Białe habity na czarnym Śląsku

Aleksandra Pietryga; GN 6/2014 Katowice

publikacja 16.02.2014 06:00

Arcybiskupowi zależało, by z ich pomocą rozkręcić nową jakość duszpasterstwa. Takiego z rozmachem, na wzór ośrodka krakowskiego. Czy uda się przenieść tę rzeczywistość na katowicki grunt? I jak na Górnym Śląsku odnaleźli się sami dominikanie?

Ojciec Paweł Adamik, duszpasterz rodzin. Zainicjował u dominikanów „Mszę familijną”, po której spotyka się na herbacie z dziećmi i ich rodzicami Aleksandra Pietryga /GN Ojciec Paweł Adamik, duszpasterz rodzin. Zainicjował u dominikanów „Mszę familijną”, po której spotyka się na herbacie z dziećmi i ich rodzicami

Do Katowic przybyli w 2012 roku na zaproszenie abp. Wiktora Skworca. Powierzono im parafię Przemienienia Pańskiego. – Śródmieście Katowic jest specyficznym terenem duszpasterskim – relacjonuje ojciec Andrzej Kuśmierski, subprzeor katowickiej wspólnoty zakonnej.

– Niewielu mamy parafian, mniej niż 5 tysięcy, a większość z nich to osoby starsze. W oczy rzuca się nieobecność młodych małżeństw, brak dzieci. Po pierwszym rekonesansie w czasie kolęd zadaliśmy sobie pytanie: dla kogo tak naprawdę w tej parafii jesteśmy. Dominikanie to zakon kaznodziejski, jego znakiem rozpoznawalnym są dopracowane kazania. Mocno oparte na słowie Bożym i w miarę możliwości dostosowane do konkretnej grupy słuchaczy. Dobrze wychodzą im wszelkie akcje duszpasterskie, również te długofalowe, dające podstawę permanentnej formacji. – Tego głównie oczekuje od nas arcybiskup: działalności duszpasterskiej ponadparafialnej – mówi ojciec Kuśmierski. – Rodzi się jednak problem. Brak salek, łazienek, zaplecza kuchennego. To rzeczywiście kłopot. Dominikanie pracują z wieloma grupami duszpasterskimi. Tworzą je konkretni ludzie, którzy muszą się gdzieś podziać. Ważne jest, by mieli swoje miejsce, z którym będą się utożsamiać, o które będą dbać. – Infrastruktura jest ważna – przekonuje zakonnik. – Żeby przyciągnąć ludzi, zachęcić ich do duszpasterstwa, trzeba stworzyć odpowiednie warunki.

Jak nie wypaść z „Gniazda”

Ojcowie początkowo, jak sami mówią, poczuli się lekko załamani. Trzeba było jednak zakasać rękawy i wziąć się do roboty, choć trochę do niej mieli pod górkę. Co udało się zrobić? – Strzałem w dziesiątkę okazało się duszpasterstwo akademickie – odpowiada ojciec Kuśmierski. – „Gniazdo”, bo taką nazwę wymyślili studenci, przyciąga mnóstwo młodzieży. Wiadomo, że jest to duszpasterstwo tymczasowe. Nic nie szkodzi. Taka już jego specyfika, że się „wpada” na kilka lat studiów i „wypada”. Ludzie mają się uformować w wierze, przeżyć coś w jej przestrzeni i iść sobie dalej. „Gniazdo” ma swój program ramowy, swoją godzinę niedzielnej Eucharystii – uczestniczy w niej najwięcej osób, prężnie działającą scholę – zespół skupia między innymi studentów jazzu i wokalu z katowickiej Akademii Muzycznej.

Dominikanie objęli duszpasterstwem również dorosłych. Znalazła się grupa osób, którym bardzo zależało na poszerzeniu wiedzy religijnej i znajomości Pisma Świętego. – Nazwaliśmy się „Grupa ¾”, trzy czwarte życia za sobą – wyjaśnia ojciec Andrzej. – Formuła spotkań opiera się na prelekcji i dyskusji. Pogłębiamy znajomość teologii, filozofii, Biblii. 40 osób przychodzi regularnie na spotkania. Kanwą naszych rozważań jest Ewangelia według św. Marka. Kolejnym sukcesem duszpasterskim katowickich dominikanów są systematyczne spotkania w ramach grupy post-akademickiej. Na początku ludzie ci przychodzili na spotkania studentów, ale po roku duszpasterstwa wszyscy stwierdzili, że trzeba rozdzielić te dwie rzeczywistości. – Osoby po studiach, rozpoczynające pracę i zupełnie nowy rozdział życia potrzebują własnego miejsca w przestrzeni Kościoła – tłumaczy duszpasterz. – Inne problemy, inne pytania, inne potrzeby.

Po Mszy pod kościołem

Dominikanie, odpowiadając na prośbę abp. Skworca, prowadzą weekendowe kursy przedmałżeńskie. Pomagają w nich osoby świeckie, zaangażowane są małżeństwa. – Chętnych jest tak wielu, że musimy wynajmować salę konferencyjną – wyznaje ojciec Kuśmierski. – Trzy dni bycia razem z narzeczonymi daje okazję do rozmów przy kawie, dyskusji, rozwiązywania problemów. Więcej czasu dajemy im na pracę quasi-warsztatową, ona daje dobre efekty w pogłębianiu relacji, lepszym poznaniu człowieka, z którym planuje się spędzić życie. Początkowo przychodzą pary, żeby „zaliczyć” kurs. Potem okazuje się, że ten „papier” wcale nie jest najważniejszy, że istotniejsze jest spotkanie z innymi ludźmi, skonfrontowanie się z niebłahymi treściami czy nowe doświadczenie Kościoła. Wiele jeszcze pomysłów na duszpasterstwo mają w głowach zakonnicy w białych habitach. Realizację ich blokują, jak to zwykle bywa, trudności zewnętrzne, również ekonomiczne.

Katowiccy dominikanie stawiają na kontakt z człowiekiem i za to są cenieni. Za dobrze przygotowane homilie, za serdeczność, rozmowy z ludźmi po Mszy pod kościołem. Te bezpośrednie relacje posłużyły uruchomieniu takich akcji, jak bal karnawałowy, wieczory filmowe, wspólne nieszpory świeckich z zakonnikami czy wyjazdy rekolekcyjne. Jak mówią: do tańca i różańca. Ojcowie opowiadają o dobrych relacjach ze śląskimi duchownymi. Ich zdaniem nie jest to norma, nawet z punktu widzenia historycznego: konflikty zakonników z księżmi diecezjalnymi nieraz miały miejsce. W katowickiej diecezji dominikanie, jak sami mówią, zostali przyjęci serdecznie, a ich kompetencje są cenione – proboszczowie zapraszają ojców do prowadzenia rekolekcji, wykładów czy konferencji. – Początki były trudne, nawet plebanię zastaliśmy niedostosowaną do charakteru życia wspólnotowego zgromadzenia – wyznaje ojciec Andrzej Kuśmierski. – Nie miałem wcześniej pojęcia, że to ma aż takie znaczenie. Teraz mogę już powiedzieć, że się odnalazłem, że wracając do Katowic, wracam do siebie.

TAGI: