Prałaci, infułaci i zamieszanie

ks. Tomasz Horak

Niepokoi mnie (nie po raz pierwszy), że papieskie decyzje, wypowiedzi, czasem pojedyncze słowa bywają rozdmuchiwane w sposób wypaczający ich sens. I to w sprawach wagi dużo większej niż honorowe wyróżnienia.

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Nie będzie prałatów! – okrzyknęli co niektórzy ludzie mediów. Nawet katolickich. Istotnie, papież Franciszek zmodyfikował sferę godności honorowych w Kościele. Wszelako w komentarze wkradło się pomieszanie z poplątaniem. Jako świadomy sprawy człowiek spróbuję co nieco wyprostować.

Otóż dotychczasowe papieskie honorowe wyróżnienia dla księży to: 1. kapelan Jego Świątobliwości, 2. protonotariusz apostolski nadliczbowy oraz 3. prałat honorowy Jego Świątobliwości. I tu zaczyna się pomieszanie. Zwyczajowo w Polsce kapelanów Jego Świątobliwości tytułuje się prałatami, protonotariuszy – infułatami. Zaś prałatów honorowych tak na co dzień trudno spotkać i też są tytułowani po prostu prałatami. Zaś w rozumieniu prawa kanonicznego „prałat”, łacińskie „prelatus” to po prostu przełożony jednostki struktury Kościoła – najczęściej więc biskup (choć nie tylko). Do tego dochodzą jeszcze lokalne wątki – np. przełożeni kapituł itp. Infułat ma prawo używania mitry (infuły) – znanego wszystkim liturgicznego nakrycia głowy. Infułaci są nie tylko ozdobą kościelnych uroczystości. Biskupi nieraz delegują ich do udzielania sakramentu bierzmowania bądź innych czynności. Zatem to honorowe wyróżnienie ma i praktyczne znaczenie.

Zatem: nie będzie nowych infułatów i nowych prałatów honorowych Jego Świątobliwości. Ale pozostaje wyróżnienie dotąd najczęściej spotykane – czyli kapelan Jego Świątobliwości. A lud i tak będzie po staremu mówił „prałat”. Spośród ponad tysiąca moich parafian tylko kilka osób tak się do mnie zwraca – dla ogromnej większości jestem po prostu ksiądz lub proboszcz. Ale byli dumni, gdym wyróżnienie otrzymał i cieszą się, gdy w uroczystsze dni wdziewam sutannę z fioletowymi obszywkami. A że sutanny nie nadużywam, to i tymi fioletowymi guzikami w oczy się na co dzień nie rzucam.

Zaniepokoił mnie w komentarzach na temat papieskiej decyzji skrót myślowy polegający na wiązaniu honorowych wyróżnień duchownych z Ewangelią. Jakby jedno drugiemu się sprzeciwiało. Jestem zanurzony już piąte dziesięciolecie w tym środowisku, w jakiś sposób nawet je kształtuję. Dobrze wiem, że ani fioletowy pas, ani infuła na głowie, ani czerwone guziki przy sutannie nie mają związku ani z ewangelizacją, ani z jej utrudnianiem. Zapytasz, po co więc są owe wyróżnienia? Otóż wskazują one kapłana – duszpasterza, profesora, animatora jakichś dzieł, który dobrze zasłużył się Kościołowi, a nieraz całemu społeczeństwu. Bo to najpierw jest czyjś wkład w budowanie wspólnoty i ludzkiej, i Bożej, a dopiero potem przychodzi wyróżnienie.

Wiem, że trafiają się pomyłki. Ale idąc takim torem myślenia, można rzec, iż pomyłką bywa wyświęcenie tego, czy innego kleryka na księdza. Dla pełnego uniknięcia takich błędów, najlepiej by było nie święcić nikogo. Absurd, jasne. Papież Franciszek nie nakazuje absurdu zakazującego wyróżnień. Upraszcza – tylko tyle. Niepokoi mnie (nie po raz pierwszy), że papieskie decyzje, wypowiedzi, czasem pojedyncze słowa bywają rozdmuchiwane w sposób wypaczający ich sens. I to w sprawach wagi dużo większej niż honorowe wyróżnienia.