugiej strony. Jako ksiądz, mam za zadanie pomagać grzesznikom w nawróceniu, w tym, aby stawali się lepsi. Więc na przykład w konfesjonale, niezależnie od tego, co słyszę, chcę zrozumieć. Tak samo w kancelarii, w wielu innych sytuacjach. Chociaż nie rozumiem człowieka, który do mnie przychodzi, uważam, że powinienem wydobyć z niego dobro.

„Nie rozumiem” może też oznaczać, że ten człowiek mnie wkurza. Zakładam jednak, że spotykamy się w dobrej wierze. I – co ciekawe – w 90 proc. przypadków okazuje się, że razem mamy sukces. Dogadaliśmy się. Ale jest też to 10 proc. Wtedy można jedynie sporządzić „protokół rozbieżności”.

TAGI: