Fałszywy obraz człowieka

GN 7/2014 Płock

publikacja 19.02.2014 06:00

O ideologii gender, jej zagrożeniach i równouprawnieniu kobiet z ks. prof. Ireneuszem Mroczkowskim rozmawia Agnieszka Kocznur.

Fałszywy obraz człowieka AGNIESZKA KOCZNUR /GN

Agnieszka Kocznur: Od jakiegoś czasu widzimy, jak ideologia gender budzi wielkie emocje po stronie i zwolenników, i przeciwników. Czy w naszej diecezji także organizowane są jakieś spotkania dotyczące tego zagadnienia?

Ks. Ireneusz Mroczkowski: Byłem na jednym spotkaniu o gender, które zorganizowało Stowarzyszenie Rodzin Katolickich w Gąbinie. Wcześniej czy później ten problem musiał stać się tematem dyskusji publicznej. Należy zauważyć, że nie wszyscy dziś pod pojęciem „gender” rozumieją to samo. Moim zdaniem gender niesie w sobie błąd antropologiczny, czyli fałszywy pogląd na człowieka. To zaczęło się od trzech filozofów: Freuda, Nietzschego i Marksa, którzy podważali tożsamość duchową człowieka. Wtedy zaczął się pewien kryzys wizji człowieka, w który od początku wpisała się ideologia feminizmu. Dostrzegła ona – częściowo słuszne – postulaty nierówności kobiet. Podchodząc do tego problemu, musimy uwzględnić, że jest też duże zróżnicowanie w świecie feministycznym. Wśród niektórych feministek zaczął dominować pogląd, że społeczno-kulturowa projekcja, określenie swojej płci ma większe znaczenie niż płeć biologiczna. Zaczęto więc uważać, że ważniejsze jest to, co kobieta i inni o kobiecie sądzą, niż to, kim ona z natury tak naprawdę jest. To jest absurdalne, gdy odrzuci się znaczenie natury i biologii.

Stanowisko Kościoła w sprawie gender jest więc jednoznaczne i klarowne?

Trzeba pamiętać, że Kościół godzi się na równouprawnienie, a nawet pragnie równouprawnienia, ale pod jednym warunkiem – jeśli uwzględni się w nim kobietę z jej rolami żony i matki. Kobietę, która powinna mieć odpowiednią opiekę, zabezpieczony okres na urlop wychowawczy, płacę itd. Za tym Kościół jest i będzie, bo uważamy, że takiego równouprawnienia jeszcze nie ma; przecież kobieta pracuje na dwóch etatach. Kościół musi mówić o tym głośniej. Domagając się praw kobiet, domagajmy się polityki prorodzinnej. Nie mielibyśmy nic przeciwko, jeśli gender nie niszczyłoby prawdziwego obrazu kobiety, gdyby było wyrazem natury i biologii, i tego, co kobieta wnosi do kultury, a wnosi swoją wrażliwość, swój geniusz – jak mówił ojciec święty.

Łatwo o tym mówić, ale jak to realizować?

Największa nierówność kobiety wynika stąd, że musi pracować na dwóch etatach: jest i matką, i pracownikiem. Często sama utrzymuje rodzinę, bo zostaje opuszczona przez mężczyznę. I to są prawdziwe wyzwania i problemy, przed którymi stoi kobieta. Kościół zawsze był i będzie za takim wyzwoleniem kobiety, jako matki, której towarzyszy mąż, która nie jest pozostawiona sama sobie. Jeśli w Polsce jest prawie 30 proc. matek, które samotnie wychowują dzieci, to chyba tylko naiwni powiedzą, że te matki mogą sprostać temu zadaniu. Dlatego Jan Paweł II podkreślał, że „geniusz kobiety” powinien być realizowany w naturalnej, a więc monogamicznej rodzinie chrześcijańskiej. Inaczej kobieta staje się bezradna i cierpią też dzieci. Kościół może reagować, szerząc i rozwijając naukę Jana Pawła II o teologii ciała, rozwijając jego tezy o chrześcijańskim feminizmie i równouprawnieniu. Kościół może być promotorem równości kobiety.

A jakie mogą być skutki wychowania gender? Jakie widzi Ksiądz realne zagrożenia?

Jest ich wiele. Przede wszystkim ucierpią te dzieci, które pochodzą z rozbitych rodzin albo z nienaturalnych związków partnerskich, tzw. patchworkowych rodzin. Te dzieci są ofiarami w społeczeństwach rozwiniętych, bo często są duchowo neurotyczne – to są dzieci psychicznie niepewne, zdestabilizowane. Stają się bardziej narażone na to, co ten dzisiejszy świat konsumpcyjny niesie – na chęć posiadania, kupowania. Dziecko, które nie ma zagwarantowanej pewności, stabilności emocjonalnej i zaufania, stoi na niepewnych nogach. A potem już bardzo łatwo popada w uzależniania: narkotyczne, alkoholowe czy seksualne.

Co w tej sprawie może zrobić Kościół?

Od genderystek nauczyłem się jednej rzeczy, że na pewno warto walczyć ze złymi stereotypami. Faktycznie my, mężczyźni, jesteśmy przesiąknięci złymi stereotypami. My mamy walczyć o równouprawnienie kobiety z zachowaniem jej prawa i pierwszego powołania do bycia matką. Nasze wołanie o równouprawnienie to pomoc matkom, żonom, żeby miały godne warunki. I tu uwaga do mężczyzn – niech niosą pomoc, są prawdziwymi i mądrymi partnerami. Nie mam nic przeciwko urlopom tacierzyńskim ani przeciwko temu, żeby mężczyzna wstawał do dziecka w nocy. To przejęcie wielu obowiązków wychowania wynika i powinno wynikać z miłości.

TAGI: