Od obrączki do brewiarza

Krzysztof Król; GN 5/2014 Zielona Góra

publikacja 10.02.2014 06:00

- Stworzył mnie Pan Bóg z miłości, ale i dla miłości oraz dla Siebie. Zanim to odkryłam, szukałam przez wiele ciernistych, zawiłych i bolesnych dróg. W moim życiu ze zła Pan wyprowadzał zawsze dobro – przekonuje Anna Wywiał z Kostrzyna nad Odrą.

– Warto pomyśleć o zorganizowaniu w naszej diecezji rekolekcji powołaniowych dla wdów. Być może więcej osób odkryje to powołanie. W Łodzi, 26 stycznia, moja rodzona siostra będzie konsekrowana razem z czternastoma innymi wdowami – mówi Anna Wywiał Zdjęcia Krzysztof Król /GN – Warto pomyśleć o zorganizowaniu w naszej diecezji rekolekcji powołaniowych dla wdów. Być może więcej osób odkryje to powołanie. W Łodzi, 26 stycznia, moja rodzona siostra będzie konsekrowana razem z czternastoma innymi wdowami – mówi Anna Wywiał

Niedawno bp Stefan Regmunt w zielonogórskiej konkatedrze konsekrował dwie wdowy, które w swoim życiu poświęcają się modlitwie i służbie Kościołowi. Była to pierwsza tego typu uroczystość w naszej diecezji, podczas której Danuta Preisner ze Wschowy (parafia pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika) i Anna Wywiał z Kostrzyna nad Odrą (parafia pw. MB Rokitniańskiej) wypowiedziały następujące słowa: „Zachowując w nieustannej pamięci mojego ziemskiego małżonka, wybieram Jezusa Chrystusa jako Oblubieńca niebiańskiego. Tylko Jemu pragnę ofiarować resztę mojego życia, żyjąc ślubami czystości, ubóstwa i posłuszeństwa w nadziei, że za łaską Bożą, będę czytelnym znakiem Kościoła pielgrzymującego, który oczekuje na przyjście zmartwychwstałego Pana”. Akt konsekracji wdowy to bardzo realne zaślubiny z Chrystusem.

Dzieciństwo na Syberii

Urodziła się w 1950 roku w wierzącej rodzinie na Wileńszczyźnie. Jej dziadek był kościelnym w Ławaryszkach. Już na samym początku panią Anię doświadczyło życie. Z rodzicami i pięciorgiem rodzeństwa została wywieziona na Syberię. Kiedy to się stało, miała tylko 1,5 roku, ale dobrze zna tę historię dzięki rodzicom i rodzeństwu. – NKWD podjechało w nocy pod nasz dom. Kazali się pakować. Mój najstarszy brat chciał uciec i wyskoczył przez okno, ale żołnierze go złapali. Oficer uderzył brata, a tata widząc to, oddał mu i żołnierz się przewrócił. Wstał i chciał zastrzelić ojca. Wtedy mama weszła do akcji z małymi dziećmi i oficer schował pistolet. Zapakowali nas w bydlęce wagony. Było ciemno i wszyscy płakali, aż któryś z mężczyzn powiedział: „Dość jęku. Bierzemy różańce!” i zaczęli się modlić – przywołuje rodzinną historię. – Jakże silna musiała być wiara mojej matki, kiedy tej pamiętnej nocy zabrała ze sobą drewniany krzyż z piękną mosiężna pasyjką Pana Jezusa. Modliliśmy się przed tym krzyżem na Syberii, a potem w Polsce. Pamiętam z dzieciństwa klęczących rodziców i rodzeństwo, jak odprawialiśmy majowe nabożeństwa – dodaje pani Ania, która Syberię wraz z rodziną mogła opuścić dopiero po śmierci Józefa Stalina. W Polsce ukończyła szkołę pielęgniarską, ale tylko rok pracowała w tym zawodzie. – W 1970 rok dostałam się na medycynę i zostałam lekarzem, a potem okulistą. Przez 20 lat prowadziłam oddział oczny w Kostrzynie. Mąż pracował jako nauczyciel języka niemieckiego w Zespole Szkół. Córka i zięć są lekarzami, syn i synowa prawnikami i jest jeszcze moja wielka radość, półtoraroczna wnuczka Hania – wyjaśnia kostrzynianka.

Ciężkie życiowe próby

W 1999 roku przyszła ciężka próba. Pani Anna uległa wypadkowi samochodowemu, a trzy miesiące później zginął jej mąż. – Przebyłam trzy operacje i przez trzy lata byłam praktycznie przykuta do łóżka. Miałam, jak mówili koledzy lekarze, być kaleką. Dzięki Bogu nie jestem. Potem miałam udar mózgu, ale też z tego wyszłam. Powróciły nawet odruchy neurologiczne, bo Pan Bóg może wszystko – zapewnia Anna Wywiał. – Na mojej drodze Pan Bóg stawiał świętych kapłanów, pokazywał duchowe bogactwo Kościoła, potęgę jego świętych sakramentów, swoją moc, mądrość i miłość. Na rekolekcjach ignacjańskich w Gdyni z tabernakulum uderzyła we mnie tak wielka miłość, że wyrzekłam się wtedy medycyny Wschodu. W czasie adoracji Najświętszego Sakramentu w Medjugorie oddałam Panu Bogu medycynę naturalną skażoną okultyzmem. Na Jasnej Górze do Bractwa Eucharystycznego zaprosiła mnie Zofia Chmielewska, a ks. Piotr Męczyński w sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach założył na moją szyję szkaplerz święty i otoczył modlitwą całego Karmelu – kontynuuje. Ważnym miejscem dla pani Anny stał się także dom Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego w Myśliborzu. – Spotkana przypadkowo w pociągu przełożona tego zgromadzenia zaprosiła mnie na leczenie ran mojej duszy – wyjaśnia Anna Wywiał. Ważną rolę w procesie nawracania odegrał też kierownik duchowy. – Ks. Zygmunt Zapaśnik z paradyskiego seminarium, zgodził się być moim spowiednikiem i opiekunem duchowym przed około 20 laty. Była to ogromna walka o moją duszę. Wracałam do domu Ojca drogą pokuty i nawracania się – tłumaczy.

Chciałabym naśladować Jezusa

Pewnego razu do gabinetu pani Anny trafił oblat o. Wiesława Łyko, który zajmował się konsekracją wdów. – Zaproponował mi ubieganie o status błogosławionej wdowy. Byłam zaskoczona i zdumiona tą propozycją. Czułam się niegodna, ale obudziło to jednak moje pragnienie, które w czasie tych prawie 6 lat utwierdzało się i rosło – wyjaśnia kostrzynianka, która po zgodzie biskupa diecezjalnego rozpoczęła dwa lata temu przygotowania do konsekracji. – Spotykaliśmy się w Paradyżu razem z dziewicami konsekrowanymi, gdzie ojciec duchowny ks. Piotr Kwiecień uczył nas, jak odpowiadać na miłość Pana. Przyjeżdżał też ks. Robert Patro, odpowiedzialny za tę formację z ramienia księdza biskupa. Jeździłam też do Łodzi na rekolekcje, które prowadził o. Wiesław Łyko, ponieważ do stanu błogosławionych wdów przygotowywała się moja starsza siostra z Łodzi. Ks. Zygmunt Zapaśnik pewnie nie przypuszczał, że oprócz młodych kapłanów przyprowadzi Panu jeszcze wdowę do błogosławieństwa – dodaje. Uroczystość odbyła się dwa miesiące temu w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. – W godzinę łaski Matka Najświętsza przyprowadziła mnie do swego Syna i wobec tak wielkiej miłości, miłosierdzia, całym mym życiem chcę na tę miłość odpowiedzieć. Chciałabym, aby to było nieustanne uwielbienie i dziękczynienie dobremu Bogu. Chciałabym naśladować Pana Jezusa swoim życiem, aby być czytelnym znakiem dla moich dzieci, rodziny, spotykanych ludzi i pacjentów. Prosić modlitwą wstawienniczą za innych, jak prorokini Anna w świątyni i na kolanach w swoim domu. Osłaniać modlitwą kapłanów – mówi pani Anna. – Przez liturgię godzin jestem włączona do modlitwy Kościoła. Dziś, kiedy zagubiony świat szuka miłości i spełnienia, tam gdzie jej nie ma, cieszę się z tego, że jestem w Kościele Jezusa Chrystusa z Jego pieczęcią błogosławionej wdowy. Chciałabym wołać do wszystkich: tylko On – Jezus Chrystus jest drogą, prawdą i życiem i tylko w Nim można odnaleźć prawdziwą miłość. Na koniec zacytuję 8. stację Drogi Krzyżowej z modlitewnika księży salezjanów: „Litość to nie miłość, a miłość to nie słowa. Pustka słów przeraża, trzeba świadomego włączenia się w cierpienie. Musi być coś w nas z Twej męki, coś z uciszonego Cyrenejczyka, i odważnej Weroniki. Trzeba wejść w głębię, tam odnajdziemy Ciebie, przez udział w naszym krzyżu, który zawsze jest Twoim. Amen”.

Więcej dla Jezusa

Ks. Piotr Kwiecień CM – Istotą każdego powołania jest świadomość danej osoby, że jest wybrana i powołana przez Boga, by w nowy sposób żyć w bliskości z Nim. Decyzja osoby żyjącej w stanie wdowieństwa, by prosić Kościół o udzielenie jej błogosławieństwa na kolejny etap jej życia, wypływa z osobistego odkrycia, że wszystko w życiu jest łaską. Łaską, czyli Bożym darem było narzeczeństwo, łaską były lata przeżyte w małżeństwie i łaską, czasem przeżywanym w bliskości Boga, jest czas wdowieństwa. Takie spojrzenie rodzi pełne zadziwienia refleksję: jeśli wszystko, co wydarzyło się w moim życiu, jest łaską, skoro moja dotychczasowa historia życia jest miejscem, w którym Bóg był obecny, skoro Bóg mnie przeprowadził przez te wszystkie wydarzenia i etapy życia, to co ja teraz mogę Bogu zaofiarować ze swej strony, by za Jego hojność podziękować? Spełniają się słowa psalmu: „Cóż oddam Panu za wszystko, co mi wyświadczył?” (Ps 116,12). Tym nowym darem z siebie, tym „więcej” dla Jezusa, na drodze błogosławionego wdowieństwa, będzie: żarliwa modlitwa w intencji Kościoła i całego świata, świadectwo życia, w którym Bóg jest na pierwszym miejscu i służba potrzebującym, których Bóg stawia na drodze codzienności. W życiu codziennym wdowy, która otrzymała błogosławieństwo Kościoła, praktycznie nic się nie zmieni, ale zmienia się jakość tej codzienności. Staje się ona „czytelnym znakiem Kościoła pielgrzymującego, który oczekuje na przyjście zmartwychwstałego Pana”.

TAGI: