Zarażeni

Marcin Jakimowicz

GN 07/2014 |

publikacja 13.02.2014 00:15

Do serca przez żołądek – tak to działa. Ci, którzy zarazili się Alfą, teraz infekują następnych. Przychodzą, jedzą i oglądają film. A w pewnym momencie budzą się jako chrześcijanie. Smacznego!

Ludzie zerkają na siebie z pewną taką nieśmiałością. Nie mają pojęcia, co ich czeka. Pranie mózgu? W tym czasie młodzi rozkładają na stole gry, a dzieciaki szaleją na zjeżdżalniach Henryk Przondziono /GN Ludzie zerkają na siebie z pewną taką nieśmiałością. Nie mają pojęcia, co ich czeka. Pranie mózgu? W tym czasie młodzi rozkładają na stole gry, a dzieciaki szaleją na zjeżdżalniach

Ruszyłem pod czeską granicę, by na własne oczy przekonać się, jak smakuje Kurs Alfa. „Ciemność widzę, ciemność” – mógłbym zawołać za Jerzym Stuhrem. Wtorek 4 lutego, godz. 18.00. Szaroburość zamienia się w czerń. Ludzie w Wodzisławiu, Czyżowicach pochowali się w cieplutkich domach. Jedzą kolację i oglądają telewizję. Jadę do Godowa robić dokładnie to samo.

Wiara od kuchni

Reflektory samochodu wyłapują czytelny znak: „Alfa”. Posłusznie skręcamy w prawo. Wita nas dwóch parkingowych. Z uśmiechem na ustach pokazują, gdzie mamy ustawić samochód. Pełna kultura. Wchodzimy do udekorowanego, oświetlonego domu przyjęć. Zza kuchennych drzwi snuje się obłędny zapach kolacji. W drzwiach ubrane odświętnie dziewczyny częstują nas słodyczami. Żyć nie umierać. Pełna kultura, po raz drugi. W sali pięknie zastawionych 9 stołów. Pośrodku mikrofon, spory ekran. Kilkadziesiąt osób przygotowujących kurs funduje gościom pyszną kolację, ciastko i kawę. Poświęcają im przez 10 tygodni kilka godzin tygodniowo. Skąd się wzięli? Urwali się z choinki? Nie. Sami na własnej skórze przerobili Kurs Alfa i nie mogą się doczekać, by na tę niezwykłą formę rekolekcji trafili ich znajomi. Ludzie, którzy bardzo często omijają kościoły szerokim łukiem, a widząc księdza, na wszelki wypadek przechodzą pospiesznie na drugą stronę ulicy. Przyjdą? Nie przyjdą? – zastanawiam się, patrząc na stoliki. – Przyjdą. Zawsze przychodzą – uśmiecha się Olek Szczyrba, jeden z organizatorów. – To fenomen Kursu Alfa. Rzeczywiście. Po pół godziny nie ma ani jednego wolnego miejsca. Sporo młodych. Nastolatkowie mają spotkanie w sąsiednim budynku, a dzieci szaleją po drugiej stronie ulicy w bawialni. Ogromne kolorowe zjeżdżalnie i tunele, czyli to, co tygrysy lubią najbardziej. Zaczyna się pierwsze spotkanie kursu. Na parkingu przed domem przyjęć ani jednego wolnego miejsca. Ludzie zerkają na siebie z pewną taką nieśmiałością. Nie mają pojęcia, co ich czeka. Pranie mózgu? Jakaś forma religijnej indoktrynacji? Niepewnie rozglądają się dookoła. Niektórzy na widok księdza z Wodzisławia oddychają z ulgą: „Uff, to nie żadna sekta”. Do mikrofonu podchodzi małżeństwo. Marzena, by rozluźnić atmosferę, opowiada kawał, jej mąż Darek prosi, by ludzie czuli się bardzo swobodnie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.