Zrzuć kajdany

Agata Ślusarczyk; GN 6/2014 Warszawa

publikacja 18.02.2014 06:00

Myślała, że jest wyrodną matką. A to grzech matki odebrał jej radość. Emilia Zawadzka jest jedną z setek osób, które doświadczyły mocy uwolnienia.

Sesja modlitwy uwolnienia w Domu Miłosierdzia w Józefowie Robert wójcik Sesja modlitwy uwolnienia w Domu Miłosierdzia w Józefowie

Przytulna rozmównica przy sanktuarium św. Andrzeja Boboli, dwóch wstawienników i „penitent”. Za chwilę rozpocznie się modlitwa uwolnienia. – Często jestem świadkiem wielkich cudów, które Bóg czyni w życiu osób przychodzących na modlitwę. To jak patrzenie na Bożą miłość przez mikroskop – cieszy się Joanna Rachoń, inicjatorka nowo powstałego Domu Miłosierdzia przy ul. Rakowieckiej.

Jak Łazarz

Jeszcze do niedawna Warszawa i okolice, by wziąć udział w modlitwie uwolnienia, jeździły do Łodzi. Przy jezuickim kościele powstał bowiem pierwszy w Polsce Dom Miłosierdzia – centrum pomocy duchowej i psychologicznej, w którym Jezus „rozbandażowywał” – niczym biblijnego Łazarza – każdego, kto takiej pomocy potrzebował. Pomagali Mu psychologowie, psychoterapeuci, psychiatrzy, księża, a przede wszystkim świeccy, którzy zaangażowali się w posługę modlitwy uwolnienia według modelu pięciu kluczy. Choć nazwa brzmi jak czarodziejskie zaklęcie, pięć kluczy to nic innego jak kerygmat zastosowany w praktyce – wyznanie wiary, przebaczenie, wyrzeczenie się Szatana, sprzeciwienie się mu w autorytecie Jezusa i przyjęcie błogosławieństwa Ojca. Modlitwa przyszła do Polski kilka lat temu wraz z pojawieniem się książki Neala Lozano „Modlitwa uwolnienia” i zyskała wielu zwolenników. – Najpierw uczestniczyliśmy w sesjach prowadzonych przez Neala, potem sami podjęliśmy tę posługę w Łodzi przy Ośrodku Odnowy w Duchu Świętym, w końcu odwiedzaliśmy różne diecezje, ucząc tej posługi. Dzięki temu jest ona podejmowana w wielu miejscach, część z nich oprócz modlitwy oferuje także kompleksową, duchowo-psychologiczną pomoc – wyjaśnia Joanna Rachoń, współzałożycielka również łódzkiego Domu.

Gordyjski węzeł

Pierwszy Dom Miłosierdzia w okolicach Warszawy powstał w 2012 r. przy parafii św. Jana Chrzciciela w Józefowie – przyparafialna salka, zespół 20 świeckich wstawienników, w razie potrzeby współpracujący psycholog, psychoterapeuta, egzorcysta. I długa kolejka chętnych. – Przyjeżdżają do nas osoby z całej Warszawy i okolic. Chociaż modlitwa odbywa się cztery razy w tygodniu, na wolny termin trzeba było czasami czekać nawet trzy miesiące – mówi Małgorzata Wójcik, odpowiedzialna za podwarszawski Dom Miłosierdzia. Pod koniec ubiegłego roku przy sanktuarium św. Andrzeja Boboli powstał kolejny ośrodek. W modlitewną posługę zaangażowało się 12 osób, kolejnych 50 uczestniczy obecnie w przygotowującym do niej szkoleniu prowadzonym wspólnie przez dwa domy. Wiele z nich to poleceni przez swojego duszpasterza członkowie warszawskich wspólnot, które także u siebie chciałyby zorganizować tego typu modlitwę. 

– Nie ma tu przypadkowych osób. Za każdą musi ręczyć ksiądz lub lider wspólnoty, że do takiej posługi się nadaje – wyjaśnia Małgorzata Wójcik. Sesje modlitwy uwolnienia odbywają się przy sanktuarium na Mokotowie prawie codziennie. – Nie mamy jeszcze stałego miejsca, na modlitwę rezerwujemy zakonną rozmównicę. Jeśli jest taka potrzeba, współpracujemy z psychiatrą, zaprzyjaźnionymi psychologami, chętnymi do włączenia się w dzieło – mówi Joanna Rachoń. Od momentu uruchomienia Domu Miłosierdzia przy ul. Rakowieckiej omodlonych zostało ok. 20 osób, w Józefowie – 230, w Łodzi – ponad tysiąc. – Szatan każdy grzech traktuje jako zaproszenie do naszego życia. Przychodzą do nas ludzie, którzy sami nie wiedzą, jak rozplątać ten gordyjski węzeł. Podczas modlitwy Duch Święty pomaga zlokalizować „furtki”, przez które wpuściliśmy do naszego życia zło, i je zamknąć – wyjaśnia Małgorzata Wójcik.

