Niewidzialna armia

Andrzej Macura

Na ile szabel może liczyć polski Kościół? Mniej istotne, bo nie do walki się szykujemy. Na pewno na całe mnóstwo takich, którzy angażują się w „służbach pomocniczych”.

Niewidzialna armia

Krąg biblijny. „Na tapecie” historia o ustanowieniu przez Apostołów diakonów. I podziw dla szybkiej reakcji tego pierwszego Kościoła na pojawiający się problem sprawiedliwego podziału wsparcia dla wdów „hebrajczyków” i „hellenistów”. Na usta zwykle w takich razach ciśnie się narzekanie. Coś w stylu „oni to potrafili, a my teraz, to”. Ale jak się zastanowić, to wcale nie ma powodu do narzekań. Odwrotnie,  mamy z czego być dumni.

Myślę o polskim Kościele w ostatnich 25 latach. Religia wróciła do szkół. Nagle potrzeba było wielu nowych katechetów. I co? Znaleźli się. Powstało mnóstwo katolickich szkół i przedszkoli. Powstały różnorakie placówki opiekuńcze, jadłodajnie dla ubogich, szpitale, hospicja. Nie zawsze pod szyldem Kościoła, ale często inspirowane wiarą w Chrystusa. Po okresie cenzury mocniej zaistnieliśmy też na rynku medialnym. I nie przespaliśmy powstania nowego medium, jakim jest Internet. O rozwoju różnych ruchów religijnych czy innych inicjatyw duszpasterskich nawet nie ma co pisać, bo i wcześniej działały dość prężnie. Trudno policzyć ilu ludzi wierzących jest w to wszystko zaangażowanych. Za mało?

Oczywiście zawsze mogłoby być lepiej. Nie wszyscy jednak mają dość sił, czasu, a czasem i talentów, żeby się w jakieś dzieło zaangażować. Tacy mogą uczestniczyć i pewnie uczestniczą w dziełach modlitewnych. Ot, angażująca mnóstwo ludzi akcja modlitwy za kapłanów. Odrębna akcja objęcia modlitwą misjonarzy. Adopcja dzieci poczętych, kardynałów przed konklawe, polityków i wiele, wiele innych. W przededniu kanonizacji Jana Pawła Wielkiego aż 55 osób zadeklarowało włączenie się w zainicjowana przez nasz portal „Grupę modlitwy za wstawiennictwem błogosławionego (wtedy jeszcze) Jana Pawła”. Ktoś powie, że to mało, ale to przecież nie jedyna tego rodzaju inicjatywa.

Okazuje się, że mamy w Polsce naprawdę wielką rzeszę zaangażowanych katolików.  Jako Kościół robimy całkiem sporo dobrego. Nie mówiąc już o inspirowanych wiarą takich czy innych konkretnych dobrych czynach pojedynczych osób. Prawda, mamy też wielu letnich chrześcijan, których wiara ani pali ani ziębi. Ale tych zaangażowanych nie jest wcale mało. A gotowych włączyć się w sensowne inicjatywy, choćby tylko modlitwą, jeszcze więcej. Naprawdę, mamy z czego być dumni.