Bóg chodzi z chorągwią

Monika Augustyniak; GN 16/2014 Łowicz

publikacja 24.04.2014 06:00

- To jest tak, że jak ktoś raz pójdzie, będzie chodził zawsze - zapewnia Grzegorz Legat.

 Pochód chorągwiarzy w Bobrownikach, Parmie,  Placencji i innych miejscach  sięga niepamiętnych  czasów Reprodukcja Monika Augustyniak /GN Pochód chorągwiarzy w Bobrownikach, Parmie, Placencji i innych miejscach sięga niepamiętnych czasów

Wielkanocna tradycja uczy, że w żadnym domu nie może zabraknąć święconki, baranka, jajek w różnej postaci, babki wielkanocnej. Mieszkańcy Bobrownik, Parmy, Placencji, Zielkowic, Arkadii i kilku innych miejscowości zapewniają, że święta wielkanocne nie mogą obyć się bez obchodzenia pól i święcenia domów, dzięki którym Bóg błogosławi na kolejny rok i chroni przed klęskami.

Święta tradycja

Bobrowniki. Noc z niedzieli na poniedziałek wielkanocny. Godzina 3 nad ranem. Większość mieszkańców przekręca się na drugi bok pod ciepłą kołderką, tylko ok. 40 mężczyzn spotyka się na polu, by wyruszyć w ponad 20-kilometrową wędrówkę wzdłuż granic wsi – pól i domostw. Zbiórkę sygnalizuje dźwięk kotła – metalowego bębna obciągniętego skórą. Na czele pochodu idzie chorągiew z wizerunkiem zmartwychwstałego Jezusa. To najstarsza chorągiew w okolicy. Pewne jest, że ma 104 lata, ale możliwe, że pamięta dawniejsze czasy. Chorągiew wymienia się co 50 lat, a w roku, gdy następuje zmiana, w pochodzie uczestniczą dwie. Pierwsza, którą pamiętają mieszkańcy, została spalona, druga – oddana do muzeum w Płocku, a dzisiejszą wyhaftowała Anna Staniszewska. Nikt z mieszkańców nie wie, kiedy zaczął się zwyczaj, w którym mężczyźni swoją pielgrzymką, modlitwą i śpiewem wypraszają łaski na kolejny rok.

Wędrówka niesie ze sobą wiele tradycji. Marsz przerywany jest postojami przy kopcach usypanych na stykach wsi. Tam też zatykana jest i święcona palma wielkanocna, odmawiane litania i modlitwy o plony. Kiedy na trasie spotkają się dwie chorągwie, młodsza kłania się starszej trzykrotnie i przepuszcza ją na drodze. Po obejściu pól mężczyźni udają się na cmentarz i tam odmawiają Litanię do Wszystkich Świętych. Następnie wchodzą do wsi, gdzie na podwórkach witają ich mieszkańcy. Pochód zatrzymuje się przy każdym krzyżu, przed którym chorągiew kłania się trzykrotnie. Całość kończy się ok. południa, a w Niedzielę Miłosierdzia odprawiana jest Msza św. w intencji chorągwiarzy i mieszkańców.

Z dawien dawna

– Mój ojciec chodził z chorągwią, chodzę ja, moi bracia i mój syn także – opowiada Bogdan Bąba z Parmy. – To zwyczaj, który nie pamięta początków, i nie wyobrażam sobie, żeby go zabrakło. Najtrudniejszy był pierwszy raz, bo człowiek był młody, wrócił z imprezy wielkanocnej i chciał się wyspać. Ale od kiedy zacząłem, nie opuściłem ani jednego obchodzenia pól. Mężczyźni, którzy od ponad 30 lat wstają w środku nocy, by – niezależnie od pogody – wędrować kilometrami ze śpiewem i modlitwą na ustach, nie potrafią dokładnie powiedzieć, co skłania ich ku tak wymagającemu zadaniu. – Urok nocy, poranka, bębnów, modlitwy, słowem – siła wyższa – tłumaczy pan Grzegorz. – A przede wszystkim wiara w to, że razem z chorągwiarzami idzie Bóg i wysłuchuje ich modlitw. I tak jest, że Bobrowniki omijają gradobicia, ulewy, huragany. W innych miejscowościach wiatr zrywa dachy, a u nas jest spokój.

Pan Bogdan na potwierdzenie przywołuje opowieść swojej teściowej. – Kiedyś z chorągwią chodził też Dzierzgów, ale w roku, w którym pierwszy raz zaprzestał tradycji, spadł wielki grad. Trudno w to uwierzyć, ale granica zniszczeń przebiegała wzdłuż pól należących do Dzierzgowa i Bobrownik. Oczywiście, u nas nic się nie stało – opowiada z nieskrywaną fascynacją pan Bogdan. Miejscem, które wyróżnia się spośród innych, jest trzeci kopiec. – Jest już ok. 5 rano, zaczyna świtać i tam śpiewamy „Kiedy ranne wstają zorze”. To pieśń, na którą kumulujemy wszystkie siły, każdy daje z siebie tyle, ile potrafi – opowiada pan Grzegorz. A po trzecim kopcu przychodzi czas na śniadanie w lesie. Gorąca kiełbaska, ogórki kiszone, chleb i coś wysokoprocentowego do popicia, rozmowy i śmiechy to chwila, w której można odpocząć po długiej wędrówce. Tam też zapraszany jest proboszcz parafii.

– To piękna tradycja – opowiada ks. Piotr Sapiński. – Jestem zachwycony i pełen szacunku dla mężczyzn, którzy obchodzą i święcą pola. Rok temu, kiedy śnieg sięgał po kolana, byłem pewien, że chorągwie nie wyruszą. Gdy zobaczyłem kilkudziesięciu mężczyzn mokrych po pas, zrozumiałem, że tutejsi panowie nie poddają się tak szybko – dodaje z uśmiechem. Mimo że w obchodzie pól biorą udział tylko mężczyźni (tylko raz na wędrówkę wybrała się Dorota Skolimowska), także kobiety mają w niej swój udział. Dzieje się to wtedy, gdy chorągwiarze wchodzą do wsi, a gospodynie zapraszają ich na poczęstunek i popitkę. Przy okazji zbierane są pieniądze, które służą utrzymaniu chorągwi, a także celom charytatywnym, jak choćby wspieranie prac remontowych w kościele. Wszystko to sprawia, że tradycja obchodzenia pól i wsi ma także wymiar społeczny. – Zdarza się, że nie widzę kogoś przez cały rok, ale zawsze spotykamy się za chorągwią – opowiada Zbigniew Szymański, odpowiedzialny za chorągiew w Bobrownikach. – Jednak wszystkie te miłe akcenty to tylko dodatek do tego, co najważniejsze – wiary w to, że Bóg wysłucha naszych modlitw i będzie nam błogosławił.

TAGI: