Papież - ale... obciach?

Jan Drzymała

Potrafimy też cieszyć się, jeśli nasi rodacy osiągają wielkie rzeczy w różnych dziedzinach. A świętość i długoletnie kierowanie Kościołem nie może być rozpatrywane w podobnych kategoriach?

Papież - ale... obciach?

Na kilka dni przed kanonizacją Jana Pawła II rozpętała się dyskusja, czy wypada w Sejmie RP podejmować uchwałę o radości z wyniesienia na ołtarze papieża Polaka. Podobno uchwała jest niebezpieczna i może sprawić, że Polska upodobni się do krajów arabskich, w których religia dyktuje prawa. Hmmm... Otóż właśnie dopóki w sejmowych ławach będzie zasiadała przynajmniej garstka osób, które poważnie traktują swoją wiarę, trudno się spodziewać, że ona nie będzie jednym z czynników dyktujących im, jak mają głosować i jak mają myśleć o sprawach państwa. A dopóki w Polsce będą ludzie, którym kwestie wiary są drogie i których jeszcze obchodzą, to  tacy będą starali się wybierać swoich przedstawicieli również według tego klucza. Tak więc czy to się komuś podoba czy nie dopóki żyją w Polsce katolicy, religia będzie w jakiś sposób wpływała na decyzje polityczne. Koniec, kropka. Poza tym nikt mi nie powie, że jak ktoś jest powiedzmy z przekonania marksistą, to dostając się do parlamentu te przekonania zostawia w domu. Bzdura! Ciekawe, że w państwie, w którym głosi się pluralizm i wolność poglądów, jedne są równe, inne równiejsze.

A tak w ogóle to "okołokanonizacyjnych" ciekawostek jest dużo więcej. Podobno uchwała mogłaby naruszyć zasadę o rozdziale Kościoła od państwa. Aha. No to może szkoda, że Jan Paweł II, kiedy przyjeżdżał do rządzącego przez partyjnych aparatczyków kraju, tak luźno trzymał się tej zasady i upominał się o wolność, równość, solidarność. Mało tego, sam fakt, że przyjeżdżał, że spotykał się z Lechem Wałęsą, zwracały uwagę całego świata na to, co się wtedy u nas działo. Ta obecność, pochodzenie, słowa i gesty papieża przyczyniły się do tego, że dziś każdy może swobodnie wypowiadać swoje opinie. Nawet te nieprzychylne papieżowi.

Ciekawe jest też to, jak z niewiedzy można zrobić narzędzie publicystyki. Wystarczy napisać, że tak naprawdę nie wie się, kim właściwie był dla Polaków Jan Paweł II i już jest argument za tym, żeby sprawę kanonizacji bagatelizować. Bo co to dla katolika za różnica, czy papież był Hiszpanem, Polakiem czy Etiopczykiem.

Otóż z chrześcijańskiego punktu widzenia różnicy nie ma żadnej. Ale pytanie brzmi, dlaczego my Polacy kibicujemy naszym nawet wtedy, kiedy wiadomo, że raczej to kibicowanie na niewiele się zda? Potrafimy też cieszyć się, jeśli nasi rodacy osiągają wielkie rzeczy w różnych dziedzinach, a świętość i długoletnie kierowanie Kościołem nie może być rozpatrywane w podobnych kategoriach? To jakiś obciach jest czy jak? Jakoś tego nie czuję.

Czy Jan Paweł II był najwybitniejszym Polakiem XX wieku? Nie zaryzykuję odpowiedzi. Wiem tylko, że gdy wyjeżdża się za granicę (i powtarzają to nawet ludzie wracający z bardzo egzotycznych zakątków świata) na pytanie, skąd jesteś odpowiada się, że z Polski, często słyszy się: "A, z Polski, jak Wojtyła".