Lekko kocham

Emilia Zawadzka, młoda mama dwójki dzieci, nie mogła odnaleźć się w swoim macierzyństwie. – Może dziwnie to zabrzmi, ale kiedy na świat przyszedł mój syn, nie umiałam go kochać. W szpitalu, kiedy inne mamy troszczyły się o swoje dzieci, ja tak nie potrafiłam, myślałam raczej, kiedy skończy się mój rodzicielski obowiązek wobec niego – wspomina. Nie była to depresja poporodowa ani trauma wynikająca z samego porodu. Więc co? Odpowiedzi postanowiła szukać na modlitwie uwolnienia w Domu Miłosierdzia w Józefowie. – Napisałam na kartce to, co mnie bolało, i przyjechałam. Ale podczas modlitwy przypomniałam sobie dodatkowo szereg negatywnych rzeczy, które wydarzyły się w moim życiu, o których już dawno zapomniałam. Nie wiedziałam nawet, że to grzech aborcji mojej mamy w taki sposób dawał o sobie znać – wspomina. 

Nie czuła ani zalewającego ją gorąca, ani radości. Potem specjalnie także nic się nie działo. Uwolnienie przyszło nieoczekiwanie. – Kiedy zaraz po porodzie wzięłam na ręce moje drugie dziecko, poczułam ogromną radość i ulgę. Od razu chciałam się nim opiekować. Lekkość w kochaniu – to było dla mnie zupełnie nowe uczucie. Do tej pory nie przeszkadzają mi nieprzespane noce, wylane na dywan soczki i zupa we włosach – mówi. I dodaje: – Moje podejście do syna również się zmienia. Na początku roku ponownie byłam na modlitwie uwolnienia, tym razem w tej konkretnej sprawie.

Biała sukienka

Za każdym razem schemat sesji modlitewnej jest ten sam. Tylko Duch Święty wieje, kędy chce... Na początku jest rozmowa – na zasadzie „mniej gadania, więcej słuchania”. Prowadzący zalecają, by przygotować się do niej, czytając „Modlitwę uwolnienia” Neala Lozano. Potem następuje modlitwa – oddanie życia Jezusowi, przebaczenie, wyrzeczenie się współpracy z Szatanem i zerwanie wszystkich więzów łączących ze złem, stanięcie w autorytecie Jezusa i ostatni klucz – przyjęcie Bożego błogosławieństwa. 

– Często podczas modlitwy błogosławieństwa Bóg ma dla człowieka bardzo osobiste przesłanie. Pamiętam, jak mój wstawiennik powiedział jednej osobie, że widzi ją w myślach, jak wiesza pranie i czuje się z tego powodu oszukana, To bardzo ją dotknęło. Poczuła, że Bóg naprawdę ją zna – wspomina Małgorzata Wójcik. I dodaje: – Widziałam też kobiety w białych sukniach, jakby Bóg chciał im powiedzieć, że przywraca im czystość i niewinność. Duch Święty działa przez cały czas modlitwy. – Pewna kobieta przyszła, bo miała problem z relacją z mężem – jej małżeństwo od roku nie było skonsumowane. Przed ślubem oddawała siebie innym mężczyznom. Podczas modlitwy okazało się, że Szatan podsycał w niej poczucie bycia niegodną – mówi Małgorzata Wójcik. I dodaje: – Podczas jednej z modlitw zdaliśmy sobie sprawę, że korzeniem wielu problemów u pewnego mężczyzny był fakt, że jego dziadek został zamordowany w obozie – było to źródłem żalu do Boga i braku przebaczenia.

Walka trwa

Dla wielu osób modlitwa uwolnienia to dopiero początek, a nie koniec drogi. – Uwolnienie to długi proces i walka duchowa, którą trzeba podjąć ze świadomością, że Jezus da moc do zwycięstwa. Nie wystarczy więc wyrzec się pornografii i trzymać kolorowe pisma pod łóżkiem. Taka sesja to także dobre przygotowanie do spowiedzi – mówi Małgorzata Wójcik i zaleca, by po modlitwie zatroszczyć się o swojego ducha, przyjmując często Komunię św., korzystając z sakramentu pokuty i pojednania, czytając Pismo Święte i otaczając się ludźmi umocnionymi w wierze. – Trzeba dać sobie czas na zmianę. Czasami przydaje się podjęcie terapii. Ale po modlitwie do wszystkich działań przystępujemy z wolnym sercem. Coś, co przed nią wydawało się nie do przeskoczenia, potem staje się wręcz źródłem siły – dodaje Joanna Rachoń. 

Modlitwa uwolnienia to także początek nowej relacji z Bogiem. – Podczas modlitwy wiele osób uświadamia sobie, że niebieskiego Ojca obchodzi to, że ktoś kiedyś na nich nakrzyczał, zranił, obraził. Że można Mu o wszystkim powiedzieć – mówi Joanna Rachoń. Do walki o człowieka stają również wstawiennicy – postem, różańcem i Mszą św. w intencji omadlanej osoby. 

Na modlitwę uwolnienia można umówić się mejlowo, pisząc na adres: kontakt@kumran.pl (Józefów) lub dm.warszawa@gmail.com (Warszawa).

TAGI: