Najważniejszy dzień

Agnieszka Gieroba; GN 16/2014 Lublin

publikacja 22.04.2014 06:00

W lubelskiej archikatedrze corocznie około 10 osób przygotowuje się do przyjęcia sakramentów wtajemniczenia chrześcijańskiego, czyli chrztu, bierzmowania i Komunii św. udzielane są w czasie liturgii Wigilii Paschalnej. Odtąd już zawsze Wielkanoc będzie dla nich pamiątką początku nowego życia.

Najważniejszy dzień Agnieszka Gieroba /GN Podczas liturgii Wigilii Paschalnej dorośli otrzymują chrzest w lubelskiej archikatedrze

Wciąż mnie to zaskakuje. Nam się wydaje, że żyjemy w środowisku chrześcijańskim, że dookoła tylu katolików, że wszyscy są ochrzczeni – mówi ks. Maciej Staszak, od kilku lat przygotowujący takie osoby do przyjęcia sakramentów wtajemniczenia chrześcijańskiego. W całej diecezji jest ich zwykle około 15.

Ochrzczeni z miłości

– Chrzest kojarzymy przede wszystkim z wiekiem dziecięcym, bo trzeba pamiętać, że obowiązkiem katolickich rodziców jest troska o katolickie wychowanie swoich dzieci. Pierwszym elementem tego wychowania jest przekazanie wiary, troska o duchowy rozwój, który w pełni jest możliwy po otrzymaniu przez dziecko chrztu – tłumaczy ks. Maciej. – Katechizm uczy, że dzieci potrzebują nowego narodzenia w chrzcie, aby zostały wyzwolone z mocy ciemności i przeniesione do Królestwa wolności dzieci Bożych. I dalej: gdyby Kościół i rodzice nie dopuszczali dziecka do chrztu zaraz po urodzeniu, pozbawialiby je bezcennej łaski stania się dzieckiem Bożym (KKK 1250). Chrzest nie tylko gładzi grzech pierworodny, ale otwiera na działanie łaski Bożej. Pozbawiając dzieci tego, pozbawia się je cennego daru. Każde z rodziców chce dla swojego dziecka tego, co najlepsze, więc obdarowanie go chrztem jest obdarowaniem go czymś wspaniałym, co będzie mu służyło już zawsze – zaznacza.

Stęsknieni

Tymczasem okazuje się, że jest dużo osób dorosłych, które z bardzo różnych powodów jako dzieci nie zostały ochrzczone. Historia każdej osoby jest inna. Wśród osób przygotowywanych przez ks. Macieja były np. takie, które przez całe życie chodziły na katechezę, mimo iż nie były ochrzczone. Nie przystąpiły do Pierwszej Komunii i innych sakramentów, gdy ich rówieśnicy przystępowali. W końcu tęsknota za Panem Bogiem stała się tak wielka, że już jako dorośli poprosili o chrzest. Są też takie osoby, które wyrosły w domu bez wiary, w rodzinach Świadków Jehowy, i w którymś momencie swojego życia pod wpływem świadectwa innej osoby, które ich pociągnęło, bądź same doszły do wniosku, że jedynie Pan Bóg może nadać sens ich życiu. Często chęć poznania Jezusa przychodzi... z miłością. Jeśli ktoś, kto nie ma nic wspólnego z Kościołem, zakochuje się, zaczyna poznawać także wiarę drugiej osoby, a to rodzi pragnienie, by przyjąć chrzest i inne sakramenty.

Nie ma reguły, a o każdym można opowiedzieć niesamowitą historię. – Pamiętam jednego z najstarszych panów, jakiego do tej pory przyszło mi przygotowywać do sakramentów wtajemniczenia chrześcijańskiego – wspomina ks. Maciej. – Miał ponad 60 lat. Jego rodzina pozostawała daleko od Boga. Nigdy nie chodził na katechezę, nie rozmawiał o wierze, nie szukał relacji z Panem Bogiem – relacjonuje. – Jednak z upływem lat zaczęło do niego docierać, że życie jedynie wtedy ma wartość i sens, gdy istnieje Bóg. Przyszedł porozmawiać i poprosić o przygotowanie do chrztu. Kiedy w Wigilię Paschalną otrzymał chrzest, bierzmowanie i Komunię św., stał w białej szacie, trzymając w dłoni świecę, płakał ze szczęścia. Mówił, że tak pięknego dnia jeszcze nigdy nie doświadczył, choć wiele przeżył – opowiada duszpasterz.

Zachwyceni Kościołem

Dla osób, które jako dorośli przygotowują się do sakramentów, wszystko jest nowe i świeże. – My, którzy jesteśmy w Kościele od dziecka, przyzwyczailiśmy się do wielu spraw i wiele ważnych rzeczy w naszej wierze nam spowszedniało. Osoby, które wkraczają na drogę wiary jako dorośli, wszystko widzą jako nowe, każde doświadczenie religijne jest dla nich odkrywaniem nowego świata – zaznacza. – Z jednej strony niemal wszystkiemu się dziwią, z drugiej wszystko ich zachwyca. Jeśli decydują się zostać uczniami Chrystusa, robią to na całego. To też mnie każdego roku zaskakuje i pomaga od nowa zachwycać się Kościołem – mówi ks. Maciej.

Tato, czy Bóg istnieje?

Kilkuletni Łukasz spytał o to ojca i usłyszał, że nauka nie zna odpowiedzi na to pytanie. Dziś jako dorosły człowiek wierzy, że Bóg istnieje. Rodzice nie ochrzcili Łukasza ani jego siostry, choć sami byli ochrzczeni w dzieciństwie. Uważali się za niewierzących. – Nie chodziliśmy do kościoła z rodzicami, nie modliliśmy się, w zasadzie nic o Bogu nie wiedzieliśmy. No, prawie nic – mówi Łukasz Lewandowski. Kiedy miał jakieś 10 lat, małżeństwo rodziców zaczęło się rozpadać. – Dla nas to była tragedia, trzęsienie ziemi. Wtedy pomyślałem sobie, że dobrze by było, gdyby ten Pan Bóg był i nam pomógł. Odwiedzaliśmy też czasami naszą ciocię w Toruniu, która była bardzo wierząca. Zawsze znalazła okazję, by z nami porozmawiać o Panu Bogu, o tym, że On nas kocha i troszczy się o nas tak bardzo, że oddał swoje życie za nas. W tej trudnej sytuacji rodzinnej uczepiłem się tego i bardzo chciałem przyjąć chrzest. Rosła we mnie determinacja, podobnie jak i w mojej młodszej siostrze. W końcu poszliśmy do najbliższego kościoła w Lublinie, czyli do parafii ojców kapucynów. Powiedzieliśmy, że chcemy przyjąć chrzest.

Po spełnieniu potrzebnych formalności i odpowiednich przygotowaniach nadszedł wielki dzień. Byłem neofitą i najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Miałem ochotę krzyczeć z radości – wspomina Łukasz. – Msza św. przestała być niezrozumiałym rytuałem, mogłem w niej w pełni uczestniczyć, korzystać ze zbawienia od mojego Pana. Patrzyłem na ludzi obok w kościele i nie rozumiałem, jak mogą tak obojętnie, jak mi się wydawało, przeżywać Mszę świętą. Zastanawiałem się, jak można, będąc ochrzczonym, nie radować się na każdym kroku i nie mówić o Panu Jezusie, nie szukać Go w każdej sytuacji. Chrzest otworzył mnie na nową rzeczywistość – dodaje.

Jak młode wino

Natalia denerwowała się i cieszyła jednocześnie. Wyprasowana garsonka czekała na krześle obok białej szaty. Jeszcze fryzura, makijaż i w końcu świeca przystrojona białą wstążką. Wszystko musiało być najlepsze i najbardziej uroczyste. – Byłam chyba tak szczęśliwa jak apostołowie, którzy otrzymali Ducha Świętego. Pismo Święte mówi, że ich radość była tak wielka, że ludzie myśleli, że uczniowie upili się młodym winem. Ja też się tak czułam. Jakby radość rozpierająca mnie od środka miała za chwilę wybuchnąć. Nie miałam wątpliwości, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie – opowiada Natalia. Jej historia wiąże się z życiem na Białorusi. Tam o Kościele i Panu Bogu do dziś mówi się mało, a kilka lat temu nie mówiło się wcale. Kiedy Natalia przyjechała na studia do Polski, odkryła też, że na każdym kroku są kościoły, i to wcale nie muzea czy sale kinowe, jak na Białorusi, ale kościoły pełne ludzi, którzy się modlą. Do tego doszły rozmowy z polskimi znajomymi, udział w duszpasterstwie akademickim i w jej sercu pojawiła się tęsknota, o którą nigdy się nie podejrzewała – chciała mieć kogoś, na kimś w każdej sytuacji będzie mogła polegać, kto zawsze będzie ją kochał. Odkryła, że tylko Bóg spełnia jej marzenia.

– Odkąd mogę w pełni być w Kościele, wszędzie, gdzie jestem, czuję się u siebie, bo w końcu Pan Bóg – mój Ojciec – jest wszędzie – mówi. Od początku chrześcijaństwa w Wielki Post obok pokuty wpisane było bezpośrednie przygotowanie katechumenów do przyjęcia sakramentów wtajemniczenia chrześcijańskiego. – Tradycja pierwszych wieków chrześcijaństwa mówi, że chrzest był udzielany tym, którzy o niego prosili, czyli zazwyczaj ludziom dorosłym. To, co odbywa się w naszym kościele w Wigilię Paschalną, nie jest więc niczym nowym czy wyjątkowym – mówi ks. Maciej.

TAGI: