Katolickie

Joanna M. Kociszewska

Nie możemy tworzyć alternatywnego świata. Katolik musi umieć do tego świata wyjść. Musi umieć żyć w świecie i dla świata, korzystać z niego i się w nim nie zagubić.

Katolickie

Wizyta polskich biskupów w Watykanie zakończona. Omówiono wiele ważnych tematów (podsumowanie rozmów w kongregacjach można przeczytać TUTAJ). Dwa wątki zwróciły moją uwagę: wychowanie dzieci i młodzieży i media. W obu przypadkach nadzieją miały być struktury katolickie. Katolickie szkoły i katolickie media. Mam ochotę zapytać: a co z resztą?

Bardzo trudno jest wychowywać, jeśli młodzież otrzymuje różny i sprzeczny przekaz z wielu źródeł - słyszę. Rodzina, szkoła, media powinny współpracować. Przykro mi: to utopia. W przypadku rodziny i szkoły można to jeszcze osiągnąć, na przykład właśnie w szkołach katolickich, w których oczekuje się od rodziców współpracy w zakresie wartości (niekoniecznie wyznania). Współpracy mediów i – przede wszystkim - Internetu nie będzie.

Młodzież trzeba kształtować w świecie różnych ofert i w taki sposób, by potrafiła wybierać. Określić swoją drogę i być jej wiernymi, także wbrew innym. Trzeba jej dać oparcie w grupie, bo nie zawsze znajdzie je w domu. W pewnym wieku zresztą dom już nie wystarcza.

Oczywiście, najlepiej jeśli można współpracować z rodzicami. A jeśli nie można? To nieprawda, że taka młodzież jest skazana na straty. Chyba, że my sami – Kościół – ją sobie odpuścimy. Naszym sprzymierzeńcem jest tu przecież okres dojrzewania. Samookreślania się. Młody człowiek jest w stanie oprzeć się rodzicom w wielu kwestiach. Będzie o to walczył do upadłego. Co więcej, na ogół to on, nie rodzic, wygrywa. Skoro tak, jest też w stanie walczyć o Boga w swoim życiu. Jeśli ktoś mu pokaże, że warto. Jeśli wiara stanie się elementem jego tożsamości.

Pytanie, na ile nasze chrześcijaństwo i relacja z Bogiem naprawdę stanowi o naszym życiu, w najdrobniejszym szczególe. Na ile jest podstawą naszej tożsamości, nie nakładką na życiowy system. Tylko takie chrześcijaństwo może pociągnąć młodych.

Niewiele już miejsca zostało mi na kolejny wątek. Zdumiało mnie ubolewanie, że media katolickie, to tylko 2% rynku. Tak – zdumiało. Nie wydaje mi się, by było potrzeba więcej. Chodzi o coś zupełnie innego: o to, żeby istniejące media i pracujący w nich katolicy (z pewnością tam są, skoro 90% polskiej populacji uważa się za katolików) byli świadkami wiary. Nie muszą chwalić Kościoła. Mają prawo do własnego zdania i krytycznych opinii, także ostrych. Kościół nie może bać się krytyki. Byle by to była opinia prawdziwa, wywiedziona z faktów nie kłamliwych plotek i stereotypów. Nie muszą prezentować jednej linii w kwestiach gospodarczych i politycznych. Nawet nie powinni. Mogą się spierać. Byle robili to w sposób konstruktywny.

Media katolickie mają być solą. Dwa procent soli w potrawie to i tak sporo. Może ta sól jakaś zwietrzała, skoro nie czuć jej smaku?

Nie możemy tworzyć alternatywnego świata. Katolik musi umieć do tego świata wyjść. Musi umieć żyć w świecie i dla świata, korzystać z niego i się w nim nie zagubić. By to się udało, chrześcijaństwo wraz z jego „głupstwem” i „zgorszeniem” musi stać się absolutną podstawą naszej tożsamości. Relacja z Bogiem najważniejszą więzią.

Wtedy poradzimy sobie i z wychowaniem i z mediami.

TAGI: