Ogrzewany kościół

ks. Jacek Stryczek; GN 3/2014 Kraków

publikacja 20.01.2014 06:00

Taki kościół robi różnicę. Godzina bezruchu w zimnym kościele dla wielu jest sporym wyzwaniem.

Ogrzewany kościół Henryk Przondziono / Agencja GN ks. Jacek Stryczek

Coraz większym, ponieważ na co dzień wiele osób nie musi się ubierać „na potęgę”. Są w domu, gdzie jest ciepło, wsiadają do ciepłego samochodu, pracują w ciepłym biurze. Mają na sobie raczej lekkie ubranie, które wystarcza, by przez chwilę przejść się miedzy samochodem a domem. Czy to dobrze, czy też źle? Nie ma znaczenia. Po prostu tak jest.

Wyobraźmy sobie, że ktoś po pracy idzie do kościoła w drodze do domu. Żeby przetrwać, musi już rano planować: kozaki, kalesony, futro. Jednak w takiej sytuacji kościół nie jest miejscem przyjaznym. Mam wielu znajomych, u których chęć modlitwy konkuruje z obawą wyziębienia. Właśnie dlatego w wielu krajach nie buduje się już wielkich kościołów, ale takie, w których w lecie jest klimatyzacja, a w zimie ogrzewanie.

Według mnie, to nie ma nic wspólnego z osłabieniem religijności. Po prostu jest inaczej. Wcześniej zakupy robiło się na targu, w gorącu i w zimnie, a dzisiaj w galeriach handlowych. Wcześniej ludzie pracowali na roli, a teraz częściej w biurach. Wcześniej czy później, przed wieloma parafiami pojawi się pytanie, jak sprostać wyzwaniom czasu.

Już widać różnice. Zimne kościoły na pół roku pustoszeją. Gdy się jedzie samochodem, nie ma wielkiej różnicy, czy do kościoła są 2 kilometry czy 12. A samo ryzyko zachorowania dla ludzi obciążonych pracą jest realnym problemem.