Chrześcijanie tańczą

Justyna Steranka; GN 2/2014 Koszalin

publikacja 17.01.2014 05:47

Zabawa chrześcijańska to wcale nie spotkanie przy oazowych piosenkach z gitarą. Nie kończy się też bólem głowy, ale za to bólem nóg.

Tak bawiła się Szkoła Nowej Ewangelizacji. Złożone ręce nie zawsze muszą oznaczać modlitwę ks. Wojciech Parfianowicz /GN Tak bawiła się Szkoła Nowej Ewangelizacji. Złożone ręce nie zawsze muszą oznaczać modlitwę

Ja uwielbiam ją, ona tu jest i tańczy dla mnie... – to było szaleństwo do białego rana. Kobiety w strojach wieczorowych, panowie w garniturach i młodzież, która rwała się do tańca. Tak bawili się rodzice z Domowego Kościoła i ich dzieci z oazy w sylwestrową noc.

Modlitwa i zabawa

Oaza w Bornem Sulinowie i Wałczu już od kilku lat organizuje imprezy andrzejkowe, karnawałowe i urodzinowe. Dotychczas spotykała się na nich głównie młodzież. Tym razem w salce parafialnej przy kościele Miłosierdzia Bożego w Wałczu spotkały się dzieci z oazy i dorośli z Domowego Kościoła. Zabawa sylwestrowa rozpoczęła się od Mszy św. i adoracji Najświętszego Sakramentu. – W życiu powinniśmy wszystko zaczynać od modlitwy. Kiedy wychodzi się z domu, powinno się pobłogosławić najbliższych, pomodlić się przed jazdą samochodem, przed posiłkiem, bo to powoduje, że Bóg jest z nami – mówi Zdzisław Ryder, który wraz z żoną Justyną jest w Domowym Kościele od 22 lat. – Poza tym nie można odciąć się od Pana Boga – dziś nie jest nam potrzebny, bo się bawimy. Jeśli wierzymy, to Bóg musi być z nami w każdej sytuacji. Człowiek chrześcijanin powinien być do tańca i do różańca – dodaje. Biorą udział w chrześcijańskich balach karnawałowych od wielu lat. – Zapraszaliśmy na nie też osoby spoza Domowego Kościoła, żeby widziały, że jesteśmy normalnymi ludźmi. Ci, którzy nie są we wspólnocie, myślą czasem, że my leżymy krzyżem, nie bawimy się, nie tańczymy, tylko się modlimy. Byli bardzo zaskoczeni, że jest inaczej, że umiemy się bawić – wspomina. Małżeństwa z Domowego Kościoła spotykają się w kręgach przynajmniej raz w miesiącu. Jeżdżą razem na rekolekcje, ale – jak się okazuje – wciąż im mało spotkań. Grzegorz i Danuta Madejowie z Bornego Sulinowa, którzy są we wspólnocie od roku, przyjechali na zabawę, bo – jak mówią – swój do swego ciągnie. – Był czas, kiedy Pan Bóg nas nawrócił i dał na tę okoliczność grono nowych znajomych. Z tego wynikają takie przyjemności jak choćby wspólna zabawa – mówi pan Grzegorz. – Wcale nie mamy się dość. Wręcz przeciwnie, jest potrzeba bliskości z tymi ludźmi cały czas, na różnych płaszczyznach – dodaje jego żona.

Kto nie pije, ten kabluje?

Ruch Światło–Życie, którego gałęzią jest Domowy Kościół, promuje – poprzez Krucjatę Wyzwolenia Człowieka – abstynencję, a także niekupowanie alkoholu i nieczęstowanie nim. Nie chodzi tu bynajmniej o negowanie picia alkoholu ani o twierdzenie, że jest z natury zły. To pokazanie, że są tacy, którzy chcą z niego zrezygnować. – Można się bawić bez alkoholu, choć to zawsze wywołuje zamieszanie. Ludzie często mówią, że to niemożliwe – po co się spotykać, jeśli nie można pić? – tłumaczy Justyna Ryder, która jest w krucjacie od 17 lat. – Kiedy ją podpisałam, zauważyliśmy z mężem, że zaczęło nam się wykruszać grono przyjaciół. Musieliśmy się zmierzyć z różnymi docinkami, ale potem znajomi się przyzwyczaili i przeszli nad tym do porządku dziennego – opowiada. Podpisała ją w intencji ojca. – Mój tata nie pije już wiele lat. Zaczął chodzić regularnie do kościoła. Wiem, że owoce krucjaty są ogromne. Pan Zdzisław, mąż pani Justyny, oficjalnie nie jest w krucjacie, ale również nie pije alkoholu od wielu lat. – Na początku słyszałem w pracy komentarze: „Kto nie pije, ten kabluje”. Ale potem to się zmieniło. Tamci ludzie już przyjęli, że to nie jest nic złego nie pić – mówi. Pani Justyna zaznacza jednak, że bycie w krucjacie wymaga pokory. – Nie można się z tym afiszować, bo to wywołuje odwrotny skutek. Nawet jak stawiają nam kieliszek, niech sobie stoi. Człowiek nie może czuć się lepszy ani gorszy od tego, który pije – tłumaczy.

Ksiądz i makarena

Wspólne szaleństwo na parkiecie rozpoczęło się niemalże od razu po przestąpieniu progu sali. Chłopcy czasem z nieśmiałością prosili dziewczęta do tańca. Z kolumn wydobywał się dźwięk znanych dyskotekowych przebojów, a na parkiecie każdy tańczył, jak potrafił. I rodzice, i dzieci, bo przecież grunt to dobra zabawa. – Cieszę się, że tu jestem. Byłam też na andrzejkach, na warsztatach ewangelizacyjnych w zeszłym roku i było bardzo fajnie. Dlatego postanowiłam przyjechać jeszcze raz – mówi Roksana Pawlik, gimnazjalistka z Bornego Sulinowa. – Nie miałem w ogóle zawahań, jak usłyszałem, że będzie tu impreza. To świetny sposób na spędzenie tego dnia, bo wielu naszych kolegów siedzi gdzieś teraz i pije, a ja się cieszę, że jestem tu i z takimi ludźmi. To też jest pewien rodzaj świadectwa, że można się bawić inaczej – dodaje Stanisław Mikołajczak z wałeckiej oazy, porywając do tańca swoją dziewczynę. Na tej imprezie bawią się razem uczniowie podstawówki, gimnazjaliści, licealiści i studenci. Wcale nie przeszkadza im, że ksiądz tańczy z nimi makarenę. – Byłoby zaskoczeniem, gdybyśmy my, księża, poszli na zwykły bal sylwestrowy. Tu jest inaczej, bo dla nich to jest ważne, że się z nimi bawimy – mówi ks. Marcin Dobrowolski z parafii Miłosierdzia Bożego w Wałczu. – Spotykamy się z nimi co tydzień. Mamy adoracje, Msze św., wyjazdy i, chcąc nie chcąc, oni nas znają bardzo dobrze, a my ich. Są chwile, kiedy się modlimy, ale też wygłupiamy się, rzucamy się śnieżkami, organizujemy kuligi. Po prostu spędzamy razem czas. Dlatego to naturalne, że razem również się bawimy – tłumaczy duszpasterz. – Oni przez to dojrzewają do takiej postawy, że można się świetnie bawić bez alkoholu i w dużym gronie – od najmłodszych do najstarszych. Podobnego zdania jest ks. Sebastian Przybyła, który prowadzi oazę w parafii pw. św. Brata Alberta w Bornem Sulinowie. – Te dzieci się łączą w różnych przestrzeniach życia, a zabawa to też dla nich okazja, żeby się jednoczyć – mówi. – Nie miałem tego jako chłopak. Kiedyś pomyślałem, że jakbym został księdzem, to chciałbym coś takiego dla dzieci robić, żeby miały gdzie spędzać czas. Udało się. I choć kosztuje to sporo trudu, to radość jest wielka. Sylwester zakończył się o 4 nad ranem.

Używaj po trosze wina

Nie była to jedyna impreza tego typu. Piotr Trojanek zorganizował „domówkę” dla przyjaciół z Odnowy w Duchu Świętym. – Zaczęliśmy od modlitwy, a potem mieliśmy mnóstwo czasu na rozmowy, bo przecież całą noc. Po to zorganizowaliśmy tę imprezę, żeby podziękować Bogu za ten rok i spotkać się w dobrym towarzystwie – wyjaśnia. Zabawę sylwestrową zorganizowała też m.in. diecezjalna Szkoła Nowej Ewangelizacji, która bawiła się w Zespole Szkół Katolickich w Koszalinie. – Zaczęliśmy sylwestra od Mszy św., bo chcieliśmy podziękować Bogu za to, co się stało w tym roku w naszej wspólnocie: było mnóstwo rekolekcji i kursów ewangelizacyjnych, „Przystań z Jezusem” w Kołobrzegu i wspólne uwielbienie Go na Stadionie Narodowym – wylicza Magdalena Plucner z SNE. – A potem bawiliśmy się do rana. Nasza diakonia tańca porywała wszystkich do zabawy. Jak się okazało, nasz duszpasterz ks. Rafał Jaroszewicz również nadawałby się na wodzireja, bo co chwilę inicjował jakieś tańce. Tam sylwestra świętowano z winem i lampką szampana o północy, zgodnie z zasadą biblijną: „Używaj po trosze wina”. – Najważniejsze było, że bawiliśmy się z ludźmi, którzy są dla nas ważni. Spotkaliśmy się, by z całą wspólnotą zakończyć ten rok, przywitać nowy i powierzyć g0o Bogu – dodaje pani Magda.

Krucjata Wyzwolenia Człowieka

To program zainicjowany przez ks. Franciszka Blachnickiego. Jego celem jest osiągnięcie wolności osobistej poprzez modlitwę, post i jałmużnę. Członkowie KWC nie piją alkoholu, nie kupują ani nie częstują nim. Służą jednak ludziom zniewolonym i uzależnionym nie tylko od alkoholu.

TAGI: