Pascha na Syberii

ks. Zbigniew Niemirski; GN 16/2014 Radom

publikacja 26.04.2014 06:00

Jak dla wiernych urządzić Rezurekcję, gdy teren jest kilkanaście razy większy od Polski, a pracuje tam tylko 30 księży?

– My żartujemy, że u nas, na Syberii, jest zimno, a w większej części roku bardzo zimno – mówi z uśmiechem bp Joseph Werth Jakub Szymczuk /GN – My żartujemy, że u nas, na Syberii, jest zimno, a w większej części roku bardzo zimno – mówi z uśmiechem bp Joseph Werth

Kto wie, czy to spotkanie i rozmowa w ogóle by się odbyły, gdyby nie ks. Leszek Hryciuk. Duchowny pochodzi z Łukowa, z tej samej parafii co nasz ordynariusz bp Henryk Tomasik. Ks. Hryciuk od 18 lat pracuje na Syberii. Jest proboszczem parafii większej obszarem niż Polska. Do Radomia, podobnie jak do kilku innych miast Polski, przybył ze swym ordynariuszem, bp. Josephem Werthem. Przyjechali do nas, by mówić o tym, że na tej zimnej klimatycznie, ale pięknej ziemi paląco potrzeba duszpasterzy.

Miejsca dalekie i 10 dolarów

Tam, na Syberii, przestrzeń mierzy się wręcz inną skalą. Kilka lat temu rozmawiałem z pracującym tam księdzem. – Nie czujesz się samotny? – zapytałem. – Skąd – odpowiedział. – Mam kolegę sześćset kilometrów od mojej parafii. Przypomniałem sobie o tamtej rozmowie teraz, gdy mogłem rozmawiać w Radomiu z gośćmi z Syberii. Nieco ponad 20 lat temu, po rozpadzie Związku Sowieckiego, udało się utworzyć na Syberii administraturę apostolską. Z papieskiej nominacji, dokładnie 13 kwietnia 1991 r., duszpasterską pieczę nad tym obszarem i mieszkającymi tam katolikami objął jezuita, ks. Joseph Werth. Miał wówczas 41 lat. Z pochodzenia Niemiec, urodzony w Karagandzie, liczącym pół miliona mieszkańców mieście w Kazachstanie. Do kapłaństwa przygotowywał się na Litwie, wówczas w sowieckiej republice. Sakrę biskupią ks. Werth przyjął z rąk kard. Francesco Colasuonno, wybitnego watykańskiego dyplomaty, który po upadku komunizmu przyczynił się do ponownego nawiązania stosunków dyplomatycznych Polski i Watykanu, a od marca 1990 r. był przedstawicielem Stolicy Apostolskiej w Związku Sowieckim.

– Obszar podległej mi administratury liczył 13 mln kilometrów kwadratowych (około 40 razy więcej od Polski – przyp. red.). Od Uralu do Władywostoku. Odwiedzałem katolickie placówki przede wszystkim samolotem. Wówczas lot z krańca do krańca tego terytorium kosztował około 10 dolarów. Dziś to się znacznie zmieniło – mówi bp Werth. Po ośmiu latach doszło do kolejnej zmiany.

Syberia została podzielona na część zachodnią i wschodnią. Stolicą tej pierwszej został Nowosybirsk, półtoramilionowe miasto, a katolickim ordynariuszem bp Joseph Werth. Mimo podziału to wciąż ogromny obszar z odległościami mierzonymi w tysiącach kilometrów. – Na przykład do Jekaterynburga jest około 2 tys. km. Można tam polecieć samolotem. Czasem, podobnie jak i do innych miejsc, jadę pociągiem. Z zasady odległości do 500 km pokonuję samochodem. Ale są takie miejsca, gdzie można tylko dolecieć. Natomiast w samym Nowosybirsku niejednokrotnie korzystam z metra – mówi bp Joseph.

Wielkanoc bez Eucharystii?

W nowosybirskiej diecezji pracuje 30 księży. Mają pod opieką mniej więcej 200 kościołów i kaplic. Jak w takiej sytuacji zorganizować obchód Wielkanocy? – W Nowosybirsku ważną celebracją jest wieczorna liturgia w Wielką Sobotę. Nie urządzamy jej późnym wieczorem, bo wierni muszą wrócić do domów. Natomiast w samą Wielkanoc sprawujemy Msze św. z procesją rezurekcyjną. Ja przewodniczę liturgii w Nowosybirsku. Księża starają się tak urządzić harmonogram celebracji, by dojechać do wielu kaplic i tam sprawować kolejne wielkanocne liturgie – wyjaśnia biskup. Istotą jest celebracja i dotarcie do możliwie dużej liczby miejsc. Zwyczaje i inne obrzędy schodzą na plan dalszy. – Znam cały i bogaty kształt wielkanocnych obchodów. Poznałem go na Litwie, gdzie przygotowywałem się do święceń kapłańskich. Na Syberii kształt obchodów dyktuje czas, obszar i ogromny brak księży. Jest przecież tyle miejsc, do których oni po prostu nie mają szans dotrzeć… Tam wierni przeżywają Wielkanoc bez Eucharystii. Tylko ci, którzy mają księży na miejscu, mogą przeżywać liturgię całego Wielkiego Tygodnia – mówi biskup.

Katolik na Syberii

Są mniejszością, diasporą, która przybyła tutaj najczęściej na skutek dziejowych burz. Tak jest choćby z Polakami, będącymi często potomkami sybiraków, których w XIX w. skazywano na zsyłkę. – Oni zapisali się w dziejach Syberii jako ci, którzy dali ogromny wkład w kulturę, a często i rozwój nauki tego regionu, a przecież tak wiele przecierpieli i za caratu, i za czasów sowieckich – mówi bp Werth. Jego rodacy w zdecydowanej większości, po upadku ZSRR, wyjechali do Niemiec. Dziś, co ciekawe, najliczniejszą grupę katolików Syberii stanowią Ukraińcy – katolicy i grekokatolicy. – Oni osiedlali się tutaj w latach 70. XX w., gdy odkrywane były wielkie złoża gazu i ropy, i podejmowano ich eksploatację. Trzeba było ludzi, którzy chcieliby się tu osiedlać i pracować. Ówczesne władze zachęcały do tego mieszkańców całego Związku Radzieckiego. Przybywali na te często bezludne tereny i mieszkają tutaj do dzisiaj. Wielu z nich przyjechało z zachodniej Ukrainy.

Byli i są katolikami, czy to obrządku rzymskiego, czy greckokatolickiego. Oni mają rosyjskie obywatelstwo, ale w czasie wakacji jadą na Ukrainę do dziadków i babć, tam, gdzie ich korzenie. Tam na Ukrainie chodzą do kościołów, przystępują do sakramentów. Potem wracają do siebie, na Syberię, i są jakoś przyzwyczajeni, że tutaj brakuje kościołów, nie ma księży, więc nie praktykują. Musimy do nich docierać z naszą pracą duszpasterską i zmieniać ten obraz – opowiada ordynariusz.

Papież jak Mojżesz

– Jan Paweł II to wielki autorytet dla katolików mieszkających na Syberii. On jest Mojżeszem, który wywiódł nas na wolność. Ale nie tylko katolików. Pamiętam rozmowę z przedstawicielem społeczności żydowskiej Nowosybirska. Gdy zobaczył plakat, na którym była fotografia przedstawiająca moją rozmowę z papieżem, zapytał mnie z niekłamanym podziwem: „Naprawdę rozmawiał ksiądz biskup z tym niezwykłym człowiekiem?” – mówi bp Werth. Katolicka społeczność Syberii cieszy się z kanonizacji papieża.

Dla wielu katolików mieszkających na obszarze byłego Związku Sowieckiego ważnym momentem były Światowe Dni Młodzieży w sierpniu 1991 r., które odbywały się w Częstochowie. Wówczas wzięło w nich udział około 100 tys. młodych z terenu ZSRR. Większość z nich przyjechała z obszaru byłych republik nadbałtyckich i Ukrainy. Mniej było tych, którzy wybrali się z głębi Rosji. – To w Częstochowie w 1991 r. po raz pierwszy osobiście spotkałem się z Janem Pawłem II. Było to niezapomniane przeżycie. Gdy obecnie trwają już przygotowania do Światowych Dni Młodzieży w Krakowie w 2016 r., również i my chcemy się w nie włączyć. Zdaję sobie sprawę, że nie będzie nas taka liczba jak wtedy w Częstochowie, ale przecież weźmiemy w nich udział. Cieszy mnie prowadzona w Polsce akcja „Bilet dla brata”, która polega na zbieraniu pieniędzy dla tych, którzy z Rosji zechcą wybrać się do Krakowa. Tymi funduszami wesprzemy jadących na ŚDM. Ale będziemy chcieli, by sami też wnieśli w to jakiś konkretny wkład. Chodzi o to, by wyprawa do Krakowa była pielgrzymką połączoną z ofiarą, a nie turystycznym wyjazdem na zachód – wyjaśnia biskup Joseph.

TAGI: