SMS-em w proboszcza

ks. Piotr Sroga; Posłaniec Warmiński 16/2014

publikacja 26.04.2014 06:00

Choć większość czasu spędzają poza rodzinną parafią, zawsze podczas pobytu w domu zakładają albę i służą przy ołtarzu.

 Grupa starszych ministrantów z ks. Sławomirem Piniahą Zdjęcia Ks. Piotr Sroga /GN Grupa starszych ministrantów z ks. Sławomirem Piniahą

Księża zwracają uwagę, że coraz trudniej zachęcić dzieci i młodzież do zaangażowania w służbę liturgiczną. Wielość zajęć pozalekcyjnych, brak zaangażowania rodziców w życie religijne i media, które promują postawy bierności – to tylko niektóre z przyczyn tego zjawiska. Gdy się jednak chce, nie ma rzeczy niemożliwych. W wielu parafiach systematyczna praca duszpasterzy i pomysł na formację młodych ludzi przynosi efekty. Parafia pw. bł. Anieli Salawy w Olsztynku istnieje od 18 lat. – Kiedy przyszedłem do Olsztynka, musiałem wszystko organizować od początku. Nie było na przykład ministrantów. Zaczęliśmy budować kaplicę. Prace wzbudziły zainteresowanie mieszkańców przylegającego do kościelnej działki osiedla. Było tam wtedy dużo dzieci, które przybiegały i przyglądały się budowie. W czasie rozmowy wychwyciłem byłych ministrantów i zwerbowałem ich. Na pierwszej Mszy św. byli już pierwsi ministranci. Potem rozmawiałem z chłopakami i zachęcałem do służby przy ołtarzu. Często odbywało się to przed kaplicą – mówi ks. Sławek Piniaha.

Okazji zresztą było wiele: kolęda, przygotowanie do I Komunii św., rozmowy przed kościołem itp. W pierwszym roku było już kilkunastu ministrantów. Były lata, gdy ich liczba sięgała 60. Ks. Sławek przyznaje, że dziś trudniej zachęcić młodych do ministrantury. Są także problemy z wytrwałością w służbie. Ale zawsze ktoś z przychodzącej grupy zostaje. Parafia w Olsztynku doczekała się już starszych ministrantów. Grupa kilku studentów i gimnazjalistów czuje się we wspólnocie jak u siebie w domu. Tworzą nie tylko zgrany zespół liturgiczny, ale są także przyjaciółmi. Spędzanie czasu na próbach i obecność w świątyni nie jest dla nich stratą czasu. Kiedy mówią o kościele i wierze, widać wielką pasję i zaangażowanie. Są trochę jakby z innego świata, w porównaniu z wieloma swoimi rówieśnikami.

Dyżur na ślizgawce

– Ministrantem zostałem w I klasie szkoły podstawowej, 15 lat temu. To było 6 stycznia. Ksiądz proboszcz zaczepił mnie na kolędzie i zaproponował ministranturę. Wcześniej trochę myślałem o tym i po namowie mamy poszedłem do kościoła zapisać się na ministranta. Byliśmy małymi chłopcami i nieustannie w czymś rywalizowaliśmy – wspomina Paweł Deguć, student III roku Akademii Wychowania Fizycznego w Gdańsku. Rywalizacja przeniosła się także w środowisko ministranckie. Oczywiście była ustalona punktacja za obecność na nabożeństwach. Najlepsi dostawali nagrody kwartalne i roczne. Kilku chłopców walczyło o tytuł najlepszego ministranta, co zaowocowało codziennym udziałem w Mszy św. – Pamiętam taki dzień, kiedy na wyjazd do Domu Opieki Społecznej przyszło tak wielu ministrantów, że proboszcz ograniczył liczbę dyżurnych – mówi Paweł.

Paweł Deguć przez wiele lat przygotowywał liturgię i uczył młodszych poszczególnych czynności liturgicznych. – Służba ministrancka dała mi doświadczenie organizacyjne. Myślę, że przyda mi się to, gdy będę nauczycielem. Trzeba będzie przecież kierować młodymi ludźmi. Podczas tych wszystkich lat w służbie liturgicznej doświadczaliśmy także wspólnoty. Działo się to nie tylko przy ołtarzu, ale także w czasie wspólnego spędzania wolnego czasu. Przykładem mogą być grille organizowane przez ks. Sławka. Było zawsze sporo ludzi i nawet jeden z kolegów przynosił sprzęt do odtwarzania muzyki, dzięki czemu mogliśmy potańczyć – opowiada Paweł. Podczas ostatnich 15 lat miało miejsce wiele wydarzeń, które utkwiły w pamięci studenta. Przed jedną z Mszy św. na przykład urządził ze swoim kolegą Mateuszem zawody w ślizganiu się po zamarzniętym stawku. Finał tej zabawy okazał się mokry, gdyż Mateusz wylądował w wodzie i nie mógł służyć przy ołtarzu. Kolegą Pawła jest również Radek Kaczmarczyk, który ma bogate tradycje ministranckie w rodzinie – wszyscy jego bracia byli ministrantami. Pamięta, że jako młody chłopak nie mógł się doczekać, kiedy zostanie dopuszczony do służby przy ołtarzu. Teraz już ma 12-letni staż.

Żak przy ołtarzu

Służba liturgiczna ma też walor formacyjny. Zawsze w człowieku coś zostaje z tych wszystkich kazań, których wysłucha. Jest to ważne szczególnie dla młodych w okresie dorastania. – Dzięki ministranturze moja wiara z biegiem lat była coraz silniejsza. To wszystko pomagało mi w moim prywatnym życiu – stwierdza Paweł. Przyznaje, że nauczył się z ufnością prosić o różne rzeczy. Już jako student modli się o pomyślność na egzaminach, dodatkowo angażując także innych. Do swojego proboszcza z Olsztynka i byłego katechety z Olsztyna wysyła z Gdańska SMS-y z prośbą o modlitwę. Paweł zwraca też uwagę na możliwość poznania wielu ciekawych ludzi w służbie ministranckiej. W parafii zjawia się wielu księży, z którymi można prowadzić ciekawe rozmowy. – Obecnie gdy przyjeżdżam ze studiów, zawsze idę służyć do ołtarza. Wolę być tam, gdzie zawsze byłem – przy ołtarzu – wyznaje Paweł. Wśród starszych ministrantów są przyszłoroczni maturzyści. Michał Czyrak, Szymon Pawlicki, Dawid Szałkowski i Rafał Karpiński – wszyscy chodzą do jednej klasy. Osiemnastolatki nie uważają, aby ich zaangażowanie w parafii wpływało negatywnie na kontakty z rówieśnikami. – Dodatkowo mamy plus u księdza na religii – mówią.

Ich zaangażowanie w życie parafii nie ogranicza się tylko do służby przy ołtarzu. Przykładem jest Jędrzej Lewandowski, który założył i prowadzi stronę internetową parafii. – Moja mama zajmuje się kroniką parafialną i ostatnio wyliczyła, że od momentu powstania naszej parafii 18 lat temu przewinęło się przez nasz kościół 150 ministrantów. A nie są to dane ostateczne – mówi. Obecnie na liście ministranckiej widnieje około 40 nazwisk. Rotacja jest duża, gdyż nie każdy z młodszych chłopców ma dość wytrwałości i motywacji, aby sprostać wszystkim wymaganiom. Ks. Sławek nie jest jednak rygorystą i zawsze stara się dać szansę tym, którzy na jakiś czas odpuścili swoją systematyczność. Starsi ministranci najbardziej przeżywają liturgię Triduum Paschalnego i na ten okres mobilizują wszystkich do udziału w liturgii. Rezerwują sobie czas i poświęcają całe dni na próby. Nie robią tego z przymusu, ale z chęcią. Porównują liturgie tego okresu do teatru. Przy ołtarzu według nich rozgrywa się spektakl, w którym uczestniczą ludzie i Bóg. – Nie chodzi tylko o nasze zaangażowanie i dobrą organizację, ale także uczestnictwo wiernych. Gdy ludzie są bierni, wiele rzeczy traci sens. Przecież wszystko robimy dla Boga i ludzi. Chodzi o to, aby współpracowali z nami – mówi Radek Kaczmarczyk.

Przykład księdza

Sytuacja dzieci i młodzieży zmieniła się znacznie w ostatnim czasie. Coraz trudniej jest przytrzymać chłopaków w służbie ołtarza. Dyżury w tygodniu zanikają, gdyż dzieci są obciążone różnego rodzaju zajęciami dodatkowymi. Ks. Piniaha zauważa również, że to, co było kiedyś atrakcją dla młodego pokolenia, dziś nie przyciąga. Wyjazdy i nagrody nie są dla wszystkich tak atrakcyjne, jak to było przed laty. – Kiedyś spędzaliśmy dużo czasu w gronie kolegów z osiedla na podwórku i na boisku. Ale nie było wtedy komputerów i komórek. Naszym światem były boisko i Kościół – wspomina Paweł Deguć. Czy trzeba wymyślać nieustannie nowe fajerwerki, aby zachęcić młodych do ministrantury? – Nie o to chodzi. Będzie to odbierane tylko jako rozrywka, a nie służba Bogu. Z atrakcjami nie ma co przesadzać. Dużo zależy od rodziców i ich stosunku do Kościoła – mówi Radek Kaczmarczyk. Ci, którzy wyjechali na studia lub do pracy w inne rejony kraju, uczestniczą w liturgii w różnych kościołach. Niosą ze sobą jednocześnie doświadczenie swojej parafii, gdzie panuje rodzinna atmosfera.

– W Gdańsku chodzę w niedziele do różnych świątyń. Ostatnio byłem także na Mszy św. w małej wiosce niedaleko Trójmiasta. Atmosfera była taka chłodna. U nas w Olsztynku wszystko żyje. Jest inaczej. Jest chór, schola, są lektorzy, ministranci – wyjaśnia Paweł. Starsi ministranci z Olsztynka nie maja nic przeciwko temu, żeby i dziewczęta mogły służyć przy ołtarzu. Mówią, że najważniejsza jest dobra motywacja do służby Bogu. – Parafię tworzą ludzie i na nich wszystko się opiera. Jednak bardzo ważna jest rola proboszcza. Kiedy ks. Sławek przyszedł do nas, przyciągnął ludzi swoją postawą. Na wielu zdjęciach w kronice widać, jak sam pracuje przy budowie kaplicy. Nie wstydził się wziąć szpadla w ręce. Na to ludzie bardzo przychylnie patrzyli – mówi Rafał Karpiński. Uważa, iż bliskość kapłana i jego podejście rzutuje na odzew ze strony wiernych.•

TAGI: