Legendy, rocznice, wspinaczka

ks. Włodzimierz Lewandowski

Od zawsze byłem zwolennikiem czytania i pisania między wierszami. Kawa na ławę to lekceważenie inteligencji czytelnika.

Legendy, rocznice, wspinaczka

 

Przeglądanie wiadomości jest zajęciem mogącym przyprawić o depresję. Sączący się jad, coraz więcej słownej agresji, brak miejsca na niedopowiedzenie, tajemnicę człowieka, wszystko to wywołać musi przynajmniej zniesmaczenie. Niekiedy wręcz pytanie o korzenie takich postaw, często mylnie nazywanych chrześcijańskimi. Czytam i myślę sobie: przecież kiedyś (jeśli wierzysz w Boże miłosierdzie) staniecie obok siebie i nazwiecie się braćmi. Jak Ananiasz Pawła.

Przypomina się jedna ze starochrześcijańskich legend. O teściowej świętego Piotra. Smucił się bardzo książę apostołów widząc ją w piekle, marudził, zasługi swoje panu Jezusowi wypominał, aż wyprosił ułaskawienie. Widząc zabieraną przez anioła do nieba kilkadziesiąt dusz jej płaszcza się chwyciło, a ta strącać je poczęła. Co dusza odpadła anioł słabł. Przed bramą nieba jedna już tylko sukni teściowej się trzymała, anioł zaś resztę sił dobywał. Kilkanaście metrów do celu brakowało a i tę ostatnią w dół zepchnęła, ale i anioł resztę sił stracił, teściową z rąk wypuściwszy. Wszystko to święty Piotr z Panem Jezusem obserwował. Widzisz – rzekł do Szymona – chciałem…

Mądre te starochrześcijańskie legendy były. Jak przypowieści Jezusowe.. Tylko niech nikt w komentarzu nie każe tłumaczyć się z sensu i celowości użycia powyższej. Od zawsze byłem zwolennikiem czytania i pisania między wierszami. Kawa na ławę to lekceważenie inteligencji czytelnika.

Na szczęście między smoczymi wyziewami agresji i promyki słońca można dostrzec. Przypomniał rano na Twitterze pan Marek Kamiński o przypadającej dziś rocznicy. 29 maja 1953 roku Edmund Hillary zdobył, jako pierwszy człowiek w historii, wraz z Szerpą Tenzingiem Norgayem, szczyt Mount Everest. Mało kto zauważył, że przed czteroma dniami wyczyn powtórzył Bartłomiej Wróblewski z Poznania, tym samym zdobywając, po latach wysiłków, sukcesów i porażek, koronę ziemi. Dobra wiadomość dla wszystkich, którzy jak Pier Giorgio Frassati, za cel życia obrali piąć się wzwyż. Wielu z nich dostrzec można było przed ołtarzem na piekarskim wzgórzu. Też w ostatnią niedzielę. Jeszcze więcej pozostaje w ukryciu, radość czerpiąc nie z rozgłosu, ale z samej wspinaczki.

Dzień przed pielgrzymką do Ziemi Świętej arcybiskup Parolin powiedział, że papież nie jedzie tam jako strona konfliktu. Franciszek pojechał tam, by stanąć po stronie Ewangelii. Być może to jego zdecydowane opowiedzenie się po stronie Ewangelii wprawiło niektórych w konsternację. Raz gdy stanął po murem oddzielającym Betlejem od Jerozolimy, za drugim razem gdy w Jerozolimie zatrzymał się pod pomnikiem ofiar terrorystycznego zamachu.

Stanąć po stronie Ewangelii trudniej niż zdobyć Mount Everest. Możliwe dla mających upodobanie we wspinaczce. Nawet wtedy, gdy pną się obciążeni ciężarem tych, co sami nie dali rady (jak pisał Jalu Kurek – nie wytrzymali ciśnienia wysokości i odpadli od skały) i jak ostatniej deski ratunku chwycili się wspinacza. Byle ten nie zapomniał, że na rękach anioła jest niesiony i że anioł z sił opada z każdym odtrąconym.