Najtrudniejsze wyzwanie

Andrzej Macura

publikacja 26.01.2014 21:41

„Oni są winni, oni powinni się zmienić”. Tak stawiając sprawę można się prześlizgnąć nad papieskim nauczeniem. A jeśli winni jesteśmy Ty i ja?

Najtrudniejsze wyzwanie Roman Koszowski /GN Wykluczeni nie są «wyzyskiwani», ale są odrzuceni, są «niepotrzebnymi resztkami»

Refleksja nad Evangelii gaudium 53-54

„Nie może tak być, że nie staje się wiadomością dnia fakt, iż z wyziębienia umiera starzec zmuszony, by żyć na ulicy, natomiast staje się nią spadek na giełdzie o dwa punkty”. To zdanie z Evangelii gaudium dotarło pewnie i do tych, którzy papieskiej adhortacji nie przeczytali. Zwrócono na nie uwagę w omówieniach. Czytając coś takiego bardzo łatwo uspokoić swoje sumienie. Bo kto jest winny śmierci zmuszonego żyć na ulicy starca? Pewnie jacyś oni. Jego rodzina, pomoc społeczna, państwo. Kto jest odpowiedzialny za politykę informacyjną? Dziennikarze. Spokojnie można umyć ręce. Ale gdy w czytać się w to, co pisze papież Franciszek, tak łatwo już nie jest.

Drugi rozdział adhoracji „Evangelii gaudium” rozpoczyna seria punktów rozpoczynających się od „nie dla....”. Nie dla tego, bez pokonania czego ewangelizowanie zawieszone może być w próżni. Warto dziś zwrócić uwagę na papieskie  „nie dla ekonomii wykluczenia”.

Kim są wykluczeni? Czy mamy ich także w naszym kraju?

Papież pisze: „Nie chodzi już tylko o zjawisko wyzysku i ucisku, ale o coś nowego: przez wykluczenie zraniona jest w samej swej istocie przynależność do społeczeństwa, w którym człowiek żyje, ponieważ nie jesteśmy w nim nawet na samym dole, na peryferiach czy pozbawieni władzy, ale poza nim. Wykluczeni nie są «wyzyskiwani», ale są odrzuceni, są «niepotrzebnymi resztkami»”. O jakich sytuacjach myślał papież Franciszek?

Pewnie miał na myśli przede wszystkim sytuacje ze swojej rodzimej Ameryki Południowej. To kontynent o największych dysproporcjach między bogatą i biedną częścią społeczeństwa. Dzielnice nędzy leżą tam na obrzeżach chyba każdego większego miasta. Ich mieszkańcy praktycznie nie mając szans na lepsze życie egzystują w hermetycznym środowisku nędzy i przemocy. Choć są obywatelami krajów w których mieszkają, dla reszty społeczeństwa jakby nie istnieli. Reszta wstydliwie próbuje tego problemu nie widzieć.

Może nie jestem bystrym obserwatorem, ale wydaje mi się, że w Europie, Polsce, ten problem występuje na znacznie mniejszą skalę. U nas pomoc społeczna jest jednak mocno rozwinięta. I choć na pewno można mówić o biedzie, nędzy i wyzysku, to jednak ludzi żyjących wbrew swej woli poza społeczeństwem, traktowanych jak „niepotrzebne resztki” nie jest wielu. I jest to raczej „wypadek przy pracy” systemu – choćby niewydolnej służby zdrowia – niż jakieś celowe zaniedbanie. Z jednym na pewno wyjątkiem.

Chodzi o imigrantów. Tych, którzy dopiero co przybywają z biedniejszych regionów świata. Dość silne jest także w naszym społeczeństwie przeświadczenie, że jesteśmy krajem na tyle biednym, iż nie mamy obowiązku zajmować się biedniejszymi. Stąd gorszące nieraz wieści o nieludzkim traktowaniu przybyszów (np. odsyłanie ich po wielu latach przebywania w Polsce). Oczywiście zawsze zgodnie z literą prawa. I co? Zasadniczo nas to nie rusza. Jak pisze papież Franciszek „kultura dobrobytu nas znieczula i tracimy spokój, jeśli rynek oferuje coś, czego jeszcze nie kupiliśmy, podczas gdy zrujnowane życie tych wszystkich ludzi z powodu braku szans wydaje nam się zwykłym spektaklem, który nas wcale nie porusza”.

Warto jednak zauważyć, że ten w miarę dobry obraz naszego społeczeństwa to wynik przyjętych rozwiązań prawnych i ofiarnej pracy całych rzesz ludzi rozumiejących wagę problemu. Wśród „szanowanych obywateli” można jednak znaleźć i takie postawy, które sprzyjają wykluczeniu. Przed wielu laty mieszkańcy pewnego osiedla protestowali przeciwko powstaniu tam placówki Monaru. Inni protestowali przeciwko powstaniu domu dziecka, jeszcze inni nie chcieli u siebie hospicjum.  Mieszkający w spokojnych okolicach nie chcą u siebie „patologii”, a mieszkańcy zamkniętych osiedli żadnych obcych... Ale chyba najbardziej powszechnym przykładem wykluczania bliźnich dla własnego świętego spokoju są wszechobecne na polskich  tabliczki z napisem „zakaz gry w piłkę”... A potem narzekanie, że młodzi tylko wystają po klatkach